23 czerwca 2012

No i doigrałam się...


Chyba powinnam napisać poradnik jak wybrać dwa z krótkiej listy najbardziej stresujących zawodów i zrujnować sobie zdrowie pracą. Niestety moi kochani tym razem tak tu się zakurzyło i ucichło nie ze standardowych powodów. Piszę do Was z mojego drugiego w swoim 31- letnim życiu L-4 spowodowanego bynajmniej grypą czy szalejącą wokół anginą.  Przyznaję się bez bicia, że w większej części to z powodu mojego zaniedbania siebie znalazłam się nigdzie indziej jak w szpitalu. Co prawda nie zabawiłam tam długo  jednak sprawa jest na tyle poważna, że czekają mnie badania i jestem niespokojna o swoje zdrowie. Póki co nie wiem nic konkretnego, żadna diagnoza nie padła. Żyję więc w zawieszeniu próbując odpoczywać i stosując się ściśle do zaleceń lekarzy. Bynajmniej nie czuję się jak młody bóg. Przeciwnie długo nie byłam taka słaba i fizycznie i psychicznie. Staram się myśleć pozytywnie, ale wychodzi mi jak Stuhrowi ze śpiewaniem – trochę lepiej lub trochę gorzej. Nie gniewajcie się więc, że zaniedbuję to miejsce i nie odwiedzam Was w sieci. Nie bardzo umiem się teraz zająć czymkolwiek. Jak się trochę ogarnę na pewno będę Wam pisać dalej. A póki co trzymajcie za mnie kciuki i wysyłajcie do mnie pozytywne fluidy zwłaszcza we środę wieczorem.

Do napisania

Wasza Eris

8 czerwca 2012

Kilka myśli


Myślała o tym, czego się nauczyła, kim była kiedyś i kim stała się teraz. Była kobietą, która (…) z całych sił starała się uleczyć sama siebie. Miała teraz pracę, którą kochała, i czuła się na tyle pewna siebie, by sięgać po to, na co miała ochotę. Była kobietą, która popełnia błędy, która czasami płacze w poniedziałkowy ranek albo w nocy, gdy leży sama w łóżku. Była kobietą, którą często nudzi własne życie, której niełatwo wstawać rano do pracy. Była kobietą, która czasami z niechęcią przegląda się w lustrze, zastanawiając się, czemu nie potrafi zmusić się, by częściej chodzić na siłownię; była kobietą, która czasami zastanawia się nad powodem, dla którego musi żyć na tej planecie. Była kobietą, której czasami się nic nie udaje. Z drugiej jednak strony była kobietą z milionem szczęśliwych wspomnień, która wie czym jest prawdziwa miłość i która jest gotowa, by zacząć nowe życie, nowy związek i zbierać nowe wspomnienia. Bez względu na to, czy stanie się to za dziesięć miesięcy czy dziesięć lat (…) Cokolwiek ją czekało, wiedziała, że otworzy serce i podąży tam, dokąd ją ono zaprowadzi. A tymczasem będzie po prostu żyć.

Cecylia Ahern

 Myślę, że wiele kobiet mogło by się spokojnie podpisać pod tymi słowami w odniesieniu do siebie. Gdzieś w każdej z nas jest ta rana  jedna z wielu, która nie chce się zagoić, albo taka, po której została blizna, która nadal uwiera. Jedna taka  rzecz, która sprawia, że człowiek czuje się chory mimo, że fizycznie nic mu nie dolega. Na swoim koncie mamy wiele błędów i wiele łez. Codzienność niejednokrotnie nas przytłacza szarością a nasz wygląd zawsze według nas pozostawia wiele do życzenia. Czasem z jednej kłody pod nogami trafiamy wprost na drugą i nic nam nie wychodzi. A jednak mimo tego potrafimy zrozumieć ile dobrego nas w życiu spotkało i ogrzać się wspomnieniami lepszych dni. Wiele kobiet mimo częstych porażek na polu miłosnym niezmiennie wierzy w miłość i dla niej ryzykuje kolejne zranienie. Dlaczego? Dlatego, że taką konstrukcją jest kobieta. Czasem mam wrażenie, że żyje właśnie po to by kochać. Mimo wszystkiego, co nas spotyka żyjemy dalej odnajdując pokrzepienie w świadomości tego, że jutro wstanie nowy dzień zupełnie nieskalany i czysty po to by móc wszystko zmienić. Czasem po prostu żyć znaczy aż żyć. I nie ma w tym nic złego, że poza samym życiem nie dokonujemy wielkich czynów. Niejednokrotnie łapię się na tym, że chciałabym tak wiele zrobić tak wiele zmienić a tak naprawdę to, czego chcę, poza jednym pragnieniem, nie jest tak naprawdę ważne, bo blednie w obliczu spraw fundamentalnych. Znów dowiedziałam się o chorobie nowotworowej młodej osoby. I pomyślałam, że to, że nie umiem być szczęśliwa mając coś, co jest najcenniejsze – zdrowie jest swego rodzaju bluźnierstwem.  Zmagam się ostatnio sama ze sobą. Z tym ciągłym poczuciem beznadziejności. Z tą małą wiarą w szczęśliwe zakończenia. Z nawałem pracy i czasem. Tak trudno jest mi się zatrzymać. Tak trudno jest mi wypowiedzieć na głos, że się boję. Czas mi odbiera życie po kawałeczku każdego dnia, a ja nie umiem wypełnić go miłością. I to jest moja największa porażka. Jak każda kobieta powinnam otworzyć serce, pójść za jego głosem i po prostu żyć. Nie umiem tego zrobić na pstryknięcie palcami. Tyle samo mnie łączy z innymi kobietami, co dzieli. Nie ma dwóch takich samych dróg mimo, że zbudowane są z tego samego materiału.