21 listopada 2012

Home sweet home




Tak, tak to sem ja we własnej osobie we własnym domu znów:) Widzę, że w domu pięknie czysto, przewietrzone kwiatki podlane a nawet koszyk na powitanie wzorem dobrej gospodyni. (Dziękuję pięknie Polluś:*) Nawet nie wiecie jak dobrze być w domu mimo, że na klinikę nie mogę złego słowa powiedzieć. Czuję się jak na okoliczności dobrze. (Poproszę już o nie wspominanie, bo czkawka u mnie cokolwiek bolesna jest, zaraz po kichnięciu;) Pozbyłam się już zszywek tapicerskich z brzucha na początku tygodnia a o innych rzeczach będziemy rozmawiać później z moim lekarzem. Jednak prognozy są dobre. Teraz czuję się trochę jak przedszkolak, bo wszystkiego się muszę uczyć na nowo. I żywienia (wcale nie jest łatwo ułożyć sobie proporcje, czas i komponować posiłki a błędy niestety są bolesne) i poruszania się (usiłuję się prostować) i takich akrobacji, które pozwolą np. ubrać skarpety. Działo się ze mną kochani sporo. Tylko Bogu i Waszej modlitwie mogę podziękować, że jestem już w domu i całe procedury przebiegły pomyślnie. Postanowiłam, że nie będę Wam pisać o medycznych aspektach mojego pobytu w klinice. Jeśli ktoś jest ciekawy, ma pytania, odpowiem prywatnie. Nie chcę tu pisać o chorowaniu. Opowiem natomiast o zabawnych historiach, których też nie brakowało od początku.

Pierwsza zabawna sytuacja miała miejsce już na sali operacyjnej gdzie jak wiadomo tłum w tym studenci brytyjscy (w końcu nazwa Uniwersyteckie Centrum Kliniczne nie jest nadana bez powodu:) Siedzę sobie na stole operacyjnym we wdzianku z wywietrznikiem od tyłu i czekam na znieczulenie w kręgosłup by po operacji mniej cierpieć. Anestezjolog tymczasem lata mi dłońmi po całym kręgosłupie pokazuje kręgi, przygotowuje do wkłucia i tłumaczy po angielsku każdy swój ruch a ja chcąc nie chcąc wszystko rozumiem i nagle słyszę jak przechodzi do opowiadania o komplikacjach. I jak to ja nie wytrzymałam i znacząco chrząkając poprosiłam by o komplikacjach to on jednak poopowiadał jak zasnę, bo ja tu siedzę i wszystko rozumiem. Nie muszę mówić, że wywołałam śmiech na sali polskojęzycznej części zespołu:) A doktor się zreflektował i zgodził, że faktycznie nie powinnam tego słuchać:)

Wiecie już, że operacja mi się opóźniła (w tak wielkim centrum to norma) i zaczęła się o 13 w czwartek wyobraźcie więc sobie co poczułam jak się drugi raz obudziłam (pierwszy ok. 1 w nocy usłyszałam w radiu godzinę stwierdziłam że cała jestem i aż tak nie boli i zasnęłam znów) i usłyszałam w tle jak pielęgniarka mówi do kogoś sobota 4 rano i zobaczyłam, że akurat podają mi krew. Matko wystraszyłam się strasznie myśląc, że przespałam cały piątek i coś się ze mną niedobrego działo. Jednak niedługo potem pojawił się mój lekarz by do mnie zajrzeć (nie musiał, ale taki jest kochany) i spytał jak się mam zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że dobrze jak na okoliczności. A on powiedział, że wszystko przebiegło bez komplikacji i jak na jego oko mój wróg nr 1 był po chemii już w fazie regresji czyli cofania się po czym swoim zwyczajem zażartował, że wątrobę mam piękną  i otrzewną też:) Uśmiechnął się też jak mu powiedziałam, że się zdziwiłam, że tak długo spałam i nie sprostował  z grzeczności dnia tygodnia pewnie myślał, że mi się po narkozie dni pomieszały, tylko powiedział, że to normalne po takim zabiegu. A ja dowiedziałam się, że jednak jest piątek i doby nie przespałam dopiero jak mnie zabrali z sali monitorowanej od mojej siostry:) Pewnie pielęgniarka mówiąc o sobocie coś umawiała, może dostawę leków np. :)

W klinice panuje swoisty humor korytarz gdzie chorym każe się spacerować kilka dni po operacji nazywa się aleją gwiazd, wejście na oddział szklaną pułapką ze względu na swój wygląd i awaryjność powodującą albo niemożliwość wejścia albo wyjścia a umawianie się na odłączanie kolejnych rurek umawianiem się na randkę z siostrą opatrunkową:)

Moja mama idąc do mnie minęła się z lekarzem dyżurującym i wchodząc mnie pyta: A ten tu co? Sprząta? Uśmiałam się zdrowo. Jednak co tu się dziwić mamie skoro w fartuchu nie był i młodziutko wyglądał jakby dopiero co liceum skończył:)

Dostałam w sumie cztery dawki krwi. Dwie na sali monitorowanej po operacji i dwie już na oddziale. Po pierwszych dwóch stałam się ze zmarzlaka gorącą kobietą nawet stopy i dłonie ciepłe dostałam więc moja rodzina stwierdziła, że to pewnie jakiś zdrowy żołnierz mi tą krew ofiarował. Trzecia za nic nie chciała lecieć ciągle się ślimaczyła i blokowała i zaraz znów zyskała przydomek krwi flegmatyka, a czwarta zleciała tak szybko i niespostrzeżenie, że nazwano ją sprinterem:)

Dobrze kochani to by było na tyle z wieści poszpitalnych. Przesyłam Wam buziaki i jeszcze raz dziękuję za obecność i modlitwę:*

Erizabesu

Ps: Megi pytałaś jak to możliwe żyć bez żołądka. Możliwe jest dzięki temu, że tworzy się podczas operacji nowy, mały z jelita cienkiego.

14 listopada 2012

Witamy w domu !

Wpadłam tylko na chwilkę po raz ostatni  z wiadomością, że Eris właśnie czeka w szpitalu na swój wypis i wraca do domu. Zapewne niebawem sama się odezwie i opowie wszystko ze szczegółami. 

Bardzo się cieszę, że zostawiła mi klucze do swojego domu i mogłam przekazywać na bieżąco tylko same dobre wiadomości, a takie jak wiadomo wszyscy lubimy najbardziej.  Mam nadzieję, że nie nadużyłam gościnności :)

Zerknę jeszcze tylko czy podlałam wszystkie kwiatki i przewietrzę pokoje. Zostawiam na stoliku karteczkę i:


                                                            fot. net

WITAMY W DOMU !!!

i już zmykam do siebie.


POLLY

13 listopada 2012

Światełko w tunelu ...

Ze świeżych i jeszcze ciepłych dzisiejszych wieści, to jest już światełko w tunelu i jutro po obchodzie okaże się, czy Eris wygrała w Totka i już w weekend wyśpi się we własnym łóżku we własnym domu ?! Wszystko ku temu jest na dobrej drodze i zniknęła już sonda z nosa pozostawiając lekkie odparzenie i dwie dziurki (w sam raz na kolczyki), zniknęły dreny z rany a Eris tryska humorem jak zawsze. Ponad pół godziny czatowałam dziś z telefonem w ręce żeby się wbić na rozmowę bo cięgle ktoś wisi na kablu hi hi hi ...

Ale najbardziej dzisiaj Eris ucieszyła się z ..... obiadu ! Dostała kisiel i rosół z ryżem oraz dowiedziała się, że wcale nie będzie musiała jadać wszystkiego miksowanego i zakupić blendera. Może jeść w miarę normalnie tylko będzie musiała powoli i bardzo dokładnie gryźć i przeżuwać. Czyż nie jest to kolejna super wiadomość ?? 

Zmieniła też salę na inną a jej współlokatorka wyszła już do domu, więc teraz ma kolejną nową koleżankę na sali, a niebawem nadejdzie jej kolej na opuszczenie szpitalnych murów. Jedynie co lekko martwi personel to wyniki krwi więc dla wzmocnienia podali dziś Eris kolejną jej dawkę. 

Myślę, że lada dzień będę mogła zakomunikować ostatnie dobre wieści i oddać wypożyczone klucze ... 

POLLY

12 listopada 2012

Bardzo dobre wiadomości !

Wczoraj znów rozmawiałam z Eris. Przekazałam pozdrowienia od Was i miałam szczęście usłyszeć, że po zniżkowym dniu jaki dla Eris był w sobotę kiedy to przestały powoli działać leki przeciwbólowe i narkoza i nasza rekonwalescentka poczuła się tak wyczerpana fizycznie jakby przerzuciła kilka ton węgla - wczoraj nastąpiła mega pozytywna poprawa. Nie będę się wdawała w szczegóły o których Eris nie bardzo by chciała żeby pisać, ale ogólnie jej organizm bardzo dobrze i błyskawicznie dostosowuje się do nowej sytuacji. Powrót do zdrowia jest na tyle na dobrej drodze, że ponoć sam lekarz prowadzący dziwi się jak prędko zdrowieje i staje na nogi. Może się już ruszać, z kręgosłupa usunęli jej już to co przeszkadzało jej się przewracać na łóżku i zmieniać pozycje. Zniknął też cewnik co Eris niezmiernie uradowało. Powoli kolejne rurki odchodzą w niepamięć i jak tak dalej pójdzie może naszą dzielną dziewczynę puszczą niebawem do domu.

Wszystko powoli się goi i jest na dobrej drodze. Systematycznie przekazuję też Wasze pozdrowienia, kolejna nasza telekonferencja przewidziana jest na jutro. 

Oby tak dalej :) ! 

POLLY 

9 listopada 2012

Przebudzenie !

Powoli możemy przestać się stresować i być spokojni bo wieści są dobre a nawet chyba bardzo dobre.

Przed chwilką rozmawiałam z mamą Eris i miałam to wyczucie, że zadzwoniłam akurat po tym jak kilka minut wcześniej mama rozmawiała z samą Eris, która wprawdzie na krótko ale już się sama obudziła i zadzwoniła do domu mówiąc mamie, że jest wszystko dobrze i żeby "nie siała paniki" - ciekawe czy będzie te słowa potem pamiętała :)

Operacja trwała podobno 3,5 godziny i lekarz zdecydował się usunąć żołądek w całości. Podobno powiedział Eris tuż przed operacją, że jeśli uzna, że inne organy wewnętrzne np. śledziona, są również zagrożone to nie będzie się wahał ich też usunąć. To bardzo dobry lekarz i woli coś więcej z zapasem wyciąć niż mają być później problemy. Ale myślę, że o takich dokładnych szczegółach to już sama nasza rekonwalescentka napisze bo nie chcę czegoś przekręcić. 

Żołądek zatem usunięty w całości i teraz został oddany na szczegółowe badania a sama Eris przewieziona już z OIOM-u (Oddział Intensywnej Opieki Medycznej) na oddział pooperacyjny i spokojnie sobie odpoczywa. Od rana jest z nią najstarsza siostra, która miała to szczęście trafić na przebudzenie Eris więc wszystkich uspokoiła. I udało jej się też porozmawiać z lekarzem.  

Tyle wiem i myślę, że jest dobrze i możemy się cieszyć. Tą lekarkę, która u Eris od razu zdiagnozowała coś złego i nie olała jej dlatego, że jest młoda a wręcz przeciwnie od razu zaczęła ją dokładnie badać i znalazła przyczynę złego samopoczucia, to bym chyba wyściskała aż do przyduszenia z radości ...

Cud moim zdaniem, że tak prędko wszystko zostało zdiagnozowane i leczone. No ale Eris mieszka w domu jak ja to mówię "pod Aniołami" więc nie mogło być inaczej.

Odezwę się jak dowiem się znów czegoś nowego. A póki co dajmy biedulce się wyspać za wszystkie czasy bo sen to najlepsze i najszybsze lekarstwo ! 
______________________
Dopisek 19.00

Właśnie rozmawiałam z Eris. Aż trzy razy do mnie dzwoniła a ja co ?? a ja spałam jak zabita bo mnie jakaś słabość zmogła. Ale już się porozumiałyśmy. Eris tryska humorem i nawet pozwala sobie robić zdjęcia z plastrem na nosie i rurkami wychodzącymi z ciała. Jest dobrej myśli i dobrze się czuje mimo, że na razie nie wolno jej się ruszać tylko leży na plecach. W mówieniu troszkę jej przeszkadza sonda w nosie ale jest zadowolona i ma dobrą opiekę. Leży na 2- osobowej sali z pacjentką, która przeszła tę samą operację 5 dni temu i już się dobrze czuje więc obie sobie pomagają. Telefon ma wyciszony i sms-y odbiera w przerwach między snem, który ją co chwila dopada. Obudziła się sama już w nocy ok. 01.00 i zobaczyła, że miała kroplówkę z krwią podłączoną. Tak więc wszystko jest w porządku, Eris jest cała (bez pasażera na gapę) ma humor jak zawsze i śmieje się nawet z sondą w nosie, którą jej przyszyli do skrzydełka nosa zamiast do przegrody ... 
Urodzona pod szczęśliwą gwiazdą ! może się jej uda uniknąć chemioterapii i tylko radioterapię zastosują dla pewności, że całego świństwa się pozbyła. Powoli znikną też dodatkowe rurki w ciele i ... za jakieś 10 dni może już wróci do domu.   

Eris wszystkich pozdrawia serdecznie i cieszy się bardzo, że o niej pamiętamy bo przed operacją aż do 13.00 dostawała sms-y i nawet nie wszystkie zdążyła na czas przeczytać. Telefon to chyba będzie musiała codziennie ładować bo dzwonią i sms-ują do niej osoby nie tylko z Polski i telefon jest ciągle rozgrzany. Jest mile zaskoczona, że wzbudza taką troskę i, że tyle osób chce jej dać znak, że myśli, pamięta, trzyma kciuki i się martwi. Zapewne wszystkim podziękuje sama ale chciałam Wam dać znać już teraz, że docenia zainteresowanie i na pewno milej jej się będzie dochodziło do zdrowia ze świadomością, że o niej myślimy ...

POLLY

8 listopada 2012

Doniesienia z pola walki !

Kochani !

Witam wszystkich, którzy czekają na wieści od Eris. Na razie wiem tylko tyle, że jak to zwykle bywa operacja się opóźniła (chyba z powodu wcześniejszych zaplanowanych zabiegów) i zaczęła dopiero w okolicy godziny 13.00 więc jeszcze nic nie wiadomo jak przebiegła. Dosłownie chwilę temu rozmawiałam z mamą Eris, która podobnie jak jej siostry i my wszyscy, czeka niecierpliwie na jakieś dobre słowo ze strony szpitala. Niestety póki co nic nie wiadomo, kazali rodzinie zadzwonić później więc czekamy ...

Mama Eris prosiła przekazać wszystkim, którzy mają Eriskowy numer telefonu, żeby nie dzwonili do niej w najbliższym czasie, bo Eris przez 2 dni będzie spała. Lekarze tak praktykują żeby organizm się szybciej regenerował i nie marnował energii.

Będę dzwoniła jeszcze raz przed 22.00 i jeśli czegoś się dowiem to dopiszę.

Jestem pewna, że będę miała do przekazania dobre wieści.

Nie puszczajcie kciuków, nie przerywajcie modlitw i wysyłajcie nadal pozytywne myśli i fluidy :)
Do napisania
____________________ 

DOPISEK 20.50

Właśnie dzwonił lekarz dyżurny do rodziny Eris i powiedział tylko, że wszystko jest w porządku i Eris śpi na sali pooperacyjnej, a jutro w szpitalu będzie prawdopodobnie ten, który ją operował i prowadzi, wtedy będzie wiadomo coś więcej jak wszystko przebiegło. 
  
No to do jutra ...

POLLY 

5 listopada 2012

Anioły są wśród nas




Chacharek

Podziękowanie

W wielkiej siatce dobroczynności
Kryje się wiele ludzkiej miłości
To taki niezwykły gest
Oznaka, że ktoś blisko jest
I cieszy to i bardzo wzrusza…
Jakże ofiarna może być czyjaś dusza

Wdzięczna jestem bardzo za moje Anioły. Anioły o ludzkich twarzach w ludzkim ukryte ciele. Te które w najtrudniejszym momencie zawsze odnajdują do mnie drogę. Te które wyciągają mnie z mojej skorupy całkiem szczelnej. Te które jakimś trafem zawsze wyczuwają, że są potrzebne właśnie teraz kiedy gorszy dzień, kiedy łzy na końcu nosa, kiedy problemy dokuczają. One wiedzą  jak ważna jest obecność, kilka słów, miły nieoczekiwany gest. Nie ma takiej opcji by pozwoliły mi się zgubić. Każdego dnia zadziwia mnie ile ich przy mnie jest. Jest moja anielska rodzina. Są moi anielscy przyjaciele. Płynie do mnie dobre słowo z północy i z południa naszego pięknego kraju, ale też z Niemiec, Paryża i Irlandii. Dobro nie zna granic. Płynie za mnie modlitwa szczera od dorosłych i od dzieci, co mnie niezmiennie wzrusza. Bardzo wyraźnie czuję ciepło wysyłane w moją stronę. Silniejsza jestem dzięki moim anielskim podporom. To dzięki nim udaje mi się przetrwać ten trudny czas. To dzięki nim mam zawsze komu się wygadać, podzielić lękiem ale i dobrymi wieściami. To dzięki nim mam przed sobą namacalne dowody ich wsparcia. Dbają by nigdy nie zabrakło mi ciepła i dosłownie i w przenośni. Są bezcenne dla mnie, bo tak jak leki i właściwa terapia sprawiają, że fizycznie czuje się dobrze tak one dźwigają moją duszę. Sterana jest ostatnio. Różne emocje nią targają. Stara się zachować spokój i nawet jej to wychodzi. Wie, że musi zaufać. Zawierzyć, że inne ręce niż własne  równie dobrze zadbają o nią. Powierzyć innym swoje życie, co jest dla niej trudne. Liczy, że wszystko będzie dobrze. Liczy, że to nowe życie, które ją czeka będzie dobre. Ma nadzieję, że to, co najlepsze jeszcze przed nią.

Ps: Nie wiem kochani kiedy wrócę. Nikt nie jest w stanie tego powiedzieć. Na czas mojej nieobecności klucze do mojego wirtualnego domu powierzam Polly, która Was będzie informować  na bieżąco, co się ze mną dzieje.