8 kwietnia 2013

32




Przedwczoraj były moje urodziny. Trzydzieści dwa lata temu przyszłam na świat. Pierwszy raz od tego czasu jestem tak bardzo wdzięczna, że przeżyłam kolejny rok. Zupełnie szczerze kilka razy myślałam, że to nie będzie mi dane. Myślę, że to, co najgorsze mam za sobą. Wiem, że tu nie ma pewników. Daleko mi do tego by czuć się jeszcze jak młody bóg. Cały czas dochodzę do siebie. Ten proces jest bardzo czasochłonny. Mój organizm nie zapomni, że otrzymał cztery cykle chemii jeszcze przez trzy lata. O radioterapii nie zapomni nigdy. Moja psychika przeszła tyle w ostatnim czasie ile niektórym ludziom nie zdarza się przeżyć w ciągu całego życia. Jestem. W towarzystwie bliskich spokojnie zjadłam tort, który miał smak zwycięstwa, napiłam się kawy, pośmiałam się i porozmawiałam o wszystkim i o niczym. Jestem szczęściarą. Nikogo nie zabrakło przy moim świątecznym stole. O czym dziś myślę? O tym jak zmieniła mnie choroba i nie mam tu na myśli ani fryzury ani utraty wagi. Jest we mnie nowy lęk, który już będzie obecny do końca moich dni. Ma na imię przerzut. Jest we mnie obawa, że to moje pogmatwane życie osobiste z małego prawdopodobieństwa na jego ułożenie przeszło w stan nieprawdopodobieństwa. Powoli zaczynam godzić się z myślą, że mogę nie mieć własnej rodziny. Jest we mnie strach, że nie uda mi się z powodzeniem wrócić na rynek pracy i zapewnić sobie utrzymania. Przeraża mnie myśl, że powrót do pracy może spowodować powrót choroby. Boję się, że kiedyś może wyczerpać mi się siła i wola walki a mój wróg numer jeden nie omieszka z tego skorzystać. Tak mam w sobie o wiele więcej lęku niż rok temu. Co jeszcze się zmieniło? Zrozumiałam, że choroba świetnie weryfikuje wiedzę o ludziach z własnego otoczenia. Bardzo szybko można się przekonać komu tak naprawdę na Tobie zależy. O wiele mniej dziś przy mnie osób. Tym, którzy zostali ufam i wiem, że zdali egzamin na przyjaciela na 6 tym, którzy już mnie pochowali z przyjemnością mogę pokazać środkowy palec. Zrozumiałam też, że muszę zmienić swoje życie tak bym mogła je przeżyć a nie strwonić na coś, co nie jest warte mojego czasu na tej ziemi. To będzie dla mnie najtrudniejsze zadanie. Dlaczego? Bo jego wykonanie nie jest do końca zależne ode mnie. Zwyczajnie na niektóre rzeczy nie mamy wpływu choćbyśmy nie wiem jak bardzo chcieli. Wiele zmieniło się w mojej głowie przez ten rok. Poprzestawiały priorytety, doszły kolejne wartości, zmieniła świadomość. Podobno chemia zmienia naszą strukturę DNA i dlatego chorym zmieniają się min. nawyki żywieniowe i tym co mieli proste włosy odrastają kręcone. Mnie tak psychicznie zmieniła choroba. Nie mogę dziś powiedzieć, że jestem tym samym człowiekiem. Czasem sama siebie nie poznaję. Myślę, że z czasem ogarnę to moje życie wywrócone do góry nogami. Myślę, że z czasem nauczę się żyć ze wszystkim co wniosła w moje życie choroba. Myślę, że teraz jest dla mnie najlepszy czas by poukładać siebie. Dlatego teraz przy tej urodzinowej okazji pozwoliłam sobie na to małe podsumowanie ostatniego czasu. Tak wiem jakoś mało optymistycznie wyszło. Pewnie dlatego, że już od bardzo dawna zasadnicze sprawy w moim życiu są jedną wielką niewiadomą i niewiele w nim pewników. Brakuje mi jeszcze równowagi. Mam nadzieję, że już niedługo do niej wrócę. A tymczasem kochani jestem szczęśliwa, że Was mam, że o mnie pamiętaliście, że obdarowaliście mnie cudownymi prezentami, kartkami, życzeniami; że wreszcie u mnie świeci słońce. Cieszy mnie ogromnie to, że nie jestem sama tak po prostu, że jest przy mnie moja cudowna, zwariowana rodzina i przyjaciele. Bliskość drugiego człowieka zawsze będzie dla mnie nieocenionym darem. Dobrze to by było na tyle z moich przydługich rozważań w końcu wiadomo, że jak urodziny to z utęsknieniem czekacie na tort:) Mój w tym roku był truskawkowy, bo tak;) Zerwałam z wiśniową tradycją i SAMA  własnoręcznie go stworzyłam tak jak przed chorobą, co było nie lada wyczynem i z czego jestem dumna. Oczywiście zostawiam go tu dla Was byście się poczęstowali, śmiało nie tuczy;)





I jeszcze tak w ramach podróży sentymentalnej /przeglądałam w Święta stare zdjęcia/ i prezentu dla Was kawałek mnie z dzieciństwa w mojej ulubionej sukience z kotem po której rzewnie płakałam kiedy z niej wyrosłam:) Tak wyglądała mała Eris:)