31 sierpnia 2011

UWAGA ZLOT !


Ogłaszam wszem i wobec, że  udało mi się wywalczyć AŻ pięć dni urlopu i jak zwykle obieram kurs na południe.  W związku z powyższym zawiadamiam o naborze na kolejną edycję zlotu w Krakowie. Pijana będę Cię trzymać za słowo dlatego też już jesteś zwerbowana bez prawa do odmowy tak jak Kasiulek i Rose. W Krakowie będę od 3 do 6 września i w tych dniach można się ze mną umówić na kawę, po wcześniejszym uprzedzeniu mailowym /mail wiadomo z lewej strony/ podania rozpatruje  oczywiście Naczelna Rada Czarownic.  Główny zlot planuję na niedzielę 4 września z wiadomej i oczywistej przyczyny – blogerzy to też ludzie pracujący a 3 września będę dopiero późnym popołudniem w Krakowie. Generalnie jak widać również po mojej aktywności blogowej jestem już na wyczerpaniu energetycznym i urlopu mi trzeba jak powietrza. W związku z czym uprasza się o trzymanie kciuków za litościwość szanownego PKP, które akurat teraz zmienia rozkład,  łaskawość matki natury w kwestii pogodowej i cierpliwość w kwestii kolejnych notek.

Do napisania

Wasza Eris

21 sierpnia 2011

Misz masz


Nie karz się za to, że nie znasz wszystkich odpowiedzi. Nie zawsze musisz wiedzieć, kim jesteś albo widzieć swoją przyszłość. Czasem wystarczy, jeżeli znasz swój następny krok.
Sophie Kinsella

Staram się przestawić na minimalistyczne myślenie. Nie zastanawiać się za wiele dlaczego jest jak jest, dlaczego na niektóre pytania zwyczajnie nie umiem odpowiedzieć, dlaczego moja przyszłość jak zawsze jest niejasna. Po prostu cieszyć się tu i teraz. I wiecie co nawet mi to wychodzi. Lepiej się czuję. Dostrzegam więcej małych błogosławionych szczęść. Może zwyczajnie to nie jest właściwy czas by poszukiwać swojej recepty na życie. Może taka w ogóle nie istnieje albo jest nie jedna i trzeba zrealizować wszystkie by być szczęśliwym. Póki co życie biegnie mi niczym francuski pociąg TGV (fr. Train à Grande Vitesse) i nie bardzo mam czas na jakikolwiek przystanek. Oczywiście znajduję czas dla siebie. Muszę. Inaczej bym pewnie zwariowała. Rozmawiam z przyjaciółmi, odpisuję na maile, gotuję a nawet udaje mi się czasem pójść na spacer. Wiem, że to niewiele ale dla mnie jak na chwilę obecną bardzo dużo. Przeobraża mi się ostatnio blog w zapis moich życiowych spostrzeżeń z autopsji. A miało być o tym co myślę na podstawie czegoś co czytam. Dużo mi się też tu kuchni wkrada ostatnio:) Wszystko dlatego, że mało mam teraz czasu na czytanie i z braku innych inspiracji moje życie tu ostatnio na tapecie. Mam nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy, kiedyś w końcu każdy pociąg musi stanąć nawet najszybszy. A póki co znów się z Wami podzielę przepisem na coś dobrego i innego:) 

Trzymajcie się ciepło kochani.
Wasza Eris


Sernik z murzynkami



Składniki:

Biszkopt:
5 jaj
5 łyżek cukru
5 łyżek mąki tortowej
1 łyżka kakao

Masa:
12 murzynków
½ kg twarogu
½ l śmietany kremówki (30% lub 36%)
2 cytrynowe galaretki
2 śnieżki
½ tabliczki  mlecznej czekolady

Wykonanie:

Biszkopt:
Ubijamy białka na sztywno potem kolejno dodajemy żółtka, cukier, mąkę i kakao mieszając dokładnie już tylko łyżką.  Pieczemy na wysmarowanej tłuszczem i posypanej mąką blasze ok. 20 min w temp. 180 stopni.

Masa:
Odcinamy wafelki z dna murzynków i kroimy je w trójkąciki. Murzynki układamy  pionowo na ostudzonym biszkopcie. Galaretki rozpuszczamy w ½ l wody. Twaróg mielimy (jeśli kupimy nie zmielony).  Śmietanę ubijamy i dodajemy do niej  najpierw tężejące galaretki a potem twaróg. Wszystko dokładnie mieszamy. Potem zalewamy masą biszkopt i murzynki i chowamy do lodówki.  Ubijamy śnieżkę i ścieramy czekoladę. Wyjmujemy ciasto z lodówki i dekorujemy je bitą śmietaną, czekoladą i wafelkami.
Smacznego:)

Ps: Biszkopt wyszedł mi za niski bo nie zrozumiałyśmy się z autorką przepisu, ja ubijam do tradycyjnego biszkoptu jaja całe a ona najpierw same białka a potem dodaje żółtka. W przepisie macie poprawne wykonanie biszkoptu u mnie na zdjęciach omyłkowe:)





















15 sierpnia 2011

Łańcuszkowo


Bo kto pisze – […] – zawsze się zdradza. Jeśli pisze, zostawia ślad. Nie ukryje się, bo w słowach nie można się ukryć.
Stefan Chwin

Pijana mnie zaraziła blogowym łańcuszkiem w którym nagroda za zdradzenie siedmiu rzeczy, których o mnie jeszcze nie wiecie jest to oto trofeum:



Pomyślałam sobie sympatyczna zabawa tylko jest jeden problem Wy już strasznie dużo wiecie o mnie /rzeczy, które mogę zdradzić/ stąd powyższy cytat. Jednak wiadomo nie od dziś, że nie ma to jak wyzwania – ćwiczą umysł, rozwijają i pobudzają do działania więc postanowiłam podjąć się zadania znalezienia jeszcze kilku rzeczy o których Wam nie pisałam.

1.   ZAPANOWAŁAM NAD LĘKIEM PRZED RUCHOMYMI SCHODAMI
Kiedyś już Wam w podobnej zabawie pisałam o tym, że boję się ruchomych schodów. I naprawdę tak było. Mogłam przejść osiem pięter schodami byle nie na tym urządzeniu. Kiedy byłam zmuszona z niego korzystać zawsze czułam jak ogarnia mnie swoimi mackami lęk. Jednak już jakieś plus minus dwa trzy lata temu postanowiłam skończyć z tą dziecinadą i przestać pozwalać lękowi panować nade mną. Stopniowo metodą małych kroków udało się i jestem z siebie dumna:)

2.    ZNÓW ZMIENIŁAM KOLOR WŁOSÓW.
Wiadomo nie od dziś  - kobieta zmienną jest:) Nie jestem tu żadnym wyjątkiem. Aktualnie już nie mam na głowie ciemnej czerwieni a ciemny bordo (tak napisali na pudełku), który mnie osobiście bardziej przypomina oberżynę.

3.   UWIELBIAM KURKI
Wiecie te małe ciemno-żółte grzybki. I naprawdę nieważne pod jaką postacią czy w sosie śmietanowym czy smażone do mięska czy z cebulką w jajecznicy zwyczajnie uwielbiam ich smak. Cały rok za nim tęsknię, bo oczywiście lubię tylko świeże. A jak mnie najdzie na nie ochota a nie są dostępne bo już po sezonie to po prostu MUSZĘ kupić sobie zupę w proszku knorra krem z kurek. Co prawda do smaku świeżych grzybków się nie umywa ale zawsze to jakiś substytut:)

4.   KIEDYŚ  NIE PRZEPADAŁAM ZA KOTAMI
Odkąd pamiętam mieliśmy w domu mnóstwo zwierzaków. Od psów przez chomiki, świnkę morską po rybki (kiedyś nawet mieliśmy ten cały zestaw jednocześnie) ale kotów nie mieliśmy. Byłam niezbyt ufna w stosunku do nich. Wszystko się zmieniło jak pierwszy zamieszkał pod moim dachem. Aktualnie uwielbiam kociaki. Stałam się żywym dowodem przysłowia, że posiadanie jednego kota prowadzi nieuchronnie do posiadania drugiego /a w moim przypadku nawet trzeciego/ Oczywiście inne zwierzęta też kocham to się akurat nie zmieniło.

5.   JESTEM JEDYNĄ PANNĄ U MNIE W PRACY
To najprawdziwsza prawda:) W mojej firmie pracuje całe mnóstwo kobiet jednak ani jedna z nich poza mną nie jest stanu wolnego.

6.   NAJBARDZIEJ USPOKAJA MNIE MORZE
Kiedy chcę się wyciszyć, kiedy nagromadza się w moim życiu za wiele złego muszę pojechać nad morze chociaż na kilka godzin by wrócić równowagi. Nic tak nie wypłukuje złych emocji jak  głęboki oddech i wsłuchiwanie się w miarowy szum morza z zamkniętymi oczami.

     7.   CHCIAŁABYM KIEDYŚ NAUCZYĆ SIĘ JĘZYKA WŁOSKIEGO  
O moim zamiłowaniu do tego kraju już wiecie, ale nie wiecie, że przenosi się ono też na język. Wszystko w nim wypowiedziane jakoś mi lepiej brzmi (nie żebym miała coś przeciwko polskiej mowie). Niestety ani warunki czasowe ani finansowe póki co mi na naukę nie pozwalają.

Oczywiście do przyłączenia się do zabawy nikogo nie wskazuje palcami jednak jakby ktoś miał ochotę zapraszam:) 

12 sierpnia 2011

Od rana mam dobry humor


[...] Pod koniec dnia, wiara to zabawna rzecz. Pojawia się, kiedy tak naprawdę tego nie oczekujesz. To tak, jakbyś pewnego dnia odkrył, że baśń może się nieco różnić od twoich wyobrażeń. Zamek, cóż, może nie być zamkiem. I nie jest ważne "długo i szczęśliwie", ale "szczęśliwie" teraz. Raz na jakiś czas, człowiek cię zaskoczy, i raz na jakiś czas człowiek może nawet zaprzeć ci dech w piersiach.

Chirurdzy, Meredith

 Czasami zaskakuję sama siebie. Pracuję coraz więcej, w ostatnich tygodniach biję wręcz własne rekordy nadgodzin, zewsząd same mało optymistyczne wieści, perspektyw urlopowych nie mam żadnych i tu nagle po trwającym u mnie dosyć długo odrętwieniu pomieszanym ze smutkiem budzę się dziś /oczywiście przy pomocy budzika/  o cudownej godzinie 4.30 rano i czuję się tak jakby ktoś ze mnie zdjął cały ciężar. Z głupia frant ni z tego ni z owego coś gdzieś głęboko we mnie mówi mi, że wszystko będzie dobrze. Czyste szaleństwo. I wiecie co jest w tym wszystkim najdziwniejsze  ja ZAWSZE WIERZĘ temu głosowi. Ja która z wszelaką wiarą poza tą w Boga jestem na bakier, ja ze sceptycyzmem we krwi. Wstaję i uśmiecham się do siebie mimo, że na zewnątrz szaruga 13 stopni na termometrze i deszcz. Idę do pracy wiedząc że spędzę tam kolejne 9 godzin w tym tygodniu i… nic. Nie robi to na mnie wrażenia, bo już są we mnie korzenie wiary, że wszystko się ułoży. Zastaję na miejscu Kongo z Bangladeszem i realną groźbę, że nie wyrobię się z terminami na czas i co… i nic. Zwyczajnie robię to, co do mnie należy jak najlepiej potrafię nie dając się wyprowadzić z równowagi jak chociażby wczoraj. Mało tego postanawiam odpuścić sobie przychodzenie do pracy w kolejną z rzędu sobotę i ZAUFAĆ wewnętrznemu głosowi, który mówi mi, że dam radę bez tego. Ja, która mam deficyt wszelkiego zaufania większy od naszej dziury budżetowej. Po pracy też wszystko nie układa się tak jak planowałam i co… i nic. Dostosowuję się do jak zwykle zmiennej sytuacji i czuję wewnętrzny spokój. Jak nic zwariowałam i… dobrze mi z tym:)
 
 

6 sierpnia 2011

Słowo się rzekło...ciasto na stole :)


Sernik z owocami i białą czekoladą


Składniki:
1 kg twarogu
3 tabliczki białej czekolady
1/3 szklanki cukru
2  jaja
1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej
300 g jagód lub koszyczek malin
200 g ciasteczek czekoladowych
1 łyżka kakao
70 g masła
50 g ciemnej czekolady (pół tabliczki)


Wykonanie:

Ciasteczka pokruszyć bardzo dokładnie, dodać kakao i masło roztopione z ciemną czekoladą. Dokładnie wymieszać. Dno formy o średnicy 24 cm przesmarować margaryną i posypać mąką. Masą ciasteczkową wyłożyć dno formy mocno dociskając. Wstawić do zamrażarki lub lodówki na czas przygotowywania masy twarogowej. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Jagody/maliny umyć i osuszyć. Twaróg dokładnie wymieszać z żółtkami, roztopioną lekko ostudzoną białą czekoladą, cukrem, ubitymi białkami i mąką ziemniaczaną.  Masę twarogową wyłożyć  na schłodzony spód i wyłożyć jagodami/malinami. Wstawić do nagrzanego piekarnika i zmniejszyć temperaturę do 120 stopni. Piec 70 minut.  Sernik po upieczeniu  i wystudzeniu, przechowywać  w lodówce. 



































Troszkę mi się góra przypiekła, bo zagapiłam się na film, ale nic to nie zaszkodziło smakowi ciasta;) Można jeszcze na górę ubić śnieżkę i posypać startą resztą ciemnej czekolady albo stopić ją i polać wzorkami górę jak polewą. Sernik oczywiście zawsze trochę opada, ale to standard i nie należy się tym przejmować.  Smacznego kochani:)

3 sierpnia 2011

Dzień wolny od życia


Ludziom przydałby się czasem dzień wolny od życia.
Św. Augustyn

Czasami chciałabym wziąć urlop od swojego życia. Zwyczajnie zniknąć na dobę. Nie robić nic, nie myśleć, nie czuć. Oddać się błogiemu nie istnieniu. Zostawić za sobą pracę, która podnosi mi ciśnienie i przygniata, zostawić sprawy domowe, zostawić rodzinę i pobyć samej w ciszy w zawieszeniu. Może to pozwoliłoby mi złapać oddech tak naprawdę pełną piersią.

Wróciło słońce, lato postanowiło się jeszcze do nas uśmiechnąć a mi w duszy listopadowo. Rano nie mogę się z łóżka podnieść a wybudzenie się do pełnej przytomności pochłania coraz więcej energii, kawy i czasu. Zdarza mi się jak nigdy latem podjechać do pracy autobusem bo zwyczajnie nie umiem się zmobilizować by wstać na czas. Przemęczona jestem. Wiem. Zmiana oprogramowania, okres urlopowy i kolejne poszerzenie zakresu obowiązków dają mi w kość. Powinnam pójść na urlop co najmniej dwutygodniowy. Wiem. Jednak nie mogę. Nie dostanę urlopu w tym roku. W przyszłym też będzie o niego bardzo ciężko bo idą kolejne zmiany organizacyjne. Może uda mi się jakiś krótki wyprosić ale nie wcześniej niż jesienią. Nie zobaczę  w tym roku swoich przyjaciół. Nie spotkam się z moimi przyjaciółmi z południowego wschodu, którzy oczekują maleństwa jak to było w planie. Nie pogadamy o tej rewolucji jaką jest jego przyjście na świat i wielu innych sprawach. Nie zobaczę pokoju dziecinnego ani nowego M. Nie dana mi będzie rozmowa inna niż telefoniczna. Nie pojadę do Polly i Lu by odwiedzić ich w nowym gniazdku i nagadać się do woli. Nie zobaczę na żywo Toli. Nie wpadnę z wizytą do Mleczków i juniora. Nie będzie corocznego tradycyjnego zlotu czarownic w Krakowie. Nie przejdę żadnego górskiego szlaku mimo, że tęsknota za górami jest już we mnie namacalna fizycznie. Każde z tych  - nie -  mnie dotyka. Cholernie mi żal. Żal, że nie mam czasu by żyć i cieszyć się życiem. Staram się z tym pogodzić i nawet już prawie mi się udaje. Jednak jakaś część mnie nie może przeboleć tego, że taka jest konieczność, że tego wymaga sytuacja. Wiem, że mam w życiu dużo szczęścia, blisko rodzinę, cudownych przyjaciół, w miarę stabilną pracę, która pozwala mi się utrzymać i dach nad głową. Lecz mimo tego czasami jest mi bardzo trudno słuchać rady Hani:

Po prostu żyj. Zobacz, jak się przejaśniło na dworze, i pozwól, by tak samo przejaśniło się w tobie. Przecież wiesz, że to ty jesteś bogiem wewnętrznej pogody. Produkujesz chmury i pozwalasz padać deszczowi.

Kowalewska Hanna

Może jak zamknę oczy,  wezmę kilka głębokich wdechów i policzę do stu to kiedy je otworzę będzie mi ciut lżej. Chyba muszę upiec jakieś ciasto by poczuć się lepiej. Do napisania kochani.

Wasza Eris