30 lipca 2010

Revolutionary Road


Obejrzałam sobie film. Jeden z listy tych, które chciałam obejrzeć ale nie znalazłam na to wcześniej czasu. Jak mało go mam dla siebie dowodzi fakt,  że jest to film z 2008 roku. Revolutionary Road (polski beznadziejny tytuł to Droga do szczęścia, nie używam go bo zupełnie mi nie pasuje do prawdziwego tytułu i treści filmu) to obraz zapadający głęboko w pamięć. Oglądając zwiastuny dwa lata temu myślałam, że będzie o tym jak uniknąć pułapki wpadania w małżeńską rutynę czy inaczej jak ominąć niebezpieczeństwo spowszednienia nam naszego życia we dwoje. Myliłam się. To jest o wiele głębszy film. Porusza wiele różnych problemów i wiele pokazuje a przede wszystkim nie boi się wypowiedzieć prawdy na głos. Ba i sam problem prawdy też porusza. Di Caprio i Winslet stworzyli  niezapomniane kreacje głównych bohaterów. Oglądając łapałam się na myśli, że wielu pokazywanych scen tak naprawdę nie trzeba było aranżować i tworzyć planu filmowego. Scenę drogi ludzi do pracy można by sfilmować na żywo tak jak i wnętrze firmy w której pracował Di Caprio. Wielkie firmy wszystkie wyglądają niemal tak samo tak jak twarze  ludzi w nich pracujących. Wielu ludzi wygląda identycznie w drodze do pracy i wstaje o dokładnie tych samych porach tak jak kończy pracę. Zupełnie jakby byli częścią wielkiej machiny mniej lub bardziej świadomie biorąc udział w mrówczej pracy wielu dążących do wykonania zadań będących częścią jednego planu. Ludzkim mrowiskiem ze swoją hierarchią władzy i przydziałem obowiązków. Jedną z wielu mrówek robiących dokładnie to samo by osiągnąć również dokładnie to samo – kupić dom, założyć rodzinę, wychować dzieci. I nie było by w tym nic niepokojącego gdyby nie to, że nikt z tych ludzi nie lubi tego co robi, nie znosi swojego życia i tak naprawdę nie założył rodziny z głębokiej potrzeby jej posiadania ale dlatego, że tak trzeba, albo zmuszony okolicznościami w postaci np. nieplanowanej ciąży. Wszyscy oni żyją tak jakby nie żyli.  Ich życie składa się ze znienawidzonej pracy, domu w którym nie mogą się odnaleźć i rodziny z którą nie mogą się porozumieć. Nie ma w nim nic z tego, czego tak naprawdę pragnęli. Zrezygnowali z siebie na rzecz innych spraw, innych ludzi bez najmniejszej próby zawalczenia o to by ich życie wyglądało tak jak tego pragną. Z czasem zdolni są jedynie do coraz głębszego zapadania w schemat, którym żyje większość. Zupełnie jakby byli w letargu i nie chcieli zobaczyć, że życie, które tak znienawidzili jest dziełem ich rąk i tylko oni mogą je zmienić. Nie jest to film lekki, łatwy i przyjemny. Nie ma tu happy endu. Jednak zdecydowanie jest warty tego by go obejrzeć, bo daje duże pole do myślenia. Dlatego polecam go Wam i na zachętę zamieszczam kilka cytatów nie zdradzających treści:





 
John Givings: Hopeless emptiness. Now you've said it. Plenty of people are onto the emptiness, but it takes guts to see the hoplessness. 

Beznadziejna pustka. Teraz to wyraziłeś. Wielu ludzi tkwi w pustce ale by zobaczyć jej beznadziejność potrzeba prawdziwej odwagi.


 
John Givings: You want to play house you got to have a job. You want to play nice house, very sweet house, you got to have a job you don't like.

Chcesz się bawić w dom musisz mieć pracę. Chcesz się bawić w ładny bardzo słodki dom musisz mieć pracę, której nie lubisz.



April Wheeler: Tell me the truth, Frank, remember that? We used to live by it. And you know what's so good about the truth? Everyone knows what it is however long they've lived without it. No one forgets the truth, Frank, they just get better at lying.

Powiedz mi prawdę Frank, pamiętasz? Żyliśmy nią. I wiesz co jest takiego dobrego w prawdzie? Wszyscy wiedzą czym jest jakkolwiek długo żyją bez niej. Nikt nie zapomina prawdy Frank po prostu staje się lepszy w kłamstwie.




April Wheeler: It takes backbone to lead the life you want, Frank.

Potrzeba charakteru by prowadzić takie życie jakiego się chce Frank.



April Wheeler: Just because you've got me safe in this little trap, you think you can bully me into feeling whatever you want me to feel!

Tylko dlatego, że masz mnie w tej małej bezpiecznej pułapce myślisz, że nękając mnie możesz sprawić bym czuła to, co chcesz bym czuła.



April Wheeler: Look at us. We're just like everyone else. We've bought into the same, ridiculous delusion.

Spójrz na nas. Jesteśmy jak wszyscy inni. Oboje tkwimy w tym samym śmiesznym urojeniu.

 


Frank Wheeler: Knowing what you've got, knowing what you need, knowing what
 you can do without - That's inventory control.


Wiedza co masz, wiedza czego potrzebujesz, wiedza bez czego możesz się obyć – to kontrolna inwentaryzacja.




April Wheeler: If being crazy means living life as if it matters, then I don't mind being completely insane.

Jeśli bycie szalonym oznacza życie  życiem tak jakby miało znaczenie to nie mam nic przeciwko byciu kompletnie szaloną.





John Givings: Money is a good reason but it’s never the real reason.

Pieniądze są dobrym powodem ale nigdy nie są prawdziwym powodem.



April Wheeler: If you don’t try at anything, you can’t fail.

Jeśli niczego nie spróbujesz nie możesz zawieść.



April Wheeler: I just happen to think people are better off doing something they actually like.

Tak się składa, że myślę, że ludzie są lepsi w robieniu czegoś co rzeczywiście lubią.


26 lipca 2010

Najtrudniejsza lekcja


The hardest - learned lesson: that people have only
their kind of love to give, not our kind.

 Mignon McLaughlin

Tłumaczenie:

Najtrudniejsza do nauczenia lekcja: ludzie mają tylko ich rodzaj miłości do ofiarowania, nie nasz.

Trudno zaprzeczyć, że każdy z nas kocha inaczej. Inaczej miłość przeżywamy, wyrażamy i rozumiemy. Postrzegamy ją przez pryzmat naszych doświadczeń osobistych, obserwacji innych i własnych o niej wyobrażeń. Krótko mówiąc mamy jej pojęcie typowo subiektywne. A jednak wydaje się nam, że jest ono obiektywne i że każdy widzi miłość tak jak my. Jest to chyba jedno z boleśniejszych złudzeń z którymi przychodzi nam się w życiu zmierzyć. Dlaczego? Dlatego, że chcemy być kochani w ten sam sposób w jaki kochamy. Chcemy by ta druga strona odpowiadała na nasze okazywanie miłości dokładnie tak samo jak my. A tymczasem tak jak każdy jest inny tak każdy kocha inaczej. Ilu ludzi tyle sposobów jej wyrażania i przeżywania. Oczekując by ktoś w odpowiedzi na naszą miłość kochał nas tak samo możemy się tego nigdy nie doczekać. Często taki brak oczekiwanego odzewu z drugiej strony mylimy z brakiem uczucia. Umyka nam, że ktoś nam najbliższy inaczej wyraża to, co czuje, bo skupiamy się na wypatrywaniu znaków naszego wyrażania miłości. A za dowód jej braku uznajemy zdziwienie i zaskoczenie kochanej osoby na werbalizację naszych oczekiwań i zarzuty. Dla tej drugiej strony niezrozumiałe jest zarzucanie jej braku uczucia, które w niej jest. W jej pojęciu okazuje nam cały czas swoją miłość. No i mamy gotowe nieporozumienie i początek nieszczęścia. Kiedy dwoje ludzi nie może zrozumieć siebie nawzajem nie może też być razem. Nie zliczę ile znajomych par rozstało się z tego powodu. A wystarczy tylko ze sobą rozmawiać inaczej niż zarzucając sobie brak uczuć. Wystarczy powiedzieć, że zwyczajnie to czy tamto jest dla nas ważne, że chcemy by czasem ktoś okazał nam uczucie trochę bardziej po naszemu np. mówiąc o swojej miłości zamiast wyrażać ją czynami a jednocześnie zauważać te czyny o niej świadczące. Da się z powodzeniem ominąć tą ślepą uliczkę niemożliwych do spełnienia oczekiwań i żyć szczęśliwie razem. Każda para będąca ze sobą jest na to dowodem. Wszyscy jesteśmy inni a w tej naszej inności wyjątkowi. Oczekiwanie byśmy byli tacy sami jest oczekiwaniem na spełnienie niemożliwego. Ktoś  kto szuka kogoś identycznego do siebie w ciele płci przeciwnej szuka nadaremnie i nigdy nie będzie szczęśliwy.

Jeżeli ktoś nie kocha cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha cię on z całego serca i ponad siły.
— Gabriel García Márquez
 

10 lipca 2010

O potędze tego, co nierealne


The unreal is more powerful than the real. Because nothing is as perfect as you can imagine it. Because its only intangible ideas, concepts, beliefs, fantasies that last. Stone crumbles. Wood rots. People, well, they die. But things as fragile as a thought, a dream, a legend, they can go on and on.

To, co nierealne jest potężniejsze od rzeczywistości. Ponieważ  nic nie jest tak doskonałe jak to, co możesz sobie wyobrazić. Ponieważ są to tylko niematerialne pomysły, pojęcia, przekonania/wierzenia, fantazje przetrwają. Kamień się kruszy. Drzewo psuje. Ludzie, no cóż, umierają. Ale rzeczy tak kruche jak myśli, marzenia, legendy mogą trwać i trwać.

Chuck Palahniuk


Nie sposób odmówić racji tym słowom. Nie sposób zaprzeczyć, że ogromna jest siła ducha z którego biorą życie nasze wyobrażenia, pomysły, pojęcia, przekonania i wiara.  Trudno też zaprzeczyć temu, że to właśnie te niematerialne sprawy mają największy wpływ na nasze życie i na nasze wybory. Najlepiej widać to na przykładzie naszego dążenia do spełnienia własnych marzeń – nie ma takiej rzeczy, która by powstrzymała nas od ich realizacji nawet jeśli miała by nam ona zająć lata, nawet jeśli mielibyśmy umrzeć próbując je zrealizować. Nasze marzenie zupełnie  nierzeczywiste jest w stanie pokierować naszym życiem w określonym kierunku. To samo dotyczy naszych pojęć, sposobu myślenia, przekonań i wiary – nieodłącznie współdecydują o naszym życiu mimo iż nie mają materialnego wymiaru. Żyjemy w świecie materii, przerośniętej materii powiedziałabym nawet a jednak to nie ona nas kształtuje a wszystko to, co jest jej zaprzeczeniem. Mimo całej ekspansji konsumpcyjnego trybu życia, papki jaką serwują nam media i propagowania modelu życia żyć, żeby mieć materia nie jest w stanie nami zupełnie zawładnąć. I chwała Bogu. Jesteśmy silni tym, co nierealne, ono rzeczywiście ma ogromną moc i  potrafi się wszystkiemu przeciwstawić i wszystko zwyciężyć. Przetrwa nawet najtrudniejsze czasy, bo jest w nas i wypływa z nas w innych się zakorzeniając. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego jak bardzo ufamy temu, co niematerialne, czego nie można dotknąć a tylko poczuć i jak głęboko to jest w nas wrośnięte. Dużo o tym ostatnio myślałam. W różnych kontekstach. Generalnie zaczęło się od snów o których Wam ostatnio wspominałam. Zastanawiałam się dlaczego nagle zmieniły kierunek, częstotliwość i treść. Wcześniej śnił mi się raz na kilka lat ten sam sen o tym jak wracam do domu ze słonecznikami i ktoś czeka na mnie na jego progu czytaj męski osobnik, którego czułam, że kocham i wnętrze tego wspólnego ewidentnie domu. Od tego czasu nie przejdę obojętnie obok żadnego drewnianego domu, który go przypomina i pewnie gdybym kiedyś jakiś dom kupiła posadziłabym wokół słoneczniki w ten sam sposób kierowana wyłącznie tym,  co mi się śniło i jak dobrze i u siebie się czułam w tym śnie. Głupstwem było by zaprzeczanie, że nie wywarł na mnie wpływu i że nie jestem w stanie go odtworzyć. Potrafię ze wszystkimi szczegółami. Dla mnie ten sen był równie rzeczywisty i namacalny jak mój dzień powszedni. Jest częścią mnie i wiem,  że go nigdy nie zapomnę. (Chociażby dlatego, że go na blogu opisałam więc nawet jak zapadnę na Alzheimera to jak przeczytam wszystko do mnie wróci;) Zupełnie podświadomie myślałam, że ten sen jest jakby uchyleniem kurtyny odsłaniającej kawałek mojej przyszłości pozwalającym mi siebie zobaczyć by łatwiej było mi przetrwać teraźniejszość i nie zwątpić w sens czekania na swoją kolejną miłość. No i wszystko było by pięknie i miało by sens gdyby nie ta ostatnia seria snów. Nawet nie podejrzewałam, że sny tak bardzo mogą wyprowadzić z równowagi emocjonalnej. Pewnie, że miewam różne - takie przy których mogą się schować i horrory i thrillery z górnej półki, takie które są serią głupot wymieszanych z codzienności i właśnie takie, którym przypisuję znaczenie i wartość jak te ze słonecznikami w tle i te ostatnie. Nie każdy sen jest w stanie się we mnie zakorzenić, większości w ogóle nie pamiętam. Nie widzę w tym problemu i nie zaprzątam sobie tym głowy. Zbyt wiele na niej mam by się przejmować tym czego nie pamiętam. Jednak pewnych snów zwyczajnie nie da się zapomnieć, bo śnienie ich jest jakby tworzeniem w mojej głowie najtrwalszej z możliwych matrycy obrazu, której nie da się skasować, można tylko do niej wracać nieskończoną ilość razy widząc dokładnie wszystkie szczegóły. Do tej pory miałam w głowie jedną słonecznikową matrycę. Normalnie nie zdawałam sobie sprawy jakie to szczęście dopóki mi nie doszło uwaga… dziesięć kolejnych i to do tego śniących się dzień po dniu. Wyprowadziły mnie zupełnie z równowagi dosłownie wszystkim co w nich zobaczyłam. Po pierwsze dlatego, że jest w nich zupełnie inny mężczyzna niż przy snach ze słonecznikami, ma zupełnie inną budowę ciała, kolor włosów i głos. Po drugie dlatego, że przy słonecznikach śniłam bardziej o domu niż o życiu razem, on był gdzieś w tle nieuchwytny, często nieobecny  fizycznie a tylko śladami obecności w przedmiotach pozostawionych w domu wywołujących emocje i wspomnienia. Po trzecie słoneczniki śniły mi się bardzo rzadko czytaj 5 razy w ciągu całego mojego życia. Po czwarte dlatego, że z całą pewnością nigdy wcześniej nie śniło mi się tak realnie. Po piąte dlatego, że nie jestem z kamienia i takie sny przeżywam a nie śnię są jakby wizytą w alternatywnej rzeczywistości w której wszystko jest dokładnie takie jak w naszej codziennej. Siła tych obrazów miała na mnie ogromny wpływ. Zupełnie nie mogłam się od nich uwolnić. Skutecznie potrafiły mnie rozkojarzyć w każdym momencie dnia na każde wspomnienie o nich czymś wywołane. Sprawiły, że jednocześnie bałam się i chciałam zasnąć rozdarta pomiędzy chęcią kolejnego przeżycia a pustką kolejnego bolesnego przebudzenia. Skołowały moją podświadomość serwującą mi dwie zupełnie różne wersje mojego życia bez odpowiedzi na pytanie, która jest tą z przyszłości czy może obie do niej należą i jakie wskazówki mam wyciągnąć z obu tych snów. Wywołały stare demony spacyfikowanej wcześniej samotności. Wyczuliły zmysły na określony typ męskiej budowy, wyglądu i ton głosu. Zapisały dokładnie w mojej pamięci mieszkanie będące ich sceną. Utrwaliły przeżyte emocje. A przecież tak naprawdę NIC się nie wydarzyło w moim realnym życiu co mogło by mieć wpływ na moje przyszłe (?) nadchodzące (?) wybory i podejmowane decyzje. A jednak wszystko jest inaczej. Inaczej ukierunkowywuje mnie teraz moja podświadomość. To, co nierealne jest potężniejsze od rzeczywistości – powiedział Chuck. Ja bym powiedziała, że to, co nierealne jest potężną alternatywą tego, co realne i przenika rzeczywistość ją opanowywując i kształtując na swój obraz. Dlatego za namową Polly by móc jednocześnie lepiej zrozumieć tą ekspansję tego, co nierzeczywiste w moją rzeczywistość i przelać te obrazy z mojej głowy tu by ją odciążyć postanowiłam opisać te sny w ramach autoterapii. Jeśli moje opisy będą się urywać w pewnym momencie to nie dlatego, że chcę coś przemilczeć, ale dlatego, że w tym momencie skończył się sen. Kolejna notka będzie już sceną z życia, którego nie było. A tymczasem zapraszam Was do albumu gdzie wrzuciłam trochę nowych zdjęć i trochę starych dla przypomnienia;)

4 lipca 2010

O wpływie świadomości na nasze życie

 
Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem.

Carl Gustaw Jung
 
Są takie etapy w naszym życiu kiedy zupełnie sobie tego nie uświadamiając pozwalamy nim kierować naszym lękom, kompleksom czy zwyczajnie nawykom. To nie są te etapy, które moglibyśmy nazwać dobrymi. To jest ten czas kiedy mimo wszelkich starań stale w dniu kolejnym odnajdujemy wczorajsze ślady naszych stóp zdając sobie sprawę, że cały czas zataczamy koła trafiając ciągle w to samo miejsce. Czy to budząc się przy boku kolejnego partnera łudząco podobnego do poprzedniego czy to kolejny raz nie awansując powodu braku odwagi by wziąć udział w konkursie czy to nie mogąc się uwolnić od toksycznych ludzi. Każdy nasz wybór jest czymś zdeterminowany nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Każda decyzja jest wypadkową naszych życiowych doświadczeń i tego kim jesteśmy a raczej tego za kogo się uważamy. Tak to nie to samo. Z reguły bowiem siebie nie doceniamy taka nasza polska cecha narodowa najbardziej paskudna z możliwych, bo czyniąca najwięcej szkód. I tak żyjemy w swoim błędnym kole mówiąc –ja to nie mam szczęścia do facetów czy mnie się nigdy nic nie udaje, taka karma czy ja to nie mam szans. I faktycznie można by w to uwierzyć, bo to całkiem prawdopodobne kłamstwo i na dodatek pięknie je potrafimy uzasadnić przykładami z życia. Tyle, że to co pokażemy/powiemy to będzie nasza subiektywna ocena. Inni ludzie patrzący na nasze życie z boku będą widzieć to zupełnie inaczej. Można całe życie przeżyć kręcąc się w kółko nie wiedząc dlaczego. Można mówić o przeznaczeniu w które ja osobiście nie wierzę. Postrzeganie mojego życia jako zaplanowanego od początku do końca jest mi obce.  Tak jak założenie odgórne, że nie mam żadnego wpływu na moje życie. Wiara w przeznaczenie odbiera prawo decydowania o sobie. Przeznaczenie to założenie, że tak miało być i nic nie można na to poradzić. A dla mnie zawsze to, co się dzieje w naszym życiu ma swoje przyczyny zależne od nas i naszych decyzji albo ich nie podjęcia. Wiara w przeznaczenie jest wygodna, bo zwalnia z odpowiedzialności za własne czyny. Dlatego ludzie tak często lubią się na nie powoływać. I tak żyjąc bez głębszego zastanowienia się nad własnym życiem stale powtarzając te same błędy nie odnajdujemy swojego szczęścia i samych siebie. Czasem warto potraktować kolejny czas samotności jako czas na uporządkowanie siebie i życia, posprzątanie po ostatnim związku zamiast stosować zasadę klin klinem. Czasem warto przyjrzeć się tym czynnikom które pchają nasze życie nie w tym kierunku w którym powinno biec. Czasem warto dla odmiany zająć się tylko i wyłącznie sobą. Wiele się można o sobie dowiedzieć i wiele rzeczy uświadomić jak się spokojnie przyjrzy własnym emocjom i życiu. Tylko wtedy możemy w pełni żyć i swoim życiem kierować jeśli nie będziemy się bać prawdy o sobie i jej unikać. Cokolwiek w naszym życiu jest nie tak da się naprawić, nie od razu i nie łatwo, ale naprawdę się da. Jeśli tylko zechcemy poszukać w sobie prawdy i rozwiązania nie wstydząc się poprosić o pomoc jeśli jest konieczna. Nie po to dostaliśmy cudowny dar życia by odgrywać w nim rolę marionetki.

1 lipca 2010

Kilka słów o prawdziwych początkach


Cokolwiek pomiędzy ludźmi się kończy    znaczy: nigdy się nie zaczęło. Gdyby prawdziwie się zaczęło – nigdy by się nie skończyło. Skończyło się, bo się nie zaczęło. Cokolwiek prawdziwie się zaczyna – nigdy się nie kończy.

Edward Stachura

Myślałam dużo ostatnio nad tymi słowami. Kiedy je przeczytałam pierwszy raz poczułam wewnętrzny sprzeciw wobec nich. Pomyślałam, że są logicznie nieprawdziwe, bo coś co się skończyło musiało się przecież zacząć, nie ma końca bez początku. Jednak dodanie słów prawdziwie się zaczęło w drugim zdaniu zmienia tą nielogiczność. Czasem wydaje nam się, że coś się zaczęło, że to nowy początek przyjaźni czy nowa miłość gdy tymczasem okazuje się, że nic bardziej mylnego od tego poglądu. Lubimy sami siebie oszukiwać, że mieliśmy rację i byliśmy naprawdę kochani ale coś/ktoś zniweczył tą miłość. A tak naprawdę jest tak, że nie byliśmy kochani. Ktoś kto kocha nie odchodzi. Prawdziwa miłość się nie kończy. Zauroczenie i zaślepienie drugą osobą tak, ale nie miłość. Ta zupełnie powszednia codzienna trwa umocniona każdym kolejnym dniem razem. Nie przychodzi lekko a jest jak orka na ugorze. Nieustannie każe mieć wzgląd na drugą osobę, wymaga miliona kompromisów i oczekuje poświęceń. Jednak wynagradza cały trud włożony w związek tysiąckrotnie. Daje niewyczerpaną siłę by żyć. Motywuje by każdego kolejnego dnia wstać. Nie pozwala ani na moment czuć się niekochanym. Można się obyć bez wielu rzeczy ale bez niej jest bardzo trudno. Dlatego tak łatwo nam przypisywać jej znamiona naszym przeżyciom. Chcemy wierzyć, że jest obecna w naszym życiu, bo życie bez niej jest puste. Chcemy wierzyć, że już nie musimy szukać i czekać, że ją znaleźliśmy nawet wtedy kiedy okazuje się, że tak nie było i to, co wydawało się nią być się skończyło. Trzymamy się tej wiary kurczowo, bo łatwiej z nią żyć niż pogodzić się z faktem, że nie byliśmy tak naprawdę kochani. Prawda boli ogromnie a kłamstwo nic nie kosztuje. Dlatego nie potępiam ludzi, którzy się oszukują. Wystarczająco dużo bólu doświadczamy w życiu i bez bolesnych prawd. Ślady poprzednich związków zacierają kolejne i nikomu szkody nie przynosi fakt, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie był kiedyś  tak naprawdę kochany. Mamy wolną wolę sami wybieramy czy chcemy znać każdą prawdę. Sami decydujemy o tym na ile dokładnie przyglądamy się swojemu życiu i jakie wnioski z niego wyciągamy. Znacie mnie już na tyle dobrze, że wiecie, że ja mam swoje życie nieustannie pod mikroskopem i czasem aż za bardzo w nie wnikam jednak myślę, że to mnie w pewien sposób chroni przed tym bym nie pomyliła wyniku tych najważniejszych poszukiwań swojej drugiej połowy i nie wzięła czegoś/kogoś za coś czym nie jest. Chociaż z drugiej strony kto wie może i ja ulegnę kiedyś iluzji a potem powiem jak moja znajoma: „Oszukało mnie coś w mojej głowie.” Nigdy nic nie wiadomo. Chcąc tego uniknąć słucham ludzi i często wnikam w ich słowa kolekcjonując takie drobne wskazówki życiowe jak ten cytat by potem, kiedy zajdzie taka potrzeba do nich wrócić. Nie oszukując się już, że coś co się skończyło było tym za co je brałam.