Strasznie
mi się tu moje progi zakurzyły. Tyle się w moim życiu ostatnio
wydarzyło, że ledwo jestem w stanie to ogarnąć. Ciężko mi
bardzo znaleźć czas na pisanie. Po niemal miesięcznej nieobecności
w domu sporo spraw musiałam pozałatwiać, sporo ludzi mnie
odwiedzało i sama też potrzebowałam czasu by się zwyczajnie
nacieszyć domem. Jak już się pewnie domyślacie nie było ze mną
wesoło. Szczerze muszę Wam przyznać, że było bardzo źle.
Pierwszy raz od początku choroby myślałam, że umrę, że
zwyczajnie nie dam rady. Uratował mnie mój chirurg. Wspaniały
człowiek. Nie wiem co by było gdyby nie on. Dzięki niemu wracam do
życia i sił. Port do żywienia pozajelitowego, który teraz mam
założono mi dzięki niemu i dzięki niemu żywiono mnie przez niego
na oddziale przez 14 dni. Tam udało się mnie jakoś postawić na
nogi. Zlikwidowano opuchliznę głodową (tak dobrze czytacie),
nawodniono i dożywiono. Tam też cudem Bożym coś się stało z
moim przełykiem po wygojeniu, że teraz mogę też normalnie jeść.
Dzięki niemu moja siostra zyskała niezbędny czas by przeszkolić
się do podawania mi jedzenia do portu w warunkach domowych. Drugiemu
zaś lekarzowi specjaliście od żywienia pozajelitowego zawdzięczam
drugi szpital gdzie szkolenie mojej siostry już na mnie się
skończyło i gdzie dalej mnie żywiono co powodowało, że z każdym
dniem czułam się lepiej. Tam też ściągnięto mi wodę z brzucha
dzięki czemu poczułam ogromną ulgę, bo dźwiganie go dawało mi
się bardzo we znaki. W końcu bycie o całe 4,5 l wody lżejszym
każdego by uszczęśliwiło. Teraz jestem już w domu dalej
przyjmuje jedzenie przez port ale tez jem normalnie. Mam za sobą
pierwszą kontrolę w poradni żywieniowej, która wyszła dobrze i
jestem dobrej myśli. Teraz czeka mnie jeszcze w przyszłym tygodniu
wizyta u onkolog i zobaczymy co dalej. Pewnie czeka mnie wznowienie
chemii. Szczerze mówiąc boję się jej bo doprowadziła mnie do
strasznie złego stanu, ale wiem, że jest konieczna. Wiem też że
już teraz nie ma takiej opcji bym powoli umierała z głodu, bo nie
mogę nic przyjąć doustnie, bo mam port i jedzenie zawsze do mnie
trafi. Na chwile obecną czuję się dobrze mam swoiste ADHD po
niemal miesięcznym uziemieniu i czuję, że wracam do sił. Zaczynam
przybierać na wadze i znika powoli moja kanciastość i wklęsłość.
Nadal miewam gorsze dni, ale zdarzają się zdecydowanie rzadziej.
Wiele mam też obaw ale ufam Bogu, że wszystko będzie dobrze i
cieszę się każdym dniem jaki mi daje i siłą, która do mnie
powraca. Dziękuję Wam z serca kochani za troskę, modlitwę i
obecność. Jesteście niezastąpieni. Wiem, że ostatnio bardzo Was
zaniedbałam i przepraszam, ale potrzebowałam trochę czasu dla
siebie po traumatycznych przeżyciach. Mam nadzieje, że niedługo
moje życie ustabilizuje się na tyle, że będę miała więcej
czasu na pisanie. A tymczasem kochani po cichutku Wam powiem, że mam
się dobrze by nie zapeszać i prześlę Wam moc uścisków i buziaki
do
napisania
Wasza
Eris