15 maja 2011

O związkach słów kilka


Tekst pochodzi z magazynu



Związek skrojony na miarę

Nie tak łatwo zakochać się w jakimkolwiek mężczyźnie. Tracimy głowę jedynie dla tego, który pasuje do wykroju idealnego związku powstałego w dzieciństwie. Warto go odkryć, bo dopiero wtedy jest szansa na miłość niewymagającą poprawek.


Szukasz drugiej połówki? Nie musicie być identyczni, aby do siebie pasować
Panthermedia

Zrozpaczony spotyka panią Zrozpaczoną. Obydwoje są w bardzo kiepskim nastroju, ale nagle dobrze im razem. Nadal są zrozpaczeni, jednak ze sobą czują się wspaniale, bo są zakochani. Miłość nie przychodzi od razu, dlatego że oni opanowali do perfekcji sztukę unikania strzał Amora. Przecież zakochanie to powód do jeszcze większej rozpaczy.

Cytat
Miłość wcale nie jest taka ślepa, strzała Amora wybiera precyzyjnie, nie zdając się ani na przypadek, ani na chwilowy kaprys.

Kiedy tylko wyczuwali, że ktoś ewentualnie mógłby im się spodobać, od razu opuszczali pole rażenia albo zaczynali udawać, że ich serce jest już zajęte. Większość czasu zajmowało im celebrowanie wewnętrznego zranienia, nic więc dziwnego, że nie starczało go już na tworzenie nowego związku. Aż do momentu kiedy spotkali bratnią duszę.
Nie musieli w imię miłości rezygnować z pokazania swojego prawdziwego stanu i udawać wesołków. Dla obu stron to coś oczywistego, że można być osobą szalejącą ze szczęścia, a jednocześnie zrozpaczoną. 

Dobór naturalny 

Inne miłosne dopasowanie. Pan Ufny spotyka Panią Ufną. Będą się bardzo kochać, a więź między nimi będzie zabarwiona radością i lekkością. W ich związku nie ma drugiej strony medalu – ciemnej namiętności. Jest pogodne dzielenie się codziennością.
Bez problemu potrafią rozstać się chwilowo, np. wyjechać samemu na majówkę, mieć własne towarzystwo zawodowe, swoje pasje. Państwo Ufni nie kontrolują się wzajemnie, nie szpiegują, nie wypytują. Kiedy jedno z nich nagle odkrywa miłość do tanga i wymyka się samotnie do szkoły tańca, drugie nie dręczy się, tylko chętnie wysłuchuje wieczorem raportu z parkietu, bez zadawania pytań w rodzaju: „A czy ten/ta, co tak dobrze prowadzi, to rozwodnik/rozwódka?”. Po prostu dobrze im razem.
Ale czy to wyłącznie ich zasługa, że potrafią być dla siebie wyrozumiali i wspaniałomyślni? Może to efekt pracy nad związkiem, nauki kompromisu, ustępowania i poskramiania egoizmu? Wszystkie te cechy wyuczonego partnerstwa przydają się w budowaniu zdrowej wspólnoty, ale psychologowie są zdania, że kolosalne znaczenie mają klimat domu rodzinnego i postawa rodziców.
Państwo Ufni mieli szczęście wychowywać się w otoczeniu, w którym królowało nieograniczone zaufanie. W dzieciństwie nauczyli się, że można bezgranicznie wierzyć tym, których się kocha, i nigdy się na nich nie zawieść. Tak też sami kochają w dorosłym życiu. Bycie z kimś sprawia im radość i nie jest podszyte niepokojem: co będzie, jak on mnie opuści? Co zrobię, jeśli znajdzie sobie młodszą?
Państwo Zrozpaczeni nie mieli tyle szczęścia w dzieciństwie, ale i oni znaleźli wymarzonego partnera. Układanki z ich przeszłości pasują do siebie jak puzzle z jednego pudełka. I kto powiedział, że nie ma miłości idealnej? 

Cytat
Pierwsze sygnały zakochania polegają na wzajemnym wychwytywaniu oznak, które świadczą o stylach uczuciowych wyniesionych z domu.

Powtórka z miłości 

Zarówno Państwo Zrozpaczeni, jak i Państwo Ufni odnaleźli się jak w korcu maku. Miłość wcale nie jest taka ślepa, strzała Amora wybiera precyzyjnie, nie zdając się ani na przypadek, ani na chwilowy kaprys. Nosimy w sobie wewnętrzną gotowość do przyciągania tylko pewnego typu mężczyzn, którzy dają nam obietnicę miłosnego zestrojenia się zgodną ze scenariuszem wdrukowanym w dzieciństwie.
Łączenie się w pary pełne jest alchemii, ale do niego pasuje też potoczne określenie: dwoje musi do siebie pasować tak jak do krzywego garnka odpowiednio krzywa pokrywka.
A Pan Ufny z Panią Zrozpaczoną? Czy mogliby być razem? Teoretycznie tak, mogłyby ich połączyć atrakcyjność fizyczna, wspólna praca czy pasja. Ale ich związek nie byłby trwały i udany. Zakładałby realizację dwóch sprzecznych scenariuszy miłosnych. Zamiast happy endu byłyby rozczarowanie i cierpienie. Dopiero kiedy partnerzy mają sobie nawzajem do zaoferowania uzupełniające się role, można mówić o miłości na dobre i złe.
Miłosny piorun trafia w piorunochrony, które zbudowałyśmy w dzieciństwie, gdy uczyłyśmy się stylu uczuciowego. Tak przynajmniej twierdzi znakomity francuski psychoanalityk, profesor Boris Cyrulnik w niedawno wydanej przez Czarną Owcę książce „Rozmowy o miłości na skraju przepaści”.




O miłości na dobre i na złe można mówić dopiero wtedy, kiedy partnerzy mają sobie do zaoferowania uzupełniające się role
Panthermedia

Jeżeli rodzice dbali o nas, ale byli ludźmi ponurymi, nasza miłość będzie podszyta smutkiem. Dlatego w dorosłym życiu mężczyzna kawalarz i figlarz wyda się nam pociągający, a jednocześnie będzie wzbudzał lęk. Nie będziemy chciały się z nim zestroić. Odtrącimy wesołka nie dlatego, że nie lubimy się śmiać, po prostu radość jest dla nas mało erotyczna. W miłości będziemy poszukiwać nie beztroski i hipisowskiego luzu, ale właśnie odrobiny smutku, pewnej szczypty cierpienia, tej łyżki dziegciu w beczce miodu. Miłość tragiczna będzie tą idealną. Dlatego mężczyzna porywczy rozkocha nas w sobie, mimo że mamy świadomość konsekwencji wynikających z jego niestabilnego charakteru.
Strzały Amora nie trafiają nas przypadkowo. Same mimowolnie pchamy się na linię strzału i nie robimy uniku. Chociaż możemy, bo przecież już wiemy, że to nie kończy się dobrze. Pierwsze sygnały zakochania w gruncie rzeczy polegają na wzajemnym wychwytywaniu oznak, które świadczą o stylach uczuciowych wyniesionych z domu.
To okres wzmożonej wrażliwości, dlatego łatwo dajemy się zranić, ale też łatwo zapominamy dawne porażki miłosne. To moment, gdy czujemy się bezpiecznie. Nawet wtedy, kiedy tak nie jest. Poczucie, że straciłyśmy głowę, nie oznacza wcale braku racjonalnego osądu partnera, lecz chwilę olśnienia, że właśnie kogoś takiego szukałyśmy! 

Emocjonalne puzzle 

A co jeśli nie akceptujemy przeznaczonego nam scenariusza? Przede wszystkim musimy odkryć własny, „wydostać” go do świadomości, zobaczyć sekwencję zdarzeń, podział ról. To jedyna droga do wyzwolenia się z przymusu powtarzania, czyli obsadzania nowego partnera w starej roli. Nie możemy zmienić czegoś, z czego nie zdajemy sobie sprawy.
A historia o Pani Po Przejściach, która marzy o dobrej miłości, ale ciągle lgnie do pana Z Przeszłością? Ona też mu się podoba, ale pod warunkiem, że on to typ Pan Ambiwalentny. Taki osobnik nosi w sobie pragnienie uleczenia zranionej kobiecej duszy. Interesują go wyłącznie smutne, oszukane, porzucone, sponiewierane przez los i eksmęża. Taki mężczyzna gustuje w Pani Po Przejściach, ale w wersji cierpiącej. Nawet jak jest nieatrakcyjna fizycznie, mówi głupoty i stoi w kącie.
Jego miłość przemieni Kopciuszka w księżniczkę. Ale wtedy zobaczy, że ona już nie jest panią Cierpiącą. Kiedy tylko dostrzeże, że ona króluje na balu, natychmiast zacznie lustrować kąty w poszukiwaniu kolejnej pokrzywdzonej przez los. To tłumaczy, dlaczego całkiem sporo mężczyzn odchodzi do mniej atrakcyjnych partnerek. Zew jedynego przewodnika stada często odzywa się w męskiej naturze. Dlatego Cierpiąca, żeby zatrzymać ukochanego, musiałaby żyć w nieustannym bólu i nic z tym nie robić. 

Cytat
Nabyty w dzieciństwie styl uczuciowy to dyspozycja, która kieruje naszymi późniejszymi wyborami serca. Jednak nie jest to coś, co nas determinuje i ogranicza.

Tylko czy Pan Ambiwalentny na pewno jest wart takiego poświęcenia?
Kiedy zaczniemy pracować nad poczuciem krzywdy, przestaniemy być Paniami Cierpiącymi i zaczną podobać się nam całkiem inni mężczyźni. A takie zestawienie: Pan Lęk Przed Stratą preferuje panie spod znaku Nie Lubię Życia. Partnerka stroniąca od rozkoszy żywota zapewnia poczucie bezpieczeństwa partnerowi szczególnie wrażliwemu na porażki. Nie musi się bać, że ktoś lub coś wyrwie ją z jego ramion, bo przecież uciechy nie stanowią dla niej żadnej przyjemności. Jednak obecność partnera czyni mdłą egzystencję bardziej strawną.
Albo para doskonała: Pani Oziębła i Pan Mam Kłopoty Z Seksem – jakże wspaniale mogą iść przez życie. Wszystkie inne pragnienia dostosowują do jednego aspektu: jak najmniej fizycznej miłości. Ich światy wewnętrzne nagle się idealnie dopełnią, chociaż partnerzy mogą mieć inne wykształcenie, odmienne poglądy. Przecież łatwiej znaleźć kogoś, kto lubi góry, niż kogoś, kto lubi wstrzemięźliwość seksualną. Dlatego jeżeli taki rodzynek się trafi, wybaczamy mu, że w górach ma zadyszkę, i co roku jedziemy nad morze. Taki związek może być stabilny i szczęśliwy. 

Bez fajerwerków

Nabyty w dzieciństwie styl uczuciowy to dyspozycja, która kieruje naszymi późniejszymi wyborami serca. Jednak nie jest to coś, co nas determinuje i ogranicza. Nie należy postrzegać tego jako fatum. To bardziej rodzaj emocjonalnej bazy.
Każda para w czasie trwania relacji może zmienić swoje wcześniejsze przekonania, przyzwyczajenia czy wygasić lęki. Związek staje się zwykłym powtarzaniem czy odtwarzaniem miłości z domu rodzinnego. Najczęściej jest jej przetworzeniem. To, że odnaleźliśmy się jak w korcu maku, nie znaczy, że jesteśmy skazani na szczęście. Możemy również ranić się i cierpieć.
Kiedy miłosne dopasowanie staje się pułapką? Gdy Pan Lęk Przed Stratą po kilku latach poczuje się tak dobrze, że zapragnie podróżować lub zmienić mieszkanie, a Pani Nie Lubię Życia będzie mu to uniemożliwiała. Ale i ten przymus łączenia się w związki z określonym typem psychicznym nie musi być koniecznością. Może stać się uwolnieniem, a bycie razem swoistą terapią. Nowo odkrytą gotowością do realizowania z tą samą osobą innego scenariusza.
Pani Nie Lubię Życia niespodziewanie odkryje, że kiedy patrzy na Pana Lęk Przed Stratą, to życie wydaje się jej całkiem przyjemne. Tacy partnerzy mogą nie tylko się uzupełniać, trzymając z dala swoje lęki i dawne urazy, ale i wspólnie wspierać, a ich związek wkroczy w nową fazę. Zdrowiejąc, stają się nie kimś innym, lecz sobą, bez strachu przed zranieniem i poczucia nadmiernego poświęcania się.
Przymus powtarzania zostaje zatrzymany. Odkrycie przymusu powtarzania miłosnego scenariusza pozwala wejść w relację ze spontanicznością, bez lękowego usztywnienia. Nasz związek może być niekonwencjonalny, inny od relacji znajomych, ale to nie znaczy, że mniej szczęśliwy. Przeciwnie – wiedząc więcej, unikniemy w przyszłości zadania bolesnego pytania: „Co ja w nim widziałam?”.

Zyta Rudzka

Pani 5/2011

~~~~~~~~~~~~~~~

Dużo ostatnio myślę o związkach. Swoich, cudzych, tych dobrze znanych i tych mniej. Wzajemne relacje są czymś czemu od dawna się przyglądam. Bynajmniej z ciekawości czy wścibskości. Zwyczajnie próbuję odkryć tą wielką tajemnicę życia jaką jest sekret udanego związku. Dobrze porozumiewam się z ludźmi na wielu przeróżnych płaszczyznach. Wiem jak zbudować trwałą przyjaźń. Umiem dobrze współpracować w różnych zespołach. Jednak nadal mimo ładnych paru lat nie umiem sobie odpowiedzieć na pytanie czy to, co wiem mi pomaga czy przeszkadza w rozpoczęciu wszystkiego od nowa. Zastanawiam się czy we mnie jest bariera czy w tempie i sposobie mojego życia czy w jakimś innym czynniku zewnętrznym lub/i wewnętrznym. I tak sobie przekładam moje emocjonalne puzzle i żaden obrazek mi nie wychodzi z tego. Myślę, że coś w tym co pisze autorka artykułu jest. Niekoniecznie bym się zgodziła z wszystkim jak leci ale jednak w niektórych stwierdzeniach dostrzegam sporo prawdy. Czasami mimowolnie sami sobie robimy krzywdę i dlatego dobrze jest wiedzieć w czym problem. Może się zdarzyć, że akurat w tym jaki mieliśmy wzorzec związku w domu. A może się zdarzyć, że rzecz leży zupełnie w czymś innym. Możliwości przyczyn naszego niesparowania lub nie dopasowania jest wiele. Prawdopodobnie tyle ilu jest samotnych ludzi, tych w związkach też. Ostatnio spotkałam się z ciekawym poglądem na temat poszukiwania tak zwanej drugiej połówki. Niestety nie umiem już przytoczyć nazwiska osoby będącej jego autorką. Kobieta ta powiedziała, że nie powinniśmy szukać swojej drugiej połowy a drugiej całości. Dlaczego? Dlatego, że niezdrowe jest wymaganie od drugiego człowieka by nas dopełnił i obarczanie go obowiązkiem stworzenia nas jako całości. Tworzenie relacji typu nie ma mnie bez Ciebie. Własna autonomia obu stron związku jest zdrowa i potrzebna by czuć się w nim dobrze i bezpiecznie. Pozwala uniknąć groźnej sytuacji w której obarczamy odpowiedzialnością za nasze szczęście tą drugą stronę i jesteśmy przeświadczeni, że bez niej nasze życie nie ma sensu. Nie grozi rozpadem osobowości drugiej strony w przypadku rozstania - czy to rozwodu czy śmierci. Nasz partner jest w takim układzie ważną częścią nas ale nie jest nami. Dlatego warto spojrzeć na siebie jako całość i takiej całości szukać w drugim człowieku i z tych dwóch odrębnych choć najbliższych sobie istot zbudować wspólne życie. Trudno się z tym nie zgodzić. Jednak najtrudniej ze wszystkiego jest znaleźć odpowiednią do tej budowy osobę.
 

16 komentarzy:

  1. faktycznie sporo prawdy jest w tym co napisano w Pani chociaż mało kto się nad tym chyba zastanawia. Najpierw się człowiek poddaje strzale amora a dopiero potem ewentualnie analizuje czemu dobrał się w parę z tym a nie innym. Natomiast co do Ciebie samej to mnie się wydaje, że jednak to szukanie uniemożliwia właśnie praca i jej tryb. Wiem ile czasu pracujesz i jak i faktycznie trudno jest kogoś poznać jak się nie ma na to czasu a i sposobności niewiele. Musiałaby Cię ta strzała trafić w pracy albo w drodze do lub z pracy :)))ale takie rzeczy się zdarzają zatem czekamy ... :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami i w gazecie coś mądrego się znajdzie. Żałuję tylko, że wiele osób nie wykorzystuje czasu po nieudanym związku na to by zrozumieć co sprawiło, że okazał się porażką a zamiast tego leczy się przysłowiowo klin klinem. I tak wpada z deszczu pod rynnę. Co do mnie to masz rację sporo niestety jeszcze u mnie sił, czasu i energii zabiera praca i dom by móc więcej przestrzeni dla siebie wygospodarować. Rozbawiłaś mnie tym amorem w drodze do pracy lub w pracy:) Raczej amor nie wstaje o szóstej piętnaście kiedy z domu wychodzę a kiedy wracam to już pewnie i on po pracy;) A w pracy to ja czasem na wyjście do toalety czasu nie mam a co dopiero na romans:) Romantyczna z Ciebie dusza Polluś, buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  3. no nie wciskaj mi tu kitu, że wszyscy faceci jeżdżą samochodami do pracy :P i oni też pracują na 7.00 ;DDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, dobrze przyznaję niektórzy wybierają ZKM;) A ja chodzę do pracy pieszo od wiosny do jesieni:) Znasz jakiegoś faceta co chodzi do pracy pieszo? Przyznaję się bez bicia, że ja nie:) Dla poprawy humoru przytoczę Ci zestaw mężczyzn których mijam po drodze:
    - śmieciarze (Ci ze śmieciarką, szperacze wstają szybciej;)
    - budowlańcy czekający na auto
    - dwaj dozorcy dwóch różnych budynków publicznych (co ciekawe kłaniają mi się:)
    - pasażerowie na przystanku wiek poniżej 18 lat
    - tzw. niegroźni pijaczkowie z reklamówkami z pod sklepu gdzie kupuję mleko do kawy
    Świetny zestaw prawda? A im chłodniej tym bardziej się wykrusza ich liczebność:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobry związek to mimo wszystko dużo pracy z obu stron. Ja bardzo się cieszę z tego co stworzyliśmy z moim T. I bardzo cenię sobie to, że podstawą naszego związku jest zaufanie ! Co do strzał amora NIGDY nie wiesz, gdzie może Cie trafić. Brak czasu nie jest dla niego wymówką strzela w najmniej oczekiwanym momencie ;))I za to trzymam kciuki :))

    OdpowiedzUsuń
  6. faktycznie nie znam faceta co pieszo chodzi do pracy .... hmmmm wygląda na to, że ta opcja odpada bo nie bierzemy pod uwagę nikogo z tych spotykanych panów ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz Elsuś powiedziałabym nawet, że za każdym dobrym związkiem stoi tak ciężka praca jak orka na ugorze. Jednak warta tego wysiłku w pełni. Udany związek jest bezcenny. O losie byle by ten amor mnie przez przypadek tą strzałą nie zastrzelił z moim szczęściem zezowatym;)

    OdpowiedzUsuń
  8. To znów coś nas łączy Polluś :) W drodze do pracy nawet przy innym zestawie mężczyzn było by ciężko, bo raz że jeszcze nieprzytomna jestem umysłowo (czytaj przed pierwsza kawą) a dwa zbyt szybko chodzę;) Ja generalnie jak widać ciężki przypadek jestem, ale nie tracę nadziei kiedyś w końcu musi trafić swój na swego:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Erisku.Zgadzam się z poglądem,że nie połówki.Musiałabym wtedy założyc,że jestem niekompletna i nie ma mnie bez tego drugiego człowieka.Tylko,że czasem trzeba tak długo szukać:)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Polluśka ma rację, nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie dosięgnie Cię strzała amora :)Może teraz bladym świtem, żadne "ciacho" nie drepcze piechotą do pracy, ani nie uprawia joggingu, ale jutro, bądź za tydzień? Kto wie? :)
    Z miłością nigdy nic nie wiadomo. A te wszystkie poradniki, uczone dysputy i mądre artykuły w kobiecych czasopismach. Litości. Ostatnio wyczytałam, że nasze powodzenie w miłości zależy od naszych genów. W dużym skrócie - jeżeli w Polsce wciąż jestem singielką, to znak, że mój genotyp Polakom nie odpowiada i jeżeli nie chcę być dłużej starą panną powinnam wyruszyć w świat, w poszukiwaniu mojej przysłowiowej połówki. Czego to jeszcze naukowcy nie wymyślą? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj,

    Podglądam Cię bezczelnie od jakiegoś już czasu i może nadeszła wielkopomna chwila aby się przyznać? Co do związków to trudna sprawa. Na to jaki stworzymy związek wpływa całe nasze życie-doświadczenia z dzieciństwa, przyzwyczajenia, a w końcu osobowość. Ważne jest to, co napisałaś na końcu-aby nie obarczać kogoś byciem tą połówką. Mam wrażenie, że w dzisiejszym świecie trudno o ludzi, którzy nie szukają skrojonej idealnie na miarę drugiej połówki. Trochę jak w supermarkecie i bez dojrzałości.

    Trudno o wspaniały związek, ale ja wierzę, że warto czekać na ten odpowiedni moment. A strzała amora jest jak grom z jasnego nieba-może dopaść nawet o 7 rano;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Ksanti:) Do mnie też przemawia to szukanie całości. Wiesz co fajnie by było gdyby to szukanie nie było konieczne gdyby każdy już powiedzmy w dzieciństwie spotkał właściwą osobę a zejście się z nią było tylko kwestią czasu. Niestety życie wygląda inaczej i scenariusz społeczny zakładający, że jako kobieta MUSZĘ przed trzydziestką skończyć studia, zdobyć dobrą pracę, wyjść za mąż i urodzić min. dwoje dzieci jest dla mnie zupełnie nierealny. A co do szukania to czasem paradoksalnie znajduje się dopiero jak się przestaje szukać także różnie bywa, ale zawsze niestety swoje się człowiek naczeka:) Odpozdrawiam słonecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Generalnie mało co tak naprawdę wiemy i niewiele da się przewidzieć a już miłości na pewno. Pamiętam jak dziś rozmowę z moją zaprzyjaźniona od dziecka koleżanką kiedy to powiedziałam mi mniej więcej te słowa: Wiesz Eris on jest zupełnie nie w moim typie ale jest takim człowiekiem, że zupełnie straciłam dla niego głowę. I wiesz co w życiu bym nie pomyślała, że akurat ona wyjdzie za mąż za akurat tego konkretnego mężczyznę ale tak się stało i są szczęśliwą rodziną ze wspaniałą córeczką.

    Generalnie Margo ciacha to u mnie marne szanse mają i te z bladego świtu i te wieczorne, bo nie za wiele poza ciachowatością mają do zaoferowania;)Zgadzam się, że miłością nigdy nic nie wiadomo. Tylko tak jakoś trudno mi uwierzyć, że jakaś love story może mi się przytrafić zwłaszcza oglądając się na ostatnie lata.

    A te wszystkie poradniki, uczone dysputy i mądre artykuły to traktuję z przymrużeniem oka:)

    A wiesz, że zauważyłam jakiś czas temu, ze właśnie jak nie potrafią naukowcy czegoś wyjaśnić to zwalają wszystko na geny? Jest tak min. z agresją, otyłością, łysieniem i konkretnymi zaburzeniami. Geny to taka najprostsza wymówka, bo wiadomo, że nie mamy na nie wpływu.

    Wiesz, co z tym szukaniem męża po świecie z powodu niewłaściwych genów to totalna bzdura i przegięcie. Normalnie szok co się usiłuje nam wmówić. A wystarczyło by zwyczajnie napisać, ze znalezienie człowieka na całe życie to najtrudniejsze zadanie w życiu i wymaga czasu i szeregu innych rzeczy co powoduje, że wchodzimy w związki coraz później ale też i coraz mądrzej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Bezimienna cieszę się, ze jednak nastapiła ta wiekopomna chwila i ujawniłaś się jako 'mój czytacz':) No włanie zwiazki to to co najtrudniejsze w naszym życiu i nie mówie tu tylko o tych damsko-męskich ale i tych w rodzinie i w przyjaźni i zawodowych. Wszędzie gdzie sa ludzie są i skomplikowane relacje. Jednak myslę, ze z czasem coraz lepiej i coraz dojrzalej umiemy je budować, co sprzyja ich trwałości.

    Kiedy tak piszesz o tej siódmej rano to przypomina mi się historia znajomej, która co prawda nie rano ale po południu wracając objuczona zakupami tak niefortunnie wyłozyła się na chodniku z calym tym ustrojstwem, że męzczyzna, który szedł obok pomógł jej pozbierać to wszystko i odwiózł do domu a potem ... stał się jej męzem:) Od tego czasu powtarza, że by znaleźć męża wystarczy się wywalić z zakupami;)

    Masz rację partnera nie mozna sobie wybrac jak towar. Zgadzam się, ze to nie supermarket a partner to nie butelka ulubionego ketchupu na półce. Partner to taka osoba, która jest dla nas atrakcyjna ale nie na zasadzie produktu.

    Wiesz gdybym tak zupełnie nie wierzyła, że warto czekać i wszystko może się zdarzyć pewnie dziś tkwiłabym w jakimś związku z rozsądku a skoro tak nie jest to znaczy, że nie wykluczam tych gromów i ataków amorów;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Myślę, że związki jakiekolwiek zawsze są skomplikowane, wszak nie od dziś wiadomo, że ile ludzi tyle charakterów. Kiedy iskrzy na linii temperamentów trudno powstrzymać czasami ogień.

    Ano widzisz, więc jednak ta 7 rano to nie taki rzucany w przestrzeń banał. Też bym tak chciała;)Może zimą, bo często się przewracam?;)

    Zdecydowanie jestem przeciw związkom tylko i wyłącznie z rozsądku.

    Dobrej nocy i udanego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
  16. Z ty ogniem to też trzeba ostrożnie lepiej niech iskrzy niż mielibyśmy spłonąć;)

    Ja zazwyczaj wpadam na ściany i o biurka się obijam może coś będzie kiedyś z tcyh moich wahań równowagi;)

    Ja też nie jestem zwolennikiem takich związków ale ich nie potępiam.

    Dzięki i wzajemnie:)

    OdpowiedzUsuń