Oczywiście znając mój tryb życia przez cały tydzień nie udało mi się sprecyzować kiedy będziemy mogły się spotkać z Rose drugi raz. Do samego piątku po południu nie wiedziałam czy jeszcze czasem nie będę musiała pójść w sobotę do pracy. W ostatniej chwili okazało się, że jednak mogę mieć wolny weekend więc zadzwoniłam do Rose i spytałam co sobie na ten czas zaplanowała. Przypuszczała, że jednak będę w pracy więc zarezerwowała sobie sobotę na Teatr Muzyczny także została nam niedziele by się znów spotkać. Pozostała jeszcze tylko do ustalenia kwestia gdzie. I tu pojawił się problem. Zaprosiłam Rose do siebie do domu a ona koniecznie chciała mi pokazać Gdynię Orłowo i nie mogłyśmy się zdecydować gdzie w końcu się spotkać. Kiedy powiedziałam jej że mogę zarówno pojechać do Orłowa jak i zostać w domu, że nie sprawi mi różnicy miejsce naszego spotkania Rose powiedziała, że i dla niej miejsce nie ma znaczenia i zrzuciła podjęcie decyzji na mnie. Pożegnałyśmy się więc słowami, że sprawdzę pogodę, bo nadal była średnio atrakcyjna i wtedy zadecyduję. Jak zwykle nie okazało się to proste, bo jak na złość wszystkie prognozy pokazywały inne wersje pogodowe. Ta z której najczęściej korzystam pokazywała jednak, że będzie znośnie a reszta, że nieciekawie. W końcu sama na siebie byłam zła, że nie umiem podjąć takiej prostej decyzji i wyciągnęłam z torebki portfel i złotego polskiego i rzuciłam monetą - orzeł oznaczał Orłowo, reszka dom. Wypadł orzeł więc napisałam Rose smsa, o przebiegu podjęcia mojej decyzji i godzinie przyjazdu. Jak zwykle nie było prosto, bo nie dało się zsynchronizować naszych transportów i okazało się, że będę musiała na nią poczekać dłuższą chwilę. Cóż bywa. Oczywiście kiedy podciągnęłam roletę okna w niedzielę nie mogłam zobaczyć niczego innego jak kapuśniaczka za oknem. Świetna pogoda na spacer nad morzem:) Jednak specjalnie się nią nie przejęłam w końcu już jedno deszczowe spotkanie przeżyłyśmy bez problemu to i drugiemu damy radę. Standardowo też kiedy pociąg mógłby się spóźnić na stację docelową bym nie musiała czekać na dworcu przyjechał planowo. Deszczyk nie przestawał siąpić i doszła też dodatkowa atrakcja w postaci wiatru, ale nic to nie takie pogody się na Pomorzu przetrwało:) Rose też przyjechała planowo pełna wyrzutów sumienia, ze mnie na to Orłowo w taka pogodę namówiła. Jednak zupełnie szczerze nie przeszkadzała mi ta pogoda. Tym bardziej, że zaczęło się przejaśniać i zanim doszłyśmy do plaży po deszczu nie było już ani śladu. Zrobiło się tak ładnie, że zamiast na kawę wybrałyśmy się na spacer podziwiając widoki.
Spodobało mi się to miejsce. Ma swój niepowtarzalny klimat z górującym nad nim klifem przybrzeżnymi kutrami i molem. Spokojnie tam i przytulnie, bo nie jest to jakieś specjalnie wielkoprzestrzenne miejsce a taka mała przystań sprzyjająca zamyśleniu i refleksji. Jak zwykle spacerując gadałyśmy z Rose jak najęte co nie przeszkadzało nam w poszukiwaniach bursztynu, oczywiście udanych i w fotografowaniu cudnych okoliczności natury. Kiedy zrobiło nam się chłodno poszłyśmy sobie do Tawerny Orłowskiej i strasznie się tam zasiedziałyśmy w przemiłym klimacie przy dobrej muzyce i jeszcze lepszych widokach. Gadałyśmy najpierw przy kawie, potem przy obiedzie i na koniec przy grzanym winie. Kiedy już wysiedziałyśmy nasze krzesła poszłyśmy jeszcze raz na spacer tym razem podziwiać okolicę w przeciwnym kierunku.
Niestety pogoda zaczynała się stanowczo psuć więc dosyć szybko schroniłyśmy się w Domku Żeromskiego na malinową herbatkę i słodkości. Mieści się tam dwupokojowe muzeum pisarza i mała kawiarnia o uroczym wnętrzu
I tak z nadejściem głębokiej ciemności i potęgującej się wichury usiłującej zmieść Rose fotografującą nocne molo
do morza wróciłyśmy z powrotem na dworzec by tym razem pożegnać się już niestety na dłużej niż tydzień… Żal się było żegnać, ale czas naglił nieubłagalnie. Pomachałyśmy sobie jeszcze przeciwległych peronów i zniknęłyśmy sobie za horyzontem. Po raz kolejny pożałowałam, że z bliskimi mi ludźmi dzieli mnie tyle kilometrów. Jednak nie było mi smutno, bo w końcu udało nam się spotkać w tym roku aż trzy razy i pewnie spotkamy się jeszcze nie raz, bo nigdy nie mamy dosyć swojego towarzystwa:)
The End