4 października 2011

Miłość, która się nie da wytłumaczyć - Kraków cz IV


Jak tylko odprowadziłam Katrin do jej środka transportu gdzieś między zachwytem nocnym Krakowem, wiolonczelistą  z chodnika przed Kościołem a ciepłem nocy dotarło do mnie, że za Chiny ludowe nie pamiętam drogi do hostelu. I nie jest to moi kochani do końca moja wina, bo dziewczyny zawsze prowadziły mnie do niego inną drogą. Nic więc dziwnego w tym, że po zmroku pomyliłam ulice i tak sobie obeszłam jakieś spokojnie 500 m nadprogramowo zanim sięgnęłam do mojego niezbędnika  kolejnego dnia czytaj mapy. Otóż moi kochani Rose przezornie oznaczyła mi na kieszonkowej gratisowej hostelowej  mapie starówki wszystkie ważne miejsca znając mój zmysł orientacji i tym samym uratowała przed błądzeniem przez pół nocy. Sami zobaczcie jak mi wszystko dokładnie oznaczyła:



Oczywiście i z mapą jeszcze trochę błądziłam (wiem beznadziejny przypadek jestem) jednak w końcu dotarłam na miejsce. Pan z recepcji chyba był z lekka zdziwiony pora mojego przybycia i przyglądał mi się z zainteresowaniem jak sobie krążyłam bezszelestnie by nikogo nie obudzić po hostelu jeszcze dobrą chwilę między kuchnią łazienką a pokojem. A może po prostu chciał pogadać, bo jeszcze tego dnia ruch jakby zelżał i pewnie nie miał się do kogo odezwać przez cały dzień. Jednak jak to Pijana stwierdziła pewne osoby w tym my obie mają taki rodzaj spojrzenia, który sprawia, że da się z niego wyczytać, że nie ma się ochoty na bliższe znajomości czy rozmowy nocą. Także spokojnie poszłam sobie spać o mało ludzkiej porze ale z rozkoszną świadomością, że żaden budzik mnie jutro nie obudzi:) I wiecie co booosko mi się spało:) Między innymi dlatego wstałam sobie o zupełnie przyzwoitej porze cała w skowronkach. Bo jak tu nie poczuć się szczęśliwie kiedy jest się w miejscu, które się kocha, kiedy za oknem świeci piękne słońce i szumi fontanna kiedy w kubku w dłoni spoczywa najlepsza kawa na świecie a na talerzyku leżą bułeczki z masłem i dżemem domowej roboty a w rodzinie twoich przyjaciół do których się wybierasz właśnie przyszło na świat upragnione i wyczekane  dziecko najpiękniejszy cud dnia codziennego. Nie sposób nie czuć w sobie ogromnej radości kiedy ma się przed sobą kolejny cudowny dzień i cudowne nowiny w sercu. Siedząc sobie na wygodnej kanapie przy oknie planowali więc cały czas się uśmiechając co będę robić. Na bardzo wiele rzeczy nie mam czasu w życiu codziennym i kiedy tylko trochę go zyskuję zawsze nadrabiam zaległości po pierwsze w spaniu (co właśnie uczyniłam) potem w spotkaniach z ludźmi (co uczyniłam częściowo dzień wcześniej) i w wybieraniu się wszędzie tam gdzie chciałam pójść a nie mogłam z różnych powodów. W ten wolny od spotkań dzień, który był tylko dla mnie chciałam zobaczyć Podziemia sukiennic i Fabrykę Schindlera niestety oba miejsca były w czasie mojego pobytu poza zasięgiem. W poniedziałek w Podziemiach nie było już biletów bo to dzień bezpłatnego zwiedzania a we wtorek były zamknięte, jak w każdy pierwszy wtorek miesiąca. A Fabryka jest tak oblegana, że miejsca wolne do zwiedzania były dopiero za półtorej tygodnia. Wiele z innych atrakcji Krakowa już widziałam, czasem nawet po kilka razy więc postanowiłam tym razem zwyczajnie pooglądać miejsca, które miałam najbliżej i jedno szczególne dla mnie, które miałam dosyć daleko. I tak do wczesnego popołudnia zajrzałam w kilka miejsc mi bliskich w kilka nowych i do jednego znów pomyliłam oczywiście drogę i już nie dotarłam, bo bardziej niż na jego odnalezieniu zależało mi by dotrzeć do tego miejsca bardziej odległego a mianowicie na Skałkę To jedno z tych wyjątkowych miejsc gdzie też jakoś zawsze nie mogłam się dostać do wnętrza, bo był jakiś remont czy zamknięta uroczystość jak już stałam u progu. Chciałam tam kiedyś dotrzeć z zupełnie innych powodów niż obecnie. Zwyczajnie zajrzeć i być przez chwilę blisko tych Wielkich przez wielkie W. Jednak nigdy nie myślałam, że kiedyś pójdę tam by być chwilę blisko kogoś kto jest mi bardzo bliski. By się za niego pomodlić i dotknąć płyty jego nagrobka. Mówię oczywiście o stosunkowo nowym towarzyszu Wielkich Czesławie Miłoszu. Od dawien dawna wiele jego słów żyje we mnie i jest kimś zupełnie niewiarygodnie swoim dla mnie z wielu powodów. Kocham wiele jego utworów w sposób szczególny. Uwielbiam na przykład ten wiersz:

Czesław Miłosz
 
TO

Żebym wreszcie mógł powiedzieć, co siedzi we mnie.
Wykrzyknąć: ludzie, okłamywałem was
Mówiąc, że tego we mnie nie ma,
Kiedy TO jest tam cięgle, we dnie i w nocy.
Chociaż właśnie dzięki temu
Umiałem opisywać wasze łatwopalne miasta,
Wasze krótkie miłości i zabawy rozpadające się w próchno,
Kolczyki, lustra, zsuwające się ramiączko,
Sceny w sypialniach i na pobojowiskach.
Pisanie było dla mnie ochronną strategią
Zacierania śladów. Bo nie może podobać się ludziom
Ten, kto sięga po zabronione.
Przywołuję na pomoc rzeki, w których pływałem, jeziora
Z kładką między sitowiem, dolinę,
W której echu pieśni wtórzy wieczorne światło,
I wyznaję, że moje ekstatyczne pochwały istnienia
Mogły być tylko ćwiczeniami wysokiego stylu,
A pod spodem było TO, czego nie podejmuję się nazwać.
TO jest podobne do myśli bezdomnego,
kiedy idzie po mroźnym, obcym mieście.
I podobne do chwili, kiedy osaczony Żyd
widzi zbliżające się ciężkie kaski niemieckich żandarmów.
TO jest jak kiedy syn króla wybiera się na miasto
i widzi świat prawdziwy: nędzę, chorobę, starzenie się i śmierć.
TO może też być porównane do nieruchomej twarzy kogoś,
kto pojął, że został opuszczony na zawsze.
Albo do słów lekarza o nie dającym się odwrócić wyroku.
Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur,
i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom.
 
TO. Kraków 2000.

Nikt nie musi mi przekładać żadnego z jego słów z polskiego na tak zwane nasze. One same do mnie przemawiają i nawet jeśli ich zapis niewiele podpowiada to intuicyjnie da się wyczuć, co chciał przekazać. Pewnie dlatego zawsze będzie częścią mnie. Dlatego też niezmordowanie usiłowałam trafić na Skałkę mimo iż permanentnie  się pogubiłam jak już długo mi się nie zdarzyło. Błądziłam spokojnie z godzinę obeszłam wszystkie ulice dookoła i za nic nie mogłam znaleźć tej bocznej prowadzącej z miasta do Kościoła. Powinnam była iść od strony Wisły i Wawelu wtedy bym trafiła bezbłędnie a tak w upale zrobiłam sporo kilometrów nadto nim wreszcie trafiłam. Długo się tak nie ucieszyłam jak wtedy kiedy zobaczyłam wreszcie oznaczenie ulicy Skałecznej:) W końcu udało mi się zobaczyć Kościół od środka i wejść do krypty.




Robi dosyć spore wrażenie mimo niewielkich rozmiarów. Nie umiem określić z czego to wynika. Być może w moim przypadku z przywiązania do ludzi słowa i z szacunku dla nich. Być może z klimatu pomieszczenia. A może po prostu ze świadomości bliskości osób tu złożonych. Nie jestem jedyna osobą, dla której tam obecni są ważni. Nie brak tam kwiatów czy zniczy – wyrazów pamięci tych dla których słowa żyją w nas. Nie wiedziałam, że można zostawić tam taki dowód pamięci w przeciwnym razie zabrałabym ze sobą do zapalenia znicz. Może uda mi się tam jeszcze kiedyś wybrać i zostawić po swojej bytności taki ślad pamięci. Wizyta na Skałce wprawiła mnie w lekko melancholijny nastrój przypomniała o rzeczach, które kiedyś były treścią mojego życia a od których jestem teraz bardzo daleko. Jednak nie uległam mu na długo w końcu byłam w Krakowie w końcu świeciło piękne słońce w końcu wiem, że moje decyzje były dobre. Dlatego spokojnie wybrałam się na zakupy i dobry obiad już pod wieczór a na zwieńczenie udanego dnia do kina  Ars na najnowszy film Allena O północy w Paryżu Bardzo lubię mniejsze od sieciówek kina, ich klimat i kameralność. Dlatego nic dziwnego, że spodobało mi się w Arsie i z przyjemnością oglądało mi się tam film. Generalnie nie należę do allenomaniaków jednak niektóre z jego filmów bardzo lubię i zdecydowanie po seansie dodałam do ich listy O północy w Paryżu. Długo się tak nie uśmiałam na żadnym filmie. Niektóre dialogi są wręcz rozbrajające:) Jeśli będziecie mieli okazję obejrzeć polecam. Po seansie  jako że już pora znów była późna spacerkiem udałam się do hotelu na spoczynek sądząc, że to już koniec wrażeń na dziś jednak się myliłam. Kiedy sobie spokojnie już w pokoju siedziałam i czytałam zbierając do mycia usłyszałam pukanie. Zdziwiłam się ale otworzyłam bo myślałam, że to recepcjonista z lampą na wymianę. Chciałabym zobaczyć swoją minę na widok zupełnie innego młodego mężczyzny w progu. Po wstępnym szoku uśmiechnęłam się a ów jegomość na to odpowiedział uśmiechem i rzekł Hello po czym odszedł zapukał do kolejnych drzwi i przywitał się dokładnie tak samo po czym ruszył do kolejnego pokoju. I takim to sposobem poznałam jednego z piątki Francuzów moich sąsiadów z za ściany. Panowie byli bardzo towarzyscy, bardzo hałaśliwi i na pewno za kołnierz nie wylewali. Ruszyli w miasto mniej więcej w godzinach kiedy ja złapałam pierwszy sen (do tego momentu czułam się jakbym usiłowała zasnąć w barze za kontuarem) i z iście ułańską fantazją wrócili o czwartej nad ranem budząc mnie i pewnie resztę gości potykaniem się o własne stopy, ściany i drzwi głośnym chichotem i rozmowami do świtu. Jak nietrudno się domyślić mało co spałam przez to towarzystwo. No cóż jak to mówią sąsiadów się nie wybiera. Rano za to byli zupełnie spacyfikowani i jedynym znakiem ich obecności był znajomy odorek alkoholowy spode drzwi pokoju. Zbierając się po śniadaniu po Katrin zupełnie nie obudzona wypitą kawą w duchu żywiłam nadzieję, że się wyniosą do czasu kiedy wrócę i cieszyłam się, że nie będzie mnie przy ich zapewne głośnej pobudce. Pogoda znowu dopisała i idąc słonecznymi ulicami starówki zapominałam już o głośnych nieznośnych towarzyszach z za ściany ciesząc się, że Katrin będzie mi pokazywać kolejne swoje ulubione miejsca i będziemy mogły się nagadać za wszystkie czasy.

c.d.n.

28 komentarzy:

  1. kochana zaczynasz wygrywać w wyściugu z Polly na najdłuższą relację z czegokolwiek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Eris, ja Cię zastrzelę za pokazywanie moich bazgrołów kreślonych szybko na kolanie! Mapa widać na nic się zdało skoro i tak błądziłaś, a mówiłam, a nawet pokazywałam drogę od Wawelu i co??? Ważne, że w końcu trafiłaś. Tak jak mówiłam z tą Skałką coś jest na rzeczy, ponieważ ilekroć ja się tam wybiorę to też nie można wejść.

    Gdzie poszłaś na obiad?

    Ojej, coś widzę że Francuzi dali się we znaki:/ Kłóciłabym się o uprzejme wyrzucenie ich z hostelu....Ja za Allenem nie przepadam, a Katrin delikatnie zazdroszczę, że mogła spędzić z Tobą tyle czasu....Mi było zdecydowanie mało.

    Biedna ta Polly, wszędzie ją obgadują, pewnie się dławi przez nas pysznościami w Toskani...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pierwiosnkuje. Nieżle nam się towarzyszka w stolicy małopolski rozszalała. :) Aż się boję pomyśleć czym się mogła skończyć ta polsko francuska znajomość, aczkolwiek nie powiem, miloby bylo poczytac jakiś romans :D No i do Prowansji sie wybrac :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ech... a ja liczyłam na coś więcej z tym Francuzem ;-))
    pozdrówka kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O żesz nie wiedziałam, ze startuję w wyścigu;) A jakie są nagrody? Jak wycieczka do Włoch to będę Wam ten urlop opowiadać do końca roku;) A tak poważnie nie mam kiedy usiąść opisać tego urlopu jednym ciągiem także dawkuję po kawałkach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już trzeci raz dziś grozisz mi śmiercią chyba muszę sobie zasady samoobrony przypomnieć;) Jakich bazgrołów ja tam zadnych nie widzę:) Kochana bez tej mapy to ja bym juz na bank nie tylko zginęła ale zaginęła:)

    No popatrz a ja myślałam że tylko ja mam takiego pecha ze Skałką.

    Nie powiem bo był niezdrowy;)

    Ano dali, cóż sąsiadów się nie wybiera. W dalszej części napiszę o reakcji na nich Pana recepcjonisty.

    Allen jest specyficzny. Nie wszystkie jego filmy lubię.

    No trudno praca niestety ważniejsza ale na bank jeszcze się spotkamy i nagadamy:)

    Jaka biedna ta Polly - zapomniałaś, ze on a Toskanii żadna biedna tylko szczęściara, a tak poza tym nikt jej nie obgaduje;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja ja bardzo grzeczna byłam;)Ta polsko francuska znajomość mogła się jedynie skończyć moim prawym sierpowym skierowanym do najgłośniejszego osobnika;)Romans kochana kurcze kiedyś wiedziałam co znaczy to słowo ale już dziś nie pamiętam;)Mogłabym się do Paryża wybrać gdyby nie brak kasy i urlopu, bo nocleg tam bym miała ale w Prowansji niestety nikogo nie mam;)

    OdpowiedzUsuń
  8. W sensie Hello how are you/ how do you do?;D Za młody był Nikkuś na coś więcej a poza tym zupełnie nie mój typ:)

    OdpowiedzUsuń
  9. O masz, i za każdym razem pisemnie;) Zasłużyłaś sobie Kochana;)Ja okropnie bazgrzę, więc się tu nawet ze mną nie wykłócaj.

    Spowiadaj mi się tu szybko z obiadu. Mc Donald?

    Ciekawa jestem jak recepcjonista sobie z taką bandą poradził.

    No biedna bo każdy chce z nią konkurować i w ogóle;)Ciągle jest na językach.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dokładnie już mam teczkę z dowodami;) Jasne jasne Twoje pismo jest super czytelne w porównaniu z tymi z którymi miałam do czynienia u ciebie nie trzeba dekodera;) Swoich grzechów nie pamiętam spowiedzi nie będzie;) A recepcjonista szybko sprawnie i po francusku sobie poradził. Polly to nasze gadanie nie przeszkadza i pewnie się ucieszy, że o niej nie zapominamy nawet jak jest na wojażach:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Strach się bać tych blogowiczek, teczki jakieś i inne sprawy;))Moje pismo nigdy nie było czytelne...a po studiach zrobiło się całkowicie nieczytelne.
    Yyy, no jak to? Nie chcesz mi się wyspowiadać?
    Dziś dostałam od niej kartkę, a wczoraj już nie wytrzymałam z troski i napisałam sms czy żyją tam w tej Toskanii, właśnie jechali do Florencji...

    OdpowiedzUsuń
  12. Z blogowiczkami nie przelewki trzeba być uważnym;) Z pismem nadal polemizuję;) Ano nie chce coś w końcu muszę zostawić dla siebie a nie pełny ekshibicjonizm:) O proszę a ja jeszcze kartki nie dostałam od Polluśki i Lu. Dobrze że u nich wszystko ok:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Prawie jak lustracja:P Nie jesteś ekshibicjonistką? No wiesz, zawiodłam się;) Pewnie na daleką północ dłużej idzie....

    OdpowiedzUsuń
  14. Phi lustratorzy są ciency w porównaniu do blogerów;) No nie jestem i nigdy prochowca nie miałam;) A poczta jak poczta zawsze chodzi swoimi drogami:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Tu muszę się nieskromnie pochwalić, że jeśli chodzi o wyszukiwanie danych osobowych w sieci to jestem całkiem dobra;) Ja chyba też nigdy nie miałam. Na temat poczty nic nie piszę, bo się dziś poirytowałam...

    OdpowiedzUsuń
  16. Poczułam się jakbym tam była.. Możesz i do świąt pisać tą relację:-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie wątpię:) Poczta prawie jak PKP ile ja z nią przeszłam książkę można by napisać dodam jeszcze, że mój listonosz budzi we mnie mordercze instynkty i kiedyś nie wytrzymam i albo go zabiję albo poradzę by zmniejszył dawkę tego co bierze;)

    OdpowiedzUsuń
  18. I o to chodziło:) Ciesze się, ze relacja Ci się podoba:) Jeszcze trzy dni mi zostały do opisania i mam nadzieję się zmieścić w jednym poście jak tylko się wygrzebię spod lawiny pracy.

    OdpowiedzUsuń
  19. Popatrz, gdyby nie to że ja mam listonoszkę pomyślałabym że mamy wspólnego listonosza;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Pewnie pasowali by do siebie jak nic i tworzyli udaną parę:)

    OdpowiedzUsuń
  21. A Ty to już od razu pary byś chciała tworzyć:P

    OdpowiedzUsuń
  22. no no ja już wróciłam a Ty jeszcze relacjonujesz urlop i widzę, że do jego końca masz sporo jeszcze :))) Ale widzę, też, że prawdziwie wypoczęłaś to mnie cieszy niezmiernie :)))

    OdpowiedzUsuń
  23. Możemy się wybrać kiedyś do tego paryża wspolnie. Jeden dzien w moim stylu - smakujac miasta a drugi hiperaktywny zwiedzajaco... Piszesz sie? :)

    OdpowiedzUsuń
  24. A jak wiadomo że z kimś prawie zawsze lepiej;)

    OdpowiedzUsuń
  25. No niestety kochana wiesz jakie są u mnie ostatnie miesiące roku... dziś po trzech dniach dopiero miałam czas w ogóle usiąść przed komputerem na chwilę. Przydał mi się ten wypoczynek i mam nadzieję z edo końca roku zdążę go opisać;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Pija na z Tobą zawsze i wszędzie nawet do Pitoniówki się piszę:D

    OdpowiedzUsuń
  27. Aj tam niekoniecznie akurat. Z kimś można być bardziej samotnym niż samemu.

    OdpowiedzUsuń
  28. Dlatego Słońce napisałam PRAWIE ZAWSZE:)

    OdpowiedzUsuń