29 września 2011

Miłość, która się nie da wytłumaczyć - Kraków cz III


Jako, że był to jeszcze „blady świt” i mgły dopiero opadały odsłaniając śpiewającego Elvisa  /takie rzeczy tylko w Krakowie o 10 rano/ jedna owieczka z naszego stadka początkowo nam zaginęła. Mam tu na myśli Pijaną, która oczywiście była trzeźwa tylko pomyliła kierunki i wyszła nie tam gdzie miała. Jednak dla trzech stuprocentowych czarownic znalezienie czwartej nie stanowiło żadnego problemu. Po chwili już w komplecie się wyściskałyśmy, wycałowaliśmy i wyraziłyśmy ogólną radość ze spotkania ochami i achami;) Ogromnie mnie cieszą te krakowskie zloty i to jak ktoś wreszcie po trzech latach marnotrawnie na nie dociera – tak Pijana to o Tobie;) Dziewczyny to moje prawdziwe bratnie dusze i każde spotkanie z nimi to dla mnie święto tym bardziej, że widzimy się niestety raz do roku. Dlatego też postanowiłam je zabrać w piękne miejsce w którym żadna z nich jeszcze nie była – do Ogrodu Botanicznego (Tak Rose to był mój pomysł a nie Katrin by się tam wybrać i mam na to dowody w archiwum GG;) Nie wiem czemu jakoś zakodowałaś, że to Katrin chciała się tam wybrać:) Oczywiście moje zabrać polega na tym, że zazwyczaj to ja chcę gdzieś pójść a Katrin bezbłędnie mnie w to miejsce prowadzi:) Bez niej i Rose ginę orientacyjnie już za zakrętem. Dlatego i tym razem nasze szlaki powierzyłam w ich ręce. Nic więc dziwnego, że bez żadnego problemu dotarłyśmy na miejsce cały czas się śmiejąc i gadając jedna przez drugą:) Gorzej było z trafieniem do głównego wejścia, ale jak wiadomo kto szuka ten znajduje. ( I  w tym miejscu musze Cię Polluś ucieszyć Rose nie miała sporej zniżki na wstęp z wiadomych powodów:) Pogoda nam się zrobiła po drodze przecudna. Słońce przyjemnie grzało na czysto błękitnym niebie  ukazując od wejścia urodę Ogrodu w całej okazałości. Leniwie spacerowałyśmy więc sobie po całym przybytku naturalnego piękna. Znalazłyśmy bez problemu brata Nemo w stawie, romantyczną łódź w sam raz dla zakochanych na brzegu porośniętym trzciną, sporo jadalnych upraw, bogactwo kwiatów a nawet najprawdziwsze banany na palmie w cieplarni. Muszę się Wam przyznać, że uwielbiam ogrody. Mogłabym w nich przesiadywać godzinami. Zawsze ważniejsze było dla mnie by mieć duży ogród niż duży dom kiedy marzyłam sobie jako mała dziewczynka jak to będzie kiedy dorosnę.  Jest coś w tym zorganizowanym ludzką ręką układzie natury, co sprawia, że człowiek od razu lepiej się czuje przekraczając jego próg. Wnosi spokój do wnętrza i sprawia, że staje się zrelaksowany i czuje się bezpiecznie otulony pięknem. Nie można sobie wymarzyć lepszego miejsca na spotkanie z przyjaciółmi. Nic więc dziwnego, że świetnie się tam bawiłyśmy cały czas gadając jak to my:) Jednak jak wiadomo nie samym obcowaniem z przyrodą człowiek żyje a czarownice działają na kofeinę więc z Ogrodu udałyśmy się do Karmy  na kawę. Jest to wyjątkowe miejsce w Krakowie jak przeczytacie TU  z przemiłą obsługą w postaci samych właścicieli i pewnego przystojnego barmana (o którym później:) i wręcz boską kawą i jedzeniem. Late wygląda tam tak:



Zachęcając już samym wyglądem do spróbowania. Do kawy kochani gorąco polecam ciasteczko rodem z Wielkiej Brytanii scone, które podaje się z masłem i konfiturą lub syropem klonowym. Mówię Wam kochani prawdziwa rozpusta dla podniebienia. Są różne dodatki do tych ciasteczek nasze było z suszoną żurawiną i smakowało niebiańsko:) Tak się delektowałam smakiem, że z wrażenia własnego fotosa nie zrobiłam więc posiłkuję się teraz zgarniętym z sieci a oto i scone:



Mówię Wam kochani nie ma nic lepszego jak naprawdę dobre jedzenie  i doborowe towarzystwo. Czas nam płynął razem niezwykle wesoło i niestety bardzo szybko. Zaraz po kawie bowiem musiałyśmy się rozstać z Rose, która musiała wracać dosyć wcześnie ze względu na konieczność zerwania się następnego dnia bladym świtem do pracy a przed nią był do przebycia spory kawałek drogi. Wyściskałyśmy więc ją i z żalem pomachałyśmy jej na pożegnanie. Ciężko się zawsze rozstawać jak nie zdążyło się nagadać a nie wiadomo kiedy będzie kolejna szansa na rozmowę twarzą w twarz. By jakoś złagodzić smutek rozdzielenia kwartetu czarownic poszłyśmy z dziewczynami na lody. Nie byle jakie jak się zapewne domyślacie:) Zawsze powtarzałam, że najlepsze lody jakie jadłam w życiu to te tradycyjne z gór konkretnie z Krościenka nad Dunajcem. Smak po prostu nie do opisania. I wyobraźcie sobie, z idziemy sobie Grodzką odprowadziwszy Rose i nagle widzę napis LODY Z KROŚCIENKA NAD DUNAJCEM TRADYCYJNA RECEPTURA. Aż mi się chciało przetrzeć oczy z wrażenia. Nie mogłam uwierzyć, że można je zjeść gdzieś indziej niż w górach a tu proszę. Pognałyśmy więc z Pijaną od razu w ich stronę. Oczywiście smakowały wyśmienicie ale jednak czegoś im było brak w porównaniu do tych górskich. Nie wiem w czym rzecz. Może w wodzie, może w mleku czy śmietanie. Tak wyjątkowych jak w górach nie można jednak dostać w mieście mimo, że te miejskie też super i z czystym sumieniem mogę polecić. A jeśli już o lodach mowa to drugie najlepsze jakie jadłam są oczywiście ze Starowiślnej i koniecznie musicie będąc w Krakowie ich spróbować. Znajdziecie punkt sprzedaży od razu po dużej kolejce, prawie jak za komuny;) Jednak naprawdę warto swoje odczekać dla tego smaku. Po lodach poszłyśmy sobie dalej na spacer i tak przegoniłyśmy z Katrin biedną Pijaną po Rynku, Kazimierzu, bulwarze nad Wisłą i Plantach. Prawie ją zachodziłyśmy na śmierć;) Jednak nie było to bezproduktywne błąkanie  się a czas prawdziwych rozmów. O życiu, śmierci, radzeniu sobie z nią, przyjaźni, pracy, która nie jest dobra, szalonym dzieciństwie i wielu wielu innych sprawach. Jak się ma odpowiednich rozmówców można gadać bez końca. I tak nam się wśród tych rozmów zrobił wieczór. Wpadłyśmy jeszcze posilić się na zapiekanki na Kazimierz, które słynne są na cały Kraków. Podobno najlepsze są te U Endziora. My jadłyśmy z punktu obok bo zraziła nas gigantyczna kolejka. I tu muszę wam powiedzieć, że i Rose i Katrin zawzięcie bronią swoich odmiennych poglądów na temat tychże zapiekanek. Otóż Katrin twierdzi, że podawane we wszystkich okienkach zapiekanki są od tego samego dostawcy /a wie to od osoby, która tam pracowała/ i dlatego to, że U Endziora są najlepsze to mit. A Rose z kolei uważa, że te od Endziora są najlepsze w smaku i nie da się przekonać, że jest inaczej:) Urocze jest to jak się sprzeczają na ten temat:) Obie ładnych parę lat mieszkały w Krakowie i obie maja tam swoje ulubione miejsca i poglądy na pewne sprawy. Dlatego mam z nimi tak dobrze, bo każda zabiera mnie gdzie indziej /z wyjątkiem miejsc gdzie obie są zgodne, że coś jest najlepsze jak np. gorąca czekolada z Nowej Prowincji  / w swoje ulubione miejsca i tym sposobem dzięki nim poznaję Kraków naprawdę coraz lepiej i to jak się domyślacie też z najlepszej strony:) Pijana z kolei lepiej się orientuje we wrocławskich klimatach (może Rose ten pomysł na następny zlot we Wrocławiu jest całkiem niezły Pijana nas oprowadzi tym razem:) i musiała nam wierzyć na słowo w naszych opiniach krakowskich i słuchać naszych zachwytów cierpliwie:) Jednak mylicie się sądząc, że nie dałyśmy jej dojść do słowa. Pijana nasza kochana jest taką samą gadułą jak my:) Katrin twierdzi nawet, że większą od Polly a to już jest nie lada wyczyn:) Bardzo się cieszę Słońce, że w końcu mogłyśmy się poznać osobiście i mogłam wysłuchać wszystkich opowiedzianych przez Ciebie historii, oczywiście szczególnie zapamiętałam te przy których płakałam ze śmiechu np. tą o tym jak stałaś w pobliżu pewnego obiektu i nie wiedziałaś gdzie jesteś;) Twoje towarzystwo i obecność są zawsze dla mnie bezcenne. Dlatego też i z Tobą ciężko było mi się żegnać kiedy nadszedł wieczór i ostatni stalowy rumak pędzący w Twoje strony nadjechał na dworzec. Teraz kiedy się osobiście poznałyśmy będzie mi ciebie brakowało jeszcze bardziej niż wcześniej dlatego mam nadzieję, że się już z żadnego zlotu nie wyłamiesz czarownico nasza marnotrawna. Po pożegnaniu Pijanej poszłyśmy sobie z Katrin pogadać jeszcze korzystając z czasu jaki nam pozostał na Planty a potem na 19-stkę do Dominikanów  , gdzie kazanie nas obie rozbroiło a atmosfera urzekła. I potem niestety nadszedł czas bym pożegnała ostatnią z moich kochanych czarownic. Jednak tym razem było mi trochę lżej, bo wiedziałam, że z Katrin zobaczę się jeszcze we wtorek. Uściskawszy ją na drogę i pomachawszy na pożegnanie skierowałam swoje już samotne kroki z powrotem do hostelu. Zawsze mi żal, że tak mało czasu mam na spotkania z Wami i wiecznie mi się wydaje, że trwają jakieś pięć minut tak szybko mijają a czekać przychodzi mi na nie cały rok. I zawsze mam taką cichą nadzieję po pożegnaniu, że może tym razem uda mi się z Wami zobaczyć nie tylko raz w roku, ale niestety jeszcze nigdy się to nie udało. Może kamyki, które Wam tradycyjnie daję na szczęście kiedyś sprawią, że będziemy się mogły częściej widywać. A tam na górze ktoś zmieni mój zmysł orientacji na działający model, bo oczywiście w drodze do hostelu zdążyłam pomylić ulice i musiałam sporo drogi nadrobić by trafić we właściwe miejsce…


c.d.n

30 komentarzy:

  1. Och i ach;)Faktycznie, nie wiem co mi się ubzdurało z tym Ogrodem botanicznym. Scone bardzo dobre tylko mnie szczypało trochę w język.Co do zapiekanek U Endziora będę obstawać przy swoim ( z resztą nie wydaje Ci się dziwne, że tylko w tym okienku zawsze jest kolejka), ponieważ wypróbowałam i to nie sama a w towarzystwie inne i smakiem zupełnie się nie pokrywały z tamtymi. Dominikanów jak polecałam tak będę polecać, lepszej Eucharystii według mnie nigdzie nie ma.

    Jak ja Polly poznałam to się śmiałam, że nie wiedziałam o istnieniu kogoś bardziej gadatliwego niż ja. Czy Pijana dużo mówi? Nie wiem, można się przez nią było przebić a jak spotkałam Polly i Katrin to ginęłam w ich tłumie i obmyślałam już po cichu sposób w jaki mogłabym dojść do głosu;))

    Krótko, ale spotkamy się jeszcze. Ja Ci to mówię:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Karma fajna jest wszyscy,których tam zaciągnęłam byli zadowoleni :) Z zapiekankami nadal obstaję przy swoim :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tym bardziej nie wiem;) To nie scone słońce lekko szczypie a syrop klonowy:) Wiedziałam, ze będziesz bronić Endziora;D Następnym razem sprawdzę te endziorowe i powiem Ci czy czuję różnicę:) Dominikanie są super szkoda, że u mnie ich nie ma. Generalnie same gaduły jesteśmy ale jeszcze tez umiemy słuchać więc nie jest tak źle:) No ja myślę, ze się jeszcze spotkamy a jak Ty to mówisz czarownico to i wierzę, ze tak będzie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Karma jest wyjątkowa i zapewne dlatego stale w niej taki ruch chociaż kto wie czy również to nie zasługa pewnego barmana;)Z zapiekankami to nawet nie podejrzewałam byś zmieniła zdanie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. eeee barman nie zawsze jest przecież :) dobra kawa, smaczne desery i potrawy plus miła obsługa to ich klucz do sukcesu :) jak mam info ze źródła wiarygodnego to zdania nie zmienię...różnić się te zapiekanki mogą dodatkami i tym do jakiego się je tam pieca włoży ile trzyma itp, ale baza jest wszędzie ta sama :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fakt ale to nie zmienia faktu, ze też poza pysznym jedzeniem i super kawą przyciąga klientów:) Co do zapiekanek nie potwierdzam ani nie zaprzeczam bo endziorowych jeszcze nie jadałam;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Być może, i jedno i drugie jadłam po raz pierwszy. Ja też mam wiarygodne źródło-jako konsument próbowałam w obu miejscach i ufam moim kubkom smakowym:P Kochana Eris, ależ Dominikanie są w Trójmieście! Nie pamiętam tylko teraz czy w Gdyni czy w Gdańsku. No chyba, że się zdążyli wyprowadzić? Będzie, prędzej czy później przybędę na to Pomorze stalowym rumakiem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę, myślałam, że na końcu będzie jeszcze słówko o barmanie, a tu nic :) trochę ciekawa jestem tej historii ;-)
    ciepło pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Są są ale już Ci pisałam jaki tam mam teraz fajny dojazd i raczej się nie wybiorę tam prędko. I jak ten stalowy rumak wreszcie dotrze to drzwi Eriskowa zastaniesz otwarte:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa dusza z Ciebie:) Mogę Ci zdradzić, że przy mojej pierwszej wizycie w karmie akurat go nie było a szkoda bo Pijana już się nastawiła by zrobić mu zdjęcie a ja za blisko później stałam by uwiecznić jego osobę niezauważalnie:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam. Ty mnie nie kuś, bom ja gotowa porzucić wszystko już jutro i pędzić galopem:P

    OdpowiedzUsuń
  12. Galopem hmm... to za jakieś 14 dni przy dobrych wiatrach i koniu dotrzesz ale ile za to będziesz mieć do opowiedzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  13. O matko, toż to by było pisania na blogowisku przez rok, jak ja jeden dzień do Wrocławia opisuję w kilku częściach;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ha ha na pewno:) A ja wcale lepsza nie jestem spójrz na ilość krakowskich odcinków;)

    OdpowiedzUsuń
  15. ja tu wszystko widze drogie Panie :)

    Było na prawdę miło. I pięknie dziękuję za zaproszenie i gorące przyjęcie. O.! I więcej nie powiem, bo mówicie, że ze mnie gaduła i teraz się będę wstydzić! :)))

    OdpowiedzUsuń
  16. No ja myślę, że widzisz w końcu jedną z czarownic jesteś;) Nam było jeszcze bardziej miło nie masz za co dziękować:) E tam gaduła poczekaj aż Polly poznasz:D A poza tym my wszystkie gaduły jesteśmy więc pasujesz do nas idealnie:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ty w Krakowie byłaś tydzień kochana, więc dużo odcinków, ja we Wrocku jeden dzień:)

    OdpowiedzUsuń
  18. To nic w końcu trzeba jakoś stopniować napięcie;)

    OdpowiedzUsuń
  19. A tam napięcie od razu, Ty już tak swoich czytelników nie napinaj bo będziesz musiała informację smarnąć, że czytanie Twojego bloga szkodzi zdrowiu;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak poważnie to nie żadne stopniowanie napięcia tylko zmęczenie i brak czasu jednak stopniowanie napięcia brzmi mniej standardowo;)

    OdpowiedzUsuń
  21. oooo to musiał być mega przystojny, skoro obie chciałyście go uwiecznić ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. alez ty to dokładnie opisujesz. Cudnie! Aż mam ochotę na zlot z Wami ;o)) Chociaż ani Rose ani Pijanej nie znam.
    A lody na starowiślnej znam, zapiekanki na Kazimierzu jadłam, ale sama bym tam teraz nie trafiła ;o))
    Sporo juz z tego Krakowa zapomniałam.
    A mieszkając tam -dane mi było - wielkie oszczędzanie - by przeżyć. I dlatego rzadko stołowalismy się na mieście.
    Posyłam pozytywne wibracje ;o))

    OdpowiedzUsuń
  23. Odpoczywaj i nawadniaj się bo będę krzyczeć. Ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  24. Eri, a czemu Ty mnie Polly straszysz? :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Nikka no nie ciągnij mnie tu już bardziej przedpremierowo za język no;) Powiem tylko, że jest na co popatrzeć:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Lubię sobie potem do tych notek wracać stad ta szczegółowość wszak pamięć mam dobra ale wybiórczą;)Gdyby nie tak krótki urlop to wybrałabym się do Ciebie na kawę bo tym razem byłam bardzo blisko:) Zapraszamy na zlot jesteś zawsze mile widziana:) To czas nasze dziewczyny poznać:) Za czasów studenckich to chyba każdy z nas tak żył nawet jest taki dowcip - Jaka to jest kanapka studencka? Chleb posmarowany nożem:) O stołowaniu to ja też mogłam zapomnieć w tamtym czasie:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Nawadaniam się nawadniam i nawet zamiast pracować dziś przespałam popołudnie:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Tak profilaktycznie kochana;) Mogłybyście się w końcu spotkać to byś zrozumiała co mam na myśli:)

    OdpowiedzUsuń