Nie znałam
Eli osobiście. Ot kilka maili odnośnie kulinariów. Ale odkąd zachorowała
czytałam ją regularnie z rzadka komentując. Blogowo się opuściłam, zakurzyłam,
ale do Niej zaglądałam zawsze. Jej zmaganie z chorobą to nie była walka, Ela
przyjęła na klatę to, co dał jej los i próbowała oswoić, czasem dając chorobie
mocne kopniaki.
Podziwiałam,
jak w ciężkich chwilach pisała do nas, odpisywała na komentarze, kochała życie
i nigdy nie przestała wierzyć.
Będzie moją
bohaterką, wyczynowcem od spraw raka.
Nie zapomina się osób, które dają
przykład, jak bardzo można się cieszyć i ofiarować innym, kiedy wstrętny
nowotwór zabiera resztki sił.
Marta-soy
Pięknie napisane. Ja też podziwiałam Elę w chorobie, była bardzo dzielna, to takie przykre, że odeszła, taka młoda, wrażliwa, kochana... Kasia - Majka
OdpowiedzUsuńsmutne bo o wiele za wcześnie ... wszyscy chyba ją podziwialiśmy
UsuńA ja sobie myślę że nie miało znaczenia czy się pilo z nią herbatę realna czy wirtualna, Ela miała moc obdarzania swoim światłem wszystkich. :)
OdpowiedzUsuńzgadzam się :) i nawet się zastanawiam kiedy i jak znajdowała dla każdego czas :) a jej maile wiemy, że nie należały do krótkich i zdawkowych :)
UsuńTak, Ela również była dla mnie wzorcem siły i wiary w tym tak ciężkim, niewyobrażalnym dla nas, czasie...Była bardzo dzielna.
OdpowiedzUsuńPamiętam dokładnie ten moment kiedy zdawało się, że wszystko zmierza ku dobremu i wychodzi na prostą, to światełko w tunelu i mój szeroki uśmiech, czytającą ten wpis Eli.
Niestety...:(
Bezsilność medycyny wobec tej podstępnej choroby jest zatrważająca. I najgorsze, że niewiadomo czy to się kiedykolwiek zmieni.
K.
była bardzo dzielna i strasznie szkoda, że ta dzielność nie została nagrodzona wyzdrowieniem ...
UsuńKilka światełek było ale cóż .... :(