1 grudnia 2013

O Eli ... part. II


Nie znałam Eli osobiście. Ot kilka maili odnośnie kulinariów. Ale odkąd zachorowała czytałam ją regularnie z rzadka komentując. Blogowo się opuściłam, zakurzyłam, ale do Niej zaglądałam zawsze. Jej zmaganie z chorobą to nie była walka, Ela przyjęła na klatę to, co dał jej los i próbowała oswoić, czasem dając chorobie mocne kopniaki.

Podziwiałam, jak w ciężkich chwilach pisała do nas, odpisywała na komentarze, kochała życie i nigdy nie przestała wierzyć.

Będzie moją bohaterką, wyczynowcem od spraw raka. 
Nie zapomina się osób, które dają przykład, jak bardzo można się cieszyć i ofiarować innym, kiedy wstrętny nowotwór zabiera resztki sił.

Marta-soy

6 komentarzy:

  1. Pięknie napisane. Ja też podziwiałam Elę w chorobie, była bardzo dzielna, to takie przykre, że odeszła, taka młoda, wrażliwa, kochana... Kasia - Majka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smutne bo o wiele za wcześnie ... wszyscy chyba ją podziwialiśmy

      Usuń
  2. A ja sobie myślę że nie miało znaczenia czy się pilo z nią herbatę realna czy wirtualna, Ela miała moc obdarzania swoim światłem wszystkich. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się :) i nawet się zastanawiam kiedy i jak znajdowała dla każdego czas :) a jej maile wiemy, że nie należały do krótkich i zdawkowych :)

      Usuń
  3. Tak, Ela również była dla mnie wzorcem siły i wiary w tym tak ciężkim, niewyobrażalnym dla nas, czasie...Była bardzo dzielna.

    Pamiętam dokładnie ten moment kiedy zdawało się, że wszystko zmierza ku dobremu i wychodzi na prostą, to światełko w tunelu i mój szeroki uśmiech, czytającą ten wpis Eli.
    Niestety...:(

    Bezsilność medycyny wobec tej podstępnej choroby jest zatrważająca. I najgorsze, że niewiadomo czy to się kiedykolwiek zmieni.
    K.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. była bardzo dzielna i strasznie szkoda, że ta dzielność nie została nagrodzona wyzdrowieniem ...

      Kilka światełek było ale cóż .... :(

      Usuń