12 czerwca 2010

2007 kwiecień, maj, czerwiec

 2 kwietnia 2007
 
Wiecznie żywy we mnie słowem, które jak korzeń w serce wrosło...
      

  Obyście zawsze umieli patrzeć na innych ludzi i na samych siebie takim spojrzeniem, jakim Bóg patrzy na ludzką istotę, spojrzeniem czułym, miłosiernym i przebaczającym, spojrzeniem, które pozwala iść prosto po drodze życia w przyszłość pełną nadziei.
(Z przesłania do młodzieży, Hamburg, 29 grudnia – 2 stycznia 2004 )
  Przebaczenie jest mocne mocą miłości. Przebaczenie nie jest słabością. Przebaczać nie oznacza rezygnować z prawdy i sprawiedliwości. Oznacza zmierzać do prawdy i sprawiedliwości drogą Ewangelii.
 (Jasna Góra, 19 czerwca 1983)
  Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa.
  Tylko miłość może wykluczyć używanie jednej osoby przez drugą.
 To miłość nawraca serca i daruje pokój ludzkości, która wydaje się czasem zagubiona i zdominowana przez siłę zła, egoizmu i strachu.
 (Z pożegnalnego przesłania Jana Pawła II)
  Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć.
  Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to kim jest, nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.

 Człowiek nie jest tylko sprawcą swoich czynów, ale przez te czyny jest zarazem w jakiś sposób "twórcą siebie samego".
 (Encyklika Veritatis splendor)
  Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd.
 (Tryptyk rzymski)
  Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali.
 (Przemówienie do młodych, Gdańsk-Westerplatte, 12 czerwca 1987)
 Wczoraj do Ciebie nie należy. Jutro niepewne... . Tylko dziś jest Twoje.
  Praca jest dobrem człowieka - dobrem jego człowieczeństwa - przez pracę bowiem człowiek nie tylko przekształca przyrodę, dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej "staje się człowiekiem".
  I dlatego – zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością - taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym,
 - abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili,
 - abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy. Proszę was:
- abyście mieli ufność nawet wbrew każdej waszej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało,
- abyście od Niego nigdy nie odstąpili,
- abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On „wyzwala” człowieka,
- abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest „największa”, która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu. Proszę was o to...
(W 1979 roku na krakowskich Błoniach podczas wielkiego Bierzmowania Narodu)

 Wy jesteście przyszłością świata!
Wy jesteście nadzieją Kościoła!
 Wy jesteście moją nadzieją!


   
04 kwietnia 2007
Wartość czasu
  
  Żeby docenić wartość jednego roku, zapytaj studenta, który oblał egzaminy.
Żeby docenić wartość miesiąca, spytaj matkę, której dziecko przyszło na świat za wcześnie.
 Żeby docenić wartość godziny, zapytaj zakochanych czekających na to, żeby się zobaczyć.
 Żeby docenić wartość minuty, zapytaj kogoś, kto przegapił autobus lub samolot.
 Żeby docenić wartość sekundy, zapytaj kogoś, kto przeżył wypadek.
Żeby docenić wartość setnej sekundy, zapytaj sportowca, który na olimpiadzie zdobył srebrny medal.
Czas na nikogo nie czeka! Łap każdy moment, który ci został, bo jest wartościowy.
Dziel go ze szczególnym człowiekiem - będzie jeszcze więcej wart.
  Marc Leavy

  Najcenniejszą i najbardziej niedocenianą ze wszystkich rzeczy w życiu człowieka jest czas. Naiwnie wydaje się nam, że mamy go pod dostatkiem, że zdążymy zrobić wszystko, co zamierzyliśmy. A tymczasem czas upływa niespostrzeżenie, mijają sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące, lata i my sami. Zostają tylko niezrealizowane plany i zmarnowane marzenia odkładane na lepszy czas, który nigdy nie nadszedł. Nie istnieje coś takiego jak nieodpowiedni moment, okoliczności nie mogą być czymś ważniejszym od nas i naszych pragnień. To my powinniśmy decydować o okolicznościach a nie one o nas. Życie na nikogo nie czeka, bo stanie w miejscu nie jest jego właściwością. Nie zatrzymamy czasu. On nie zaczeka aż się pozbieramy po trudnych doświadczeniach, nie będzie się z nami cofał do przeszłości i biegł w przyszłość, jest tu i teraz. Tylko to, co teraz ma znaczenie. Nieważne ile drobinek spoczywa na dnie a ile jeszcze zostało u góry. Ważne, że każdemu jest przypisana jemu właściwa ilość ziarenek piasku. To ile z nich przesypie się niewykorzystanych bez naszej świadomości zależy tylko od nas. My decydujemy ile z drobnych szarych kamyczków w drodze zamieni się w wartościowy złoty pył. Każde powierzone nam ziarenko jest bezcenną szansą daną nam do wykorzystania, bo klepsydry życia nie da się odwrócić by piasek przesypał się jeszcze raz.
_________________________________

Kochani moi będę do ostatnich chwil przed świętami w pracy dlatego nie zdążę podzielić się z Wami moimi teraźniejszymi przemyśleniami Wielkanocnymi dlatego zostawiam Wam te ubiegłoroczne, które pozostają nadal aktualne. Rozważania na Wielki Czwartek znajdziecie <TUTAJ>, na Wielki Piątek <TUTAJ> i na Wielką Sobotę <TUTAJ> . Natomiast życzenia świąteczne złożę Wam tradycyjnie w Wielką niedzielę:)

06 kwietnia 2007
26 lat minęło jak jeden dzień...
  
  No i wydało się skąd mi się wzięły rozważania na temat czasu:) Zawsze jakoś tak ten temat wraca do mnie w okolicy urodzin. To właśnie w urodziny najczęściej dokonuję oceny minionego czasu. Rozliczam siebie z tego, co mi się udało osiągnąć, a czego nie. I kiedy tak patrzę wstecz na moje życie nasuwa mi się zawsze jedna myśl, myśl, że moim życiorysem można by obdzielić kilku ludzi. Nie wywołuje ona jednak we mnie frustracji czy gniewu za wielkie obciążenie, wręcz przeciwnie, jestem wdzięczna za tą mnogość doświadczeń. To dzięki nim upływ czasu nie wywołuje już we mnie paniki, a tylko mobilizuje do działania. To one sprawiły, że jestem taka jaka jestem, pomogły uniknąć błędów, sprowadziły na właściwą drogę. Dwadzieścia sześć lat to jednocześnie mało i dużo czasu na to by nauczyć się być prawdziwym człowiekiem. Na ile mi się ta nauka udała możecie sami ocenić. Dla mnie najważniejsze jest to, że patrząc w lustro widzę siebie taką jaką jestem naprawdę i mogę sobie spojrzeć w oczy bez wstydu. Od ubiegłego roku zmieniło się to, że dziś już wiem, że w pewnych dziedzinach życia nie ma miejsca na wyznaczanie granic i że niektórych spraw nie należy przyspieszać. Nie jest mi smutno w przeciwieństwie do ostatnich urodzin, jestem szczęśliwa. Cieszą mnie zmiany w moim życiu i to, co mam, nie potrzebuję więcej. I chociaż dziwnie przypadły moje urodziny w tym roku (Wielki Piątek nie jest dla mnie dniem świętowania, a głębokiej refleksji i przeżywania śmierci Jezusa) to jestem w dobrym nastroju i uśmiecham się do swoich myśli. Dlatego też mam dla Was malutki prezent związany poniekąd z moim dzisiejszym nastrojem wspomnieniowym. Poniżej możecie sobie obejrzeć małą Majtrejkę w wieku przedszkolnym. Tym, którzy mnie już trochę poznali bywając tutaj nie muszę mówić, że ja to ta pierwsza z prawej, bo wystarczy im spojrzeć na młotek trzymany w moich rękach, ogrodniczki i ujarzmioną w kicku czuprynę, żeby mnie rozpoznać. Wiedzą, że warkoczyki, sukienki i kokardki się mnie nie trzymały, ale za to byłam całkiem niezłym majstrekowiczem. Swoją drogą tablica z napisem defilada i stosownymi obrazkami jest ciekawym dokumentem czasów, w których przyszło mi dorastać.

  
  A tutaj moi kochani czekoladowy tort urodzinowy schowany w białej czekoladzie specjalnie dla Was częstujcie się śmiało, życzę Wam smacznego i tego byście mieli jak najwięcej takich urodzin, które uświadomią Wam jakimi szczęściarzami jesteście:)

  
 Byłabym zapomniała pierwsze piętro tortu zarezerwowałam dla Polluśki, ale za to cała reszta Wasza:)

08 kwietnia 2007
Wielkanocnie :)


Z okazji Świąt Wielkanocnych  
Życzę Wam doświadczenia magii Wielkiej Nocy
Nocy, w której śmierć musi cofnąć swoje wyroki
a życie wraca do swego początku i znów jest świeże, nowe, pełne nadziei.
Życzę Wam umiejętności odradzania się każdego dnia
i witania każdego wschodu słońca jak początku dalszego życia.
Życzę Wam pamięci o tym, że niebo zaczyna się tutaj, na ziemi,
gdzie ludzie stają się przyjaciółmi i przekazywana jest dobroć.

  

10 kwietnia 2007
Wartość prawdziwej obecności drugiego człowieka
   
     
 Ks. Wacław Buryła
***
niekiedy wystarczy
kilka słów
powiedzianych przez telefon
włożonych w kopertę
wysłanych na adres
kogoś kto samotność
zna bardzo dokładnie
na każdej drodze
potyka się o nią

czasami wystarczy
kilka chwil skradzionych
ciepło czyjejś dłoni
pochwycone w biegu
czyjś uśmiech znany
wyłowiony w tłumie
który wracał będzie
nocą bezsenną
kiedy gwiazdy płaczą

do szczęścia trzeba
tak bardzo niewiele
wystarczy że będziesz
na odległość ręki
na głębokość wzroku
na słyszalność serca
wystarczy że słowa
wyrosną jak mosty

chyba najtrudniej
spełnić marzenia 
te najbardziej proste

 Kiedyś myślałam, że najwięcej wysiłku i pracy potrzeba by osiągnąć rzeczy uznane za naprawdę wielkie przez rozum i logikę. Myliłam się. Najtrudniej jest osiągnąć to, co wydaje się najprostsze. Najtrudniejsze to być dla drugiego człowieka cały czas, dzień po dniu. Dawać mu swoją obecność, dobre słowo, gest, uśmiech stale z tą samą uwagą i miłością. Widzieć każdą kolejną zmianę w nim, słyszeć wszystko, co do Ciebie mówi, nawet jeśli wybrzmiewa tylko nieśmiało między wierszami i słuchać go sercem, bo tylko tak można go usłyszeć naprawdę. Tylko serce rozumie, wybacza, tworzy więzy z nawet najbardziej kruchych materiałów. Ono potrafi pokonać zmęczenie, słabość i nas samych w porównaniu z nim tak niedoskonałych tworząc mosty ponad naszą małostkowością. Prawdziwa obecność drugiego człowieka w naszym życiu jest bezcenną wartością. Naprawdę wielkim marzeniem i najtrudniejszym zadaniem w życiu jest przejść przez nie nie tracąc serca dla drugiego człowieka bez względu na okoliczności, bo tylko takie życie jest naprawdę spełnione.

14 kwietnia 2007
Przejść przez miłość

    
      Ks. Wacław Buryła
 * * *

 Nie szukaj drogi na skróty
 nie ma takiej drogi do nieba

 musisz przejść
 przez całą miłość

 Poezja księdza Buryły jest wyjątkowa swoim pięknem prostoty wyrażonych myśli i głęboką mądrością. Często do niej wracam i za każdym kolejnym razem znajduję w niej coś nowego, odkrywam kolejną wartość wcześniej niedostrzeżoną, głębszy niż na pozór sens, emocje bliskie sercu. Jest coś takiego w tych zebranych i połączonych ze sobą słowach, co do mnie głęboko trafia, trafia i zostaje znajdując sobie szczególne miejsce. Dokładnie jak ten powyższy wiersz. Zaledwie cztery linijki tekstu, niewyszukanych słów, a ile niosą ze sobą treści i niezwykłej mądrości. Mówią o tym, że prawdziwego szczęścia nie osiągnie się usiłując ominąć prawdziwą miłość, która nieodłącznie wiąże się z cierpieniem. Cierpieniem lęku o kogoś kochanego, który nigdy nie mija, cierpieniem rozłąki, choćby chwilowej, cierpieniem słów, które ranią w gniewie jak żadne inne, współcierpieniem w chorobie, nieszczęściu, bólu z osobą kochaną. Trzeba przez to wszystko przejść kochając - rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, dzieci i swoje drugie połowy. Jeśli nie ma w nas miłości nic z tych rzeczy nas nie dotknie, nie będzie lęku, nie będzie cierpienia i bólu. Nic, co zrobi druga osoba nie będzie miało wpływu na nas, bo ona nie będzie miała dla nas znaczenia. Jednak jeśli tego wszystkiego zabraknie zabraknie też poczucia, że się żyje a nie tylko istnieje. Tylko miłość jest w stanie sprawić, że czujemy, że żyjemy naprawdę, że nasze życie ma sens. Każda miłość, która zrodzi się w naszym sercu może tego dokonać, nie tylko ta kobiety do mężczyzny. Trzeba przejść przez całą miłość, całe cierpienie, które się z niej rodzi by nadać życiu sens i uczynić je wartościowym. Nie ma innej drogi, nie ma lepszej drogi, nie ma skrótów, które pozwoliłyby uniknąć cierpienia, bo nie można być w pełni szczęśliwym nie kochając.

18 kwietnia 2007
...
     

      
 Ks. Wacław Buryła
***
nie potrafimy obronić
naszej miłości
bezbronna jak ptaki
gubi się w świecie
za bardzo ogromnym
 i zimnym jak hotel
gdzie nikt na nikogo
nie czeka bez ceny
ludzie zbyt często
sądzą zamiast kochać
 pokazują palcem
zamiast podać rękę
zazdrośni o nic
niszczą to co piękne
sami zbyt leniwi
by budować szczęście
ciągle tylko patrzą
na czas który ginie
za linią pamięci
coraz bardziej kruchą

gdzie uciekniemy
z ziemskiego wygnania
aby nie zgasło
światło serc złączonych
gdzie się schowamy
przed oczami świata
aby nie zerwał
miłości jak róży
gdzie ukryjemy
nasze małe szczęście
by czas go nie zdmuchnął
jak płomienia świecy

 są chwile gdy trzeba
cały ból wykrzyczeć
bez jednego słowa
łzami które w ciszy
przemkną się po twarzy
choć czas je wymaże
krzyczeć będą ciągle
rozerwaną duszą

 niechaj łzy płyną

 one upaść muszą

 Utracona, porzucona, zniszczona miłość umiera. Podeptana przez świat i ludzi nie może trwać. Nie przetrwa jeśli się nie będzie jej szanować i o nią dbać. Nie przetrwa jeśli jej nie ochronimy przed innymi. Nie przetrwa jeśli nie oddasz jej siebie całego. Ocalić może ją tylko jedność tych dwojga, którzy zbudują z połączenia jej dwóch sił prawdziwą twierdzę. Taką, która odeprze każdy atak i mimo strat, które są nieuniknione, zachowa swój niezmieniony kształt. Twierdze są jednak rzadkością. Budujemy z niewłaściwych materiałów naiwnie wierząc, że wilk nie przyjdzie i nie zdmuchnie naszego domu. Tworzymy zamki na piasku i w chmurach, zakładamy opaski na oczy i brniemy w mrok zamiast pójść za światłem, które jest w nas zawsze kiedy kochamy i wskazuje właściwą drogę. Potem budzimy się w samym środku ruiny. Rozpacz wyrywa nam z głębi siebie z krzyk, który trwa do utraty głosu i wylewa łzy aż ich zabraknie. Zostajemy bezsilni z poszarpaną duszą. Żywi a jednak w jakimś sensie martwi. Zaczynamy od nowa budowę – tym razem siebie, często nie zostawiając już miejsca na miłość do drugiego człowieka. Myśląc, że jest zła i przynosi tylko cierpienie, przeklinając jej siłę. Jednak miłość nie jest ani zła ani za silna tylko my za słabi.

22 kwietnia 2007
[***] Czasem żadne słowa nie pomogą

     Są takie sytuacje w których słowom brak mocy, w których przestają mieć znaczenie, których po prostu nie uniosą. Wtedy najważniejsza jest świadomość obecności, dotyk i wspólne łzy. Kilka lat temu tragedia dotknęła kogoś, kogo do dziś uważam za siostrę, chociaż nie mamy tych samych rodziców. Człowiek, z którym związała swoją przyszłość, za którego miała wyjść, umarł. Umarł podczas operacji dokonywania przeszczepu serca. Miał zaledwie dwadzieścia kilka lat. Był bardzo wyjątkowym człowiekiem. Do dziś pamiętam jego uśmiechnięte oczy i jej szczęście. Do dziś pamiętam ostatniego smsa jakiego od niego dostałam. Do dziś nam go strasznie brak. Długo nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Długo razem płakałyśmy bez słów, przechodziliśmy przez cierpienie razem, obie przeżyłyśmy tą śmierć tak bardzo, że już na zawsze pozostanie nam w sercu po niej czarna blizna. Od kilku dni wraca do mnie to, co się wtedy wydarzyło, wracają wspomnienia, lęk, cierpienie i ból. Wróciły, bo myślami jestem cały czas przy Ogórkach, wróciły bo jest strasznie dużo podobieństw w tym, co się stało w moim życiu i w ich. Jest wspaniała kochająca kobieta i wyjątkowy mężczyzna, są rodziną i oczekują dziecka kiedy jego dotyka choroba, która kończy się operacją na otwartym sercu a później śmiercią. Wiem, że przypadek z mojego życia jest inny wiem, że moi bliscy nie byli rodziną na papierze i nie mieli wspólnego życia i dziecka, ale mimo tego, czuję dokładnie to samo co wtedy. Tego się po prostu nie da opisać, nie ma takich słów. Moje serce, myśli i modlitwa są dzisiaj przy Ogórkach.

  Testament
 (...)
 Szukajcie mnie w ludziach, bliskich mi, ukochanych
  A skoro nie możecie beze mnie żyć, pozwólcie mi zamieszkać w waszych oczach, umysłach, w waszej dobroci
Waszą miłość do mnie poznam najlepiej, gdy dłoniom pozwolicie dotknąć dłoni, a dzieciom łaknącym wolności ofiarujecie ją
 Nie miłość umiera, lecz ludzie.
  Dlatego kiedy zostanie po mnie tylko miłość...
Rozdajcie mnie ludziom...
 Autor nieznany



24 kwietnia 2007
Mojej drugiej rodzinie

    Nigdy nie myślałam, że będę mieć kiedyś drugą rodzinę. Jednak od kiedy tu jestem, od samego początku istnienia mojej Przestrzeni ją mam. WY wszyscy nią jesteście. WY tworzycie najbardziej niezwykłą rodzinę na świecie. Taką wielką i taką wspaniałą. Taką, która jest dla mnie i mi bliskich prawdziwym oparciem. Taką, która każdego dnia pamięta, troszczy się, rozśmiesza, wyciąga z dołków większych i mniejszych a przede wszystkim naprawdę pomaga przejść przez życie. Nigdy nie wypowiem ile dla mnie wszyscy razem i każdy z osobna znaczycie i jak bardzo się cieszę, że jestem częścią tej rodziny i że mogłam Was wszystkich poznać. Właśnie teraz w tym trudnym czasie kiedy członka naszej rodziny dotknęła tragedia udowadniacie każdego dnia jak bardzo wartościowymi i dobrymi ludźmi jesteście, jak wielkie serce macie dla drugiego człowieka i jaką wspaniałą rodziną jesteście. Pytacie mnie codziennie jak się czuję, piszecie, zostawiacie wiadomości a przede wszystkim chcecie pomóc Ogórkowej chociaż do tej pory niewielu z Was o niej słyszało. Kochani trzymam się i jestem już spokojniejsza właśnie dzięki Wam. Każdego z Was kto nie zdążył poznać Ogórkowej zapraszam do Ogórkowa, każdego kto chce śledzić co się teraz z nią dzieje do Polly a każdego kto chce pomóc do Jacka. Wiem, że nie zostawicie Ogórkowej samej, bo jesteście jej drugą rodziną, a rodzina zawsze się nawzajem wspiera. Chcę wam dzisiaj kochani podziękować za to wsparcie, za obecność i za każdą pomoc za to, że dzięki Wam czuję, że nie jestem sama, bo mam Was każdego dnia cokolwiek by się stało. Jesteście WSZYSCY w moim sercu, dla każdego z Was jest tam szczególne miejsce, bo Was kocham. Jesteście dla mnie prawdziwą drugą rodziną, nie wirtualną, bo wiem, że za każdym monitorem kryje się wielkie kochające serce, które potrafi wiele z siebie drugiemu dać. Wiem, że razem damy radę się zmierzyć ze wszystkim, co przyniesie życie.

  

27 kwietnia 2007
Czas dla siebie
  
Tylko dwie rzeczy uderzają prosto w serce: miłość i strata.
 Sally Beauman

 Uderzyło mnie to, co się stało. Cały czas myślę. Sięgam myślami w przeszłość, zanurzam się nimi w teraźniejszość i wybiegam w przyszłość. Może dlatego, że mam pełną świadomość tego, jak będzie ciężko. Wiele wiary, nadziei i siły daje to jak bardzo pomagacie. Cały tydzień nie miałam czasu by uporać się z tym, co czuję. Emocjonalnie balansuję gdzieś na granicy. Muszę się wyciszyć. Postarać się uwierzyć. Wrócić do równowagi. Zająć się czymś, co się wydarzyło w środku tygodnia. Długo nie napisałam trudniejszej do wykonania listy zadań niż ta. Mam nadzieję, że dam radę. Mimo wszystko jednak będę dla Was, tylko później niż zazwyczaj, dalej będę odpisywać na Wasze maile i pytania, nie zostawię Was samych. Porzucam tylko mój komputer na dwa dni od rana do późnego wieczora by być w miejscu mi bliskim, miejscu, które leczy, a i wtedy będę myślami z Wami, bo moje serce jest przy Was. Razem damy radę przetrwać ten trudny czas.

30 kwietnia 2007
Jestem, by być dla drugiego człowieka

  Teoretycznie dziś zaczyna się mój urlop, teoretycznie, bo wolne mam już w zasadzie od piątku wieczorem. W sumie całe dziewięć dni wolnych od pracy. Mnóstwo czasu. Czasu, który miał być czasem tylko dla mnie na odpoczynek. Jednak po mojej dwudniowej niebytności zmieniłam plany. Dużo myślałam w mojej samotni o moich bliskich. O tym, jak mało mam dla nich czasu i nie mówię tu o rodzinie, bo akurat z rodziną jestem w stałym, niemal codziennym kontakcie. Mam tu na myśli moich bliskich znajomych, nie nazywam ich przyjaciółmi, bo dla mnie to słowo ma wielkie znaczenie i go nie nadużywam. Zaniedbałam ich bardzo w ciągu ostatniego roku. Cała choroba, układanie siebie na nowo, porządki w duszy i problemy z pracą i w pracy, a także te domowe odciągnęły mnie od nich bardzo daleko. Bogu dzięki za telefony i internet, bo gdyby nie one to pewnie straciłabym zupełnie z nimi kontakt. Usłyszałam od jednego znajomego ostatnio, że „łatwiej się umówić na audiencje u papieża niż ze mną.” Wstyd się przyznać ile w tym prawdy. Mogłabym w tym miejscu zacząć się usprawiedliwiać, że przecież strasznie dużo pracuję, mam też o wiele więcej obowiązków niż moi rówieśnicy i nie odpowiadam tylko za siebie, ale to tak naprawdę wcale mnie nie tłumaczy. Bo jak powiedział Hanif Kureishi: Jeśli strasznie czegoś chcesz, szukasz sposobów. Jeśli strasznie czegoś nie chcesz, szukasz wymówek. Nie szukałam sposobów. Zabrakło mi chęci by poświęcić swój czas na odpoczynek dla innych w inny niż telefoniczny, gadulcowy czy mailowy sposób. Przy całej intensywności mojego życia mam coś, co sprawia, że znajduję czas – zmysł organizacji. Jednak to, że świetnie się organizuję wykorzystywałam do tej pory raczej do uzyskania chwili dla siebie, na samotny odpoczynek, na wyciszenie się, muzykę, książki czy spacery. Może dlatego, że zawsze jest wokół mnie pełno ludzi i nie czuję braku kontaktu z nimi, raczej potrzebę odetchnięcia od nich. Taką mam pracę i taką mam rodzinę. Jednak wielu ludzi nie ma tak dobrze jak ja i potrzebna im obecność bratniej duszy. Dlatego zmieniłam plany. Wykorzystam wszystkie zaproszenia do wspólnego wypoczynku jakie ostatnio dostałam i sama od siebie odwiedzę kilka osób, którym moja wizyta jest potrzebna i których na pewno bardzo ucieszy. Już nie będę odmawiać, zacznę szukać sposobów by móc chociaż czasami pobyć z nimi bezpośrednio, podarować uśmiech, ciepłe słowo, tyle ile mogę - mały kawałek siebie, bo nie ma na świecie nic ważniejszego od drugiego człowieka.

 Wacław Buryła
  Nasz błąd codzienny

 mówimy słowa
 które nic nie znaczą
 których nikt nie czeka

 nie mówimy słów
 które brzmią jak serce
na które ludzie
czekają uparcie
z nadzieją ocalenia
 lecz ciągle daremnie

 kochamy tych
 którym nasza miłość
 jest nie potrzebna
omijamy tych
którzy bez niej
żyć nie potrafią

 dajemy przyjaźń tym
którzy mają już wielu
przyjaciół

nie dostrzegamy tych
których mieszkania są zimne
nawet latem
skaleczonych nieobecnością
uderzonych słowem
chorych na samotność

 to jest nasz błąd
 codzienny

może dlatego
nie umiemy powiedzieć
co znaczy szczęście
  
 Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego w błędzie trwać.
 Cyceron

02 maja 2007
Kolejne wyzwanie

   No i stało się kolejny raz rzucono mi rękawicę wyzwania. Ktoś wymyślił kolejny blogowy łańcuszek i zostałam klepnięta przez siostrzyczkę Polly do odpowiedzi. Tym razem mam się wyspowiadać z tego, co kocham, lubię, co mnie denerwuje, od czego jestem uzależniona, co jest mi obojętne, czego nie lubię/nienawidzę i o czym marzę. Jak dla mnie nie ma problemu akurat to żadna tajemnica. Z góry ostrzegam, że będzie długo. No to zaczynamy:)

1. Kocham:
- rodzinę – tą biologiczną i tą blogową
- moich przyjaciół
- dzieci
- zwierzęta (prawie wszystkie z takimi małymi wyjątkami:), a szczególnie moje kociaki sztuk dwie
- naturę
- góry
- książki
- dobre kino
- musicale
 - dobry teatr

2. Lubię:
- chodzić rano po zroszonej trawie boso
- dotyk słońca na twarzy
- kiedy wiatr bawi się moimi włosami
- słuchać szumu morza
- pływać
- siedzieć na parapecie okna z kubkiem kawy w ręku
- fotografować
- długie spacery i wędrówki po górach
- zapach pieczonego chleba, konwalii i świeżo skoszonej trawy
- rozmawiać tak naprawdę, nie tylko wymieniać informacje i mówić, takie prawdziwe rozmowy mogę prowadzić godzinami, mój osobisty rekord 9 godzin rozmowy bez przerwy:)
- zasypiać w dopiero co wypranej i wysuszonej na powietrzu pościeli
 - spać przy otwartym oknie
- patrzeć na śpiące dzieci, niezależnie od ich wieku, nigdy mi się to nie nudzi
- czerwone wino
- zwiedzać wnętrza pałacowe
- wylegiwać się w wannie pełnej pachnącej piany
- wyłączać budzik na weekend
- spać i śnić
- leżeć w hamaku z książką
- tańczyć
 - dawać innym uśmiech i prezenty
- czuć się potrzebna
- jeździć na rowerze (chociaż ostatnio bardzo rzadko mi się to zdarza i pewnie gdybym teraz pojechała gdzieś to po powrocie dałabym tu post bardzo zbliżony do Polluśkowego po powrocie z pierwszej wycieczki rowerowej z mamą:)
- gotować i piec ciasta, nie żartuję sprawia mi to autentyczną przyjemność, a chyba jeszcze większą obserwowanie jak potem moi bliscy jedzą ze smakiem:)

 3. Denerwuje mnie:
- najbardziej ze wszystkiego głupota
- zakłamanie
- zarozumiałość
- brak kultury i wyczucia taktu
- niekompetencja
- niesłowność
- kiedy ktoś próbuje ingerować w moje życie i moje decyzje

 4. Uzależniona jestem od:
 - kawy Maxwell House (i tej niebieskiej i tej brązowej) piję z reguły trzy kubki dziennie (czasem zdarza mi się wypić i pięć), w tym jeden tak jak lubię czyli czarna kawa bez żadnych dodatków i dwa z zalecenia lekarza z mlekiem, trzech czarnych mój żołądek po przejściach by nie zniósł, tym bardziej, że piję mocną kawę.
- czekolady – porzeczkowej Wedla i pitnej pistacjowej La festy
 - Murzynka
 - soku marchewkowego Hortex Vitaminka
- czytania, jak przez miesiąc nie mam czasu przeczytać żadnej książki to jestem autentycznie chora i z głodu zaczynam czytać ulotki reklamowe czego nigdy w normalnej sytuacji nie robię:)
- muzyki, absolutnie nie wyobrażam sobie bez niej życia
- pisania, nie potrafię nie pisać, tak po prostu

6. Obojętnie podchodzę do:
- ludzkich rewelacji na mój temat
- wieku, wyglądu, wykształcenia, zasobności portfela i zajęć ludzi, dla mnie liczy się tylko i wyłącznie to KIM SĄ

 5. Nie lubię/nienawidzę:
- grochówki, fasolówki i fasolki po bretońsku, nie jestem wybredna w jedzeniu, ale tych trzech rzeczy po prostu nie tknę
- nienawidzę prasowania, jeśli kiedyś zobaczycie mnie z żelazkiem w ręku lepiej nie wchodźcie mi w drogę, bo ta czynność niezmiennie wyprowadza mnie z równowagi, te wszystkie zagięcia, zgięcia, niedostępne dla żelazka miejsca i tym podobne działają na mnie jak płachta na byka
- biegania, mam do niego autentyczny wstręt po sześciu latach z wuefistą, który miał na jego punkcie obsesję
- disco-polo, jest to jedyny gatunek muzyki, którego wręcz fizycznie nie znoszę
- czuć się bezsilna
- chamstwa
- w sobie własnych ograniczeń
- ludzi udających kogoś kim nie są

6. Marzę o:
- o tym by całe życie kochać i być kochaną
- szczęściu dla moich bliskich
- przełamaniu własnych lęków
 - znalezieniu jeszcze raz kogoś kto wypełni sobą mój świat i założeniu rodziny
 - dziecku
- zamieszkaniu w drewnianym domu z ogrodem w górach
 - spokojnym i prostym życiu
- podróży do Włoch

 Gratuluję cierpliwości wszystkim, którzy dotarli do końca:)

A do blogowej spowiedzi wyznaczam:
moją kochaną siostrzyczkę Zamyśloną Agnieszkę
 Perhuine
M.
 Ps: Honorarium za reklamę towarów pewnych marek proszę przekazać na cel dobroczynny;)

06 maja 2007
Majtrejkowy dłuuuuugi weekend :)

Jak ja lubię długie weekendy:) Dni bez budzików, pośpiechu, nerwów i natłoku spraw. Czas dla siebie i innych ozłocony promieniami majowego słońca, ukwiecony pachnącymi drzewami, zielony zielenią świeżych traw, ciepły obecnością wyjątkowych ludzi. Wykorzystałam go maksymalnie, ani minutki nie zmarnowałam:) Pogoda tak cudnie dopisała, że grzechem byłoby zostać w domu. Cały ten czas byłam na powietrzu w naprawdę pięknym otoczeniu, co tu dużo mówić – natura w rozkwicie i do tego jeszcze udało mi się na koniec pojechać nad morze. Zrobiłam mnóstwo zdjęć, które mam nadzieję uda mi się po wywołaniu zeskanować w wolnej chwili w pracy i wrzucić dla Was tutaj jako osobny album by pokazać Wam moje ukochane miejsca chociaż w niewielkim stopniu. Jak już się zorientowaliście więcej mnie nie było niż było w te dni. Najpierw pojechałam w moje ukochane miejsce by wrócić do równowagi po ostatnich wydarzeniach w moim życiu realnym i naszej blogowej rodziny. Potem wykorzystałam wnioski z moich samotnych przemyśleń i postanowiłam naprawić to, co w pewnym sensie zepsułam. Jeździłam po okolicy by odwiedzić tych, których w sercu noszę, a których najrzadziej widuję z racji odległości. Kocham takie prawdziwe spotkania z drugim człowiekiem, te cudowne rozmowy, gdzie padają słowa pełne treści tworzące sekwencję zdań o prawdziwym znaczeniu, gdzie śmiechu i radości jest całe mnóstwo, gdzie godziny upływają niezauważone. I chociaż oberwało mi się słusznie za rzadką obecność było naprawdę dobrze się zobaczyć i po raz kolejny przekonać się, że mimo całego czasu, który minął od ostatniego spotkania między nami nic się nie zmieniło. Nadal się świetnie rozumiemy i mamy to samo poczucie humoru, nadal bardzo wiele nas łączy i nadal nas do siebie ciągnie. Mam wielkie szczęście znać wspaniałych ludzi, a jeszcze większe, że są dla mnie wyrozumiali. Naładowałam baterie kochani i jutrzejszy poniedziałek powitam z uśmiechem na opalonej buzi:)

08 maja 2007
Syndrom pourlopowy

   Syndrom pourlopowy jak powszechnie wiadomo jest rzeczą straszną dla pracodawcy. Pracownik wraca wyluzowany, uśmiechnięty od ucha do ucha opalony i szczęśliwy. Czyli w stanie bardzo niebezpiecznym. Odcięty od dyscypliny, nieobecny na tyle długo by zapomnieć o stresie, standardowym zastraszeniu i należnym respekcie gotów odpowiedzieć na wezwanie do gabinetu szefa bez ociągania, należytego drżenia głosu i z pominięciem służalczej postawy za to z uśmiechem. Chodzi po miejscu pracy prawie nie dotykając ziemi stopami i CIESZY SIĘ na widok sterty pracy, co jest wysoce podejrzane. Mało tego drobne zakręcenia z jego strony nie wywołują już pożądanej paniki, a szczere rozbawienie własną głupotą, które na dodatek jest zaraźliwe. Jak w przypadku tej dziwnie zadowolonej z siebie Majtrejki, która nie dość, że pomyliła program, który powinna otworzyć, to jeszcze wezwała informatyka by go ochrzanić, że nie dopilnował licencji, bo nie mogła w nim wejść tam gdzie chciała, co skończyło się zbiorowym wybuchem śmiechu i tymi dziwnie zaszyfrowanymi wiadomościami, które potem sobie oboje przekazywali mijając się w ciągu dnia. No bo jak inaczej nazwać takie rozmowy:
 - Majtrejka już Ci temperatura spadła?
 - A skąd, przyznaj się sprzedałeś mi jakiegoś wirusa
- No wiesz ja z handlem nie mam nic wspólnego
- Tylko winny się tłumaczy
  albo:
- I co umysł już zresetowany?
- Żeby tylko raz
 - Kurcze a ja tak chciałem Cię uruchomić ponownie
- Na zaszczyt trzeba sobie zasłużyć
 A ten zupełnie nieuzasadniony śmiech wyżej wspomnianej i współwinnej jego zbrodni współpracownicy na widok poważnych dokumentów zawierających pozycje:
- wycięcie rowka (a dużo poniżej dopisek w obwodzie koła czy coś na kształt;)
 - szczota ulicznica (czytaj miotła:)
 I to ciągłe parzenie kawy, normalnie aromat nie przestaje wisieć w powietrzu, ciągle ktoś tkwi przy czajniku i wciąga następnych w ten potajemny krąg szepczących adoratorów czarnego proszku, którego znikanie w ilościach hurtowych zagraża bankructwem firmy. To na pewno zalążek spisku, może jeszcze przyjdzie im do głowy związek zawodowy założyć i piękne czasy wyzysku się skończą. I tak biedny samotny pracodawca siedzi u siebie w gabinecie blady ze strachu, a pracownicy rumiani od słońca i uśmiechnięci krążą wokół zakręceni, potykający się o niewidzialne przedmioty, rozgadani przyprawiając go palpitacje serca swym niecodziennym zachowaniem. A najgorsze ze wszystkiego jest to, że mimo tych niepokojących objawów ich zadania do wykonania systematycznie się kurczą i jak w prawdziwym mrowisku praca zespołowa wre mimo ewidentnych trudności przestawienia się z trybu play na work. I jak tu nie osiwieć? Już nigdy więcej zbiorowych urlopów jak pracodawcy życie miłe.

11 maja 2007
Pierwszy czy drugi pocałunek?

     
  Pocałunki są tym, co pozostało z języka raju.
 J. Conrad

Od dłuższego czasu narasta ten rodzaj szczególnego napięcia. Powietrze pomiędzy staje się naelektryzowane. Każdy dotyk jest jak mała iskierka, a każda iskierka jest częścią płomienia, a każdy płomień częścią ognia, który płonie wewnątrz. Zdenerwowanie zbiera swoje żniwo trzęsących się dłoni, plączącego się języka i niezgrabności ruchów. W umyśle kłębią się tysiące pytań, serce się waha, ogarnia niepewność. Coraz większe pragnienie obecności staje się przyczyną coraz częstszych spotkań pod znakiem niewinnych pretekstów. Kumulacja dni, godzin, minut i sekund nieuchronnie prowadzi do konfrontacji z nieodpartym pragnieniem pocałunku. Razem przed drzwiami milimetry oddaleni od siebie, wpatrzeni w samo dno oczu, niepewni i drżący, a jednocześnie zdecydowani by być jeszcze bliżej. Nieznaczne nachylenie się ku sobie i pierwsze, niespokojne zetknięcie się ust, które z reguły nie trafiają tam gdzie powinny, delikatne i przyjemne jak muśnięcie motyla. Ulotne i krótkie. Unoszące kilka centymetrów nad ziemię. Nagromadzone emocje opadają, słowa tracą na znaczeniu, pożegnanie blaskiem oczu.
  Następnego dnia spotkanie zupełnie inne. Od progu z uśmiechem, spokojem płynącym ze świadomości odwzajemnionych uczuć, szczęściem bijącym z oczu. Spragnione usta się spotykają, jednak już zupełnie inaczej. Powoli, z pełnym rozmysłem czerpiąc całe morze przyjemności z pocałunku nie mogąc się od siebie oderwać. Wyrażają wszystko to, co było udziałem ostatniego czasu, otwarcie szepczą zapomnianym językiem zrozumiałe tylko dla siebie nawzajem słowa o miłości, oczekiwaniu, radości i nieogarniętym szczęściu. Składają obietnice przyszłego szczęścia bez pośpiechu pieczętując je szczególnym pomieszaniem czułości z namiętnością. Wygrywają swoiste preludium do innego życia, gdzie istnienie wyrażać będzie dwugłosowa melodia ciał i dusz. Czyste piękno. Samo szczęście. Wstęp do wspólnej drogi.
 Ach te pocałunki;) I te pierwsze i te drugie mają w sobie wiele magii. Jednak ja zawsze z tej dwójki wolałam drugi pocałunek, zdecydowanie mam do niego sentyment. A jak jest z Wami, wolicie pierwszy czy drugi pocałunek? 
 Ps: Uprzedzam Wasze pytania, nie nie zakochałam się:) Post efektem majówkowych dyskusji:) 

14 maja 2007
Czasami

Umysł jest swoim własnym panem i sam potrafi niebem uczynić piekło i piekłem niebo.
John Milton

 Czasami chciałabym mniej widzieć, myśleć i wiedzieć. Wyłączyć umysł, bo bywa okrutnym kłamcą. Żyć w błogiej nieświadomości i naiwnej wierze. Patrzeć nie widząc naprawdę. Nie słyszeć tego, co wybrzmiewa między słowami. Nie czuć wszystkiego całą sobą i nie brać wszystkiego do siebie. Umieć być egoistką. Zamykać oczy na niewygodne widoki. Mieć wszystko w tyle. A potem widzę siebie taką jaką czasami chciałabym być i nie widzę w tym kimś siebie. Nie potrafię taka być. Nie umiem być nikim innym niż sobą. Nie potrafię nie dostrzegać szczegółów, dzięki którym odkrywa się prawdziwy obraz. Nie jestem zdolna do bezmyślności zupełnej. Wyciągam wnioski z tego, co było i wykorzystuję swoją wiedzę o tym, co jest. Posługuję się umysłem chociaż bywa zawodny i potrafi wyrządzić wiele złego. Żyję z pełną świadomością, a czasy naiwności zostawiłam dawno daleko za sobą. Kiedy widzę i słyszę to patrzę i słucham naprawdę. Nie potrafię inaczej czuć i przeżywać jak tylko całą sobą. Nie jestem dla siebie, jestem dla innych. Obca jest mi obojętność. I chociażby nie wiem jak bolało sobą zostanę.

 

17 maja 2007
Piosenka o mnie

Dido
  Life for rent
 Życie do wynajęcia

  I haven’t ever really found a place that I call home
 Nigdy tak naprawdę nie znalazłam miejsca, które mogłabym nazwać domem
I never stick around quite long enough to make it
 Nigdy nie trzymałam się jednego miejsca wystarczająco długo by to zrobić
 I apologise that once again I’m not in love
 Przepraszam raz jeszcze za to, że nie jestem zakochana
 But it’s not as if I mind that your heart aint exactly breaking
Ale to nie jest tak, że mam Ci za złe, że Twoje serce nie jest tak do końca złamane

 It’s just a thought, only a thought
 To tylko myśl, jedynie myśl

 And if my life is for rent and I don’t learn to buy
 I jeśli moje życie jest do wynajęcia I jeśli nie nauczę się kupować Well I deserve nothing more than I get
 To nie zasługuję na nic więcej niż dostaję
 Cos nothing I have is truly mine
 Bo nic, co mam nie jest tak naprawdę moje

 I’ve always thought that I would love to live by the sea
 Zawsze myślałam, że będę kochać życie nad morzem (drugie znaczenie: żyć nad morzem)
To travel the world alone and live more simply Że będę podróżować sama po świecie (drugie znaczenie: że zwiedzę świat w pojedynkę) i żyć bardziej skromnie
 I have no idea what’s happened to that dream
Nie mam pojęcia co się stało z tym marzeniem
Cos there’s really nothing left here to stop me
 Bo nie zostało tu już naprawdę nic co mogłoby mnie powstrzymać

 It’s just a thought, only a thought
To tylko myśl, jedynie myśl

And if my life is for rent and I don’t learn to buy
 I jeśli moje życie jest do wynajęcia I jeśli nie nauczę się kupować Well I deserve nothing more than I get
 To nie zasługuję na nic więcej niż dostaję
 Cos nothing I have is truly mine
 Bo nic, co mam nie jest tak naprawdę moje

 While my heart is a shield and I won’t let it down
 Moje serce jest tarczą i nie opuszczę jej
 While I am so afraid to fail so I won’t even try
 Bo tak bardzo się boję porażki, że nawet nie spróbuję
 Well how can I say I’m alive
Więc jak mogę powiedzieć, że żyję

 If my life is for rent…
Jeśli moje życie jest do wynajęcia...

 Prawie półtora roku temu umieściłam tekst tej piosenki w ramce i zatytułowałam ją Piosenka o mnie. Zrobiłam to i o tym zapomniałam. Dopiero teraz kiedy jeden z czytelników zapytał mnie dlaczego i co oznacza treść jej słów, bo nie zna na tyle dobrze angielskiego by ją sobie samemu przełożyć na polski przypomniałam sobie o niej. Potem przetłumaczyłam jej tekst, tak jak sama go rozumiem, właśnie po to, by mógł poznać ich treść. A później wróciłam myślą do czasu kiedy ją umieściłam na blogu. Chciałabym powiedzieć, że straciła przez ten czas na aktualności, że jej słowa już nie są kawałkiem wiedzy o mnie samej takiej jaką jestem i dlatego już nie ma w mojej Przestrzeni dla nich miejsca, ale to niemożliwe. Nadal są słowami prawdy o mnie i dlatego tu są i tu zostaną. Czasem po prostu zdarza się jakiś utwór czy to wiersz, czy książka, czy piosenka, który staje się nam bliski i wyraża sobą niewielką część nas. To jest akurat piosenka o mnie.

20 maja 2007
Sobotnie zakupowe szaleństwo

  
 Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy.
Marilyn Monroe

 Wyszłam sobie na standardowe zakupy z cyklu coś-na-obiad i coś-do-chleba. Najpierw jednak musiałam zajrzeć do banku no i zamiast do spożywczaka/mięsnego tudzież innego warzywniaka trafiłam najpierw do OŚMIU sklepów odzieżowych w poszukiwaniu spodni, bo mi się przypomniało po drodze jak przechodziłam obok jednego, że wypadałoby się już zaopatrzyć w lżejsze niż jeansowe, bo ciepło się robi ogromnie. Przy czym przez myśl mi nie przeszło, że mogę owe spodnie dostać, bo przy moim wzroście (zawdzięczanym tacie) i szerokości bioder równej obwodowi równika (dzięki maminym genom) szybkie ich znalezienie graniczy z cudem. Zazwyczaj szukam takowych przez czas od miesiąca do trzech i czasem znajduję dopiero w sąsiednim mieście. I tak jak NIGDY nie kupiłam spodni od ręki tego samego dnia kiedy udałam się na zakupy tak dziś kupiłam DWIE PARY IDEALNYCH, normalnie zachwyt w oczach. Świetnie skrojone, z bardzo dobrego gatunkowo materiału, w moich kolorach, perfekcyjnie dopasowane jak na mnie szyte i jeszcze, co najważniejsze o odpowiedniej długości. Nie muszę mówić jak mi się zaraz humor poprawił i jak prawie w podskokach szłam dalej :DDD Ale to nie koniec kochani potem weszłam o zgrozo do sklepu z torebkami. Zazwyczaj jak ognia unikam tego przybytku, bo znam siebie na tyle, że wiem, że nie ma takiej opcji bym z niego wyszła bez torebki i to daj Boże, żeby jednej, bo mam do nich OGROMNĄ słabość i nie powiem Wam ile ich w domu mam choćbyście mnie torturowali ;D I tak w przypływie dobrego humoru weszłam do sklepu i pochłonęła mnie Polluśkowa czarna dziura, spędziłam tam mnóstwo czasu i zakochałam się w przynajmniej kilkunastu modelach. A wyszłam z trzema plus mały plecak. Tak wiem, pojechałam po bandzie, przegięłam, straciłam rozum, ogłupiałam i w ogóle to kompletnie mi odbiło. Na swoją obronę mam tylko to, że faktycznie zniszczył mi się dokumentnie mój plecaczek i w ulubionej codziennej torebce zerwał tak pasek i tak się zużyła, że nie nadaje się już do niczego (i naprawdę NIE WAŻNE ile jeszcze mam innych torebek w szafie;) Kiedy wreszcie wydostałam się z tej czasoprzestrzennej otchłani z uśmiechem naokoło głowy okazało się, że jak się nie pospieszę to w domu NIC nie będzie do jedzenia na weekend, bo mi wszystkie sklepy zamkną. Tak więc gnana wizją śmierci głodowej własnej i współmieszkańców nabrałam tempa Korzeniowskiego i dotarłam wreszcie w odpowiedni rejon miasta. Dosłownie ostatniej chwili udało mi się upolować ostatnią ocalałą przed zakupem sztukę mięsa, wpaść po warzywa i owoce, kupić nabiał, bo wszędzie już za mną zamykano drzwi:) Całe szczęście, że mieszkam w Centrum i wszędzie mam blisko, bo obładowana byłam tymi zakupami jak rasowy wielbłąd i nie wiem czy gdybym miała gdzieś dalej to bym doszła do domu z osobną siatką ze spożywczaka, mięsnego, nabiałowego, warzywnego (trzeba tu nadmienić, że kupowałam w nim min. główkę świeżej kapusty plus ziemniaki plus jabłka, co w sumie waży niemało:) dwoma siatkami ze spodniami i trzema ze sklepu torebkowego a jak wiadomo mam tylko dwie ręce:) Prawdziwe zakupowe szaleństwo :D Ale wiecie co NIE ŻAŁUJĘ, bo od kiedy powiesiłam w szafie moje torebusie i rodzynka plecaczka i schowałam do szafki spodnie NIE PRZESTAJĘ się uśmiechać :DDD I jak tu się nie zgodzić z Marilyn? ;D

23 maja 2007
W niewoli umysłu na własne życzenie

Przyczyną połowy naszych błędów życiowych jest to, że odczuwamy
 tam, gdzie powinniśmy myśleć, a myślimy tam, gdzie powinniśmy
 odczuwać.
 John Churton Collins

  Znowu się napatrzyłam na zupełnie niepotrzebne cierpienie. Takie, którego śmiało by można było uniknąć. Takie, które zawdzięcza się tylko samemu sobie. Takie, które powoduje zamiana ról myślenia i odczuwania. Zobaczyłam, co się dzieje naprawdę i przypomniały mi się wykłady z psychologii. Dlaczego? Bo patrzyłam na podręcznikowy wręcz przykład działania mechanizmów obronnych psychiki człowieka. Zastanawiacie się pewnie teraz o co mam na myśli używając tego terminu. Już wyjaśniam. Mechanizm obronny to najprościej nieświadome szukanie sposobów na to by móc spojrzeć sobie w twarz i by zachować korzystny u innych obraz nas samych, po to żeby nie dotarło do nas z całą jasnością, co tak naprawdę się dzieje, co robimy ze swoim życiem i kim się staliśmy. Taka ucieczka przed sytuacją napięcia i lęku, przed stanięciem w prawdzie, bo to bardzo boli, a my nigdy nie chcemy cierpieć. Najczęściej obserwujemy kilka rodzajów takiej obrony przed cierpieniem. Pierwszym z nich jest wyparcie czyli usunięcie ze świadomości niepotrzebnych myśli i pragnień, utrzymywanie ich poza świadomością (np. zapominanie o wizycie u lekarza z lęku przed potwierdzeniem własnych obaw). Zapominamy o tym, co dla nas niewygodne, o tym, czego nie chcemy pamiętać. Drugim jest projekcja czyli przenoszenie własnych nieakceptowanych u siebie zachowań na innych, przypisywanie ich im (np. ktoś jest agresywny, ale to innych posądza o agresję). Kolejnym przemieszczenie czyli wyładowywanie złych emocji na kimś kto ich nie wywołał (np. szef wyprowadził kogoś z równowagi a ten odreagował na koledze z pracy). Następnym zaprzeczenie czyli niedostrzeganie złych zachowań, faktów, udawanie, że nie istnieje zagrożenie (np. nic się nie stało, on przecież nie chciał mnie uderzyć, to był wypadek). I na koniec racjonalizacja czyli używanie oszukujących siebie samego usprawiedliwień niepowodzeń lub złego zachowania (np. nie zdałem egzaminu, bo X nie dał mi ściągnąć od siebie, a nie dlatego, że się nie uczyłem, pobiłem go do nieprzytomności, bo na to zasłużył potrącając mnie gdy przechodził obok zamiast szukałem ujścia dla własnej agresji, on nie jest alkoholikiem tylko lubi sobie wypić). Straszne obserwować umysłowe strategie radzenia sobie z rzeczywistością, która jest nie do zaakceptowania, jak ktoś pozwala umysłowi przejąć kontrolę nad swoim życiem. Straszne, że człowiek tkwi w świecie stworzonym za pomocą krzywego zwierciadła umysłu. Straszne, że nic nie można zrobić by go z niego wydobyć, bo to zagraża jego integralności. Tylko on sam może sobie pomóc. Nie chciałabym być w jego skórze gdy nie starczy już mu sił by siebie samego oszukiwać.

25 maja 2007
Mamom

 
 Jak narodziły się mamy

  Podobno w jednym z zakątków raju od rana do wieczora bawiły się zawsze dzieci. Kiedy Pan Bóg w swej dobroci postanowił stworzyć świat, wezwał je wszystkie do siebie i powiedział: Trzeba, abyście poszły i zaludniły całą ziemię. Co chciałybyście zabrać ze sobą, by wam przypominało niebo?
  Pierwsza grupa dzieci, ta najodważniejsza, odpowiedziała natychmiast: Chciałybyśmy z raju coś, co przypominałoby nam anielskie śpiewy!
 I Pan Bóg stworzył ptaki.
  Inne dzieci, po chwili zastanowienia, odpowiedziały: Chciałybyśmy na pamiątkę coś, co przypominałoby nam rajskie kolory!
  I Pan Bóg stworzył kwiaty.
  Jeszcze inne poprosiły: Gdy już będziemy na ziemi, chciałybyśmy coś, co przypominałoby nieskończoną wielkość nieba!
 I Pan Bóg stworzył morze.
  Pozostała jeszcze jedna grupa dzieci, tych najbardziej nieśmiałych. Opuściły one głowy, zarumieniły się. My... my prosiłybyśmy o kogoś, kto pomógłby nam żyć, kto nauczyłby nas kochać; kogoś, kto potrafiłby nas zrozumieć i umiał nam zawsze wybaczać...
Pan Bóg uśmiechnął się i stworzył mamy...
  (Autor nieznany)

 Macierzyństwo zawsze było dla mnie sacrum. To czym jest nie da się ubrać w słowa, jak wszystko, co w życiu najważniejsze, wymyka się im. Od samego początku pojawienia się maleństwa w matczynym brzuchu do opuszczenia przez dziecko domu i pomoc w dorosłym życiu uczestniczymy w czymś wielkim. Całe życie się zmienia, my się zmieniamy, zyskujemy z dniem narodzin nowe imię stajemy się nowym człowiekiem. Od tego dnia imię mama stoi przed naszym imieniem. Macierzyństwo nie da się z niczym innym porównać, nie da się do końca pojąć, jest nam dane, jest czymś głęboko w nas zapisanym. Wszystkim mamom z moją własną na czele dziękuję dziś po prostu za to, że są, za tą odwagę, za tą wiarę i nadzieję pokładaną w nas, za to codzienne wsparcie, za bezwarunkową akceptację i miłość, za wyrozumiałość i przebaczenie win i za cały trud włożony w to by maleńki człowiek wyrósł na dojrzałą/go kobietę/mężczyznę. Nie byłoby nas gdyby nie Wy.

28 maja 2007
Z cyklu czego to człowiek nie wymyśli, żeby umilić sobie życie – pin, login i hasło


Nie wiem czy zauważyliście, że ilość pinów, loginów i haseł dostępowych rośnie w zastraszającym tempie. We wszystkie dziedziny życie wkracza ten właśnie rodzaj zabezpieczeń. Nie było by w tym nic kłopotliwego gdyby nie wadliwość ludzkiej pamięci, istnienie czegoś takiego jak zmęczenie materiału i zmienna przytomność umysłu człowieka. Właśnie od nich zaczynają się tzw. Schody. Bo jeśli człowiek MUSI pamiętać (bo wiadomo, że na kartce z oczywistych względów nie zapisze):
swoje piny, loginy i hasła osobiste do:
- komputera 1h
- dwóch skrzynek e-mail własnych 2 log. 2 h
- jednej skrzynki e-mail firmowej mu przypisanej 1 log. 1h
- bloga 1 log. 1h
- trzech internetowych stron tematycznych 3 log. 3h
- EBOKA telefonii komórkowej 1 log. 1h - programu partnerskiego 1 log. 1h
- telefonu 1 pin
- karty płatniczej własnej i mamy 2 piny
- GG 1h
firmowe loginy, hasła, kody, certyfikaty do:
- trzech programów ( w tym jednego, który wymaga aktualizacji co 30 dni czyt. zmiany tzn., że muszę stale wymyślać nowe nim zdążę się przyzwyczaić do starego i jeszcze hasło musi zawierać duże i małe litery oraz cyfry jakby tego było mało) 3 log. 3h
- firmowych e-maili współpracowników ( tak to ja sprawdzam i segreguję pocztę czyt. wyrzucam ten Viagrowo-aptekowo-promocyjno-okazyjny spam w ilościach hurtowych) 3 log. 3h
- dwóch internetowych kont bankowych 3 log. 4h 1 certyfikat
- trzech tematycznych branżowych stron internetowych 3 log. 3h
- kod alarmu antywłamaniowego 1 h
- kody wejściowe do serwera 1 log. 1h
co daje łącznie sumę 53 jednostek tego typu plus certyfikat to po prostu NIEMOŻLIWOŚCIĄ jest uniknięcie pomyłki. A pomyłki są niestety brzemienne w skutkach, bo powodują krótsze lub dłuższe blokady dostępu czy wycie alarmu na pół miasta skoro świt. Do czego zmierzam? A do tego, że dziś rozpoczęłam dzień wpisując w kod z alarmu pin z bankomatu i w związku z tym ucięłam sobie przymusową pogawędkę z ochroną, którą bardzo zainteresował fakt mojej obecności w firmie o tak wczesnej porze. Całe szczęście, że chłopaki mnie znają, a moje roztrzepanie i obowiązkowość są sławne (mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie planuje się wymiany personelu o zgrozo) i wszystko dobrze się skończyło. Potem wpisałam kod alarmu do serwera blokując go na pół godziny, które chciałam wykorzystać na odrobienie zaległości nim wszyscy się zlecą i każdy czegoś ode mnie będzie chciał. Dalej wymieszałam na wszelkie możliwe sposoby loginy i hasła e-mailowe i na koniec zablokowałam konto bankowe wpisując hasło jednego banku w drugim banku. Mój stan fizyczny i umysłowy w te upały pozostawiam bez komentarza. Jednocześnie ogłaszam, że chętnie wymienię stary, używany i przeciążony niemożliwie umysł na nowy z nieograniczoną ilością kości pamięci. Zna ktoś może odpowiednie kontakty?

31 maja 2007
Co mi w duszy gra

 
Amanda Marshall
  LET IT RAIN
Niech to spłynie na mnie

I have given, I have given and got none
 Dawałam, dawałam I nie mam nic
 Still I'm driven by something I can't explain
 Nadal prowadzi mnie coś, czego nie mogę wytłumaczyć
It's not a cross, it is a choice
 To nie jest krzyż, to jest wybór
 I cannot help but hear his voice
 Nic na to nie poradzę, że słyszę jego głos
 I only wish that I could listen without shame
 Chciałabym tylko, żebym mogła słuchać bez wstydu

 Let it rain, let it rain on me
 Pozwól temu spaść (spłynąć), pozwól temu spaść (spłynąć) na mnie
Let it rain, oh let it rain
 Pozwól temu spaść (spłynąć), oh pozwól temu spaść (spłynąć)
Let it rain on me
 Niech to spadnie na mnie

 I have been a witness to the perfect crime
Byłam świadkiem zbrodni doskonałej
I Wipe the grin off of my face to hide the blame
Starłam uśmiech z mojej twarzy by ukryć winę
It isn't worth the tears you cry
To nie jest warte tych łez, które wypłakujesz
To have a perfect alibi
By mieć idealne alibi
Now I'm beaten at the hands of my own game
Teraz jestem pokonana rękoma mojej własnej gry

 Let it rain, let it rain on me
Pozwól temu spaść, niech to spadnie na mnie
 Let it rain, oh let it rain
Pozwól temu spaść, oh pozwól temu spaść
 Let it rain on me
Niech to spadnie na mnie

 It isn't easy to be kind
 Nie jest łatwo być dobrym
 With all these demons in my mind
Z tymi wszystkimi demonami w moim umyśle
I only hope one day I'll be free
 Mam tylko nadzieję, że jednego dnia będę wolna
 I do my best not to complain
Staram się jak mogę by nie narzekać
 My face is dirty from the strain
Moja twarz jest czarna od napięcia
I only hope one day I'll come clean
Mam tylko nadzieję, że jednego dnia stanę się czysta

Rain, let it rain on me
Niech spadnie, pozwól temu spaść na mnie
Let it rain, oh let it rain
Pozwól temu spaść, oh pozwól temu spaść
Let it rain on me
Niech to spadnie na mnie

Come take my hand
 Chodź weź moją rękę
We can walk to the light
 Możemy pójść w stronę światła
And without fear
 I bez strachu
 We can see through the darkest night
Możemy widzieć poprzez najczarniejszą noc

Rain, rain on me
Niech spadnie, Niech spada na mnie
 Let it rain, oh let it rain
Pozwól temu spaść, oh pozwól temu spaść
 Let it rain on me
Niech to spadnie na mnie

 
03 czerwca 2007
Jestem za trudna

Ostatnie tygodnie wiele mi dały do myślenia. Zaczynam wierzyć w to, że naprawdę jestem za trudna. Za trudna na to by mnie zrozumieć, za trudna na to by ze mną żyć, za trudna na to by mnie kochać i przy mnie być. Ze mną nic nie jest proste. Niełatwo do mnie dotrzeć. To nie jest tak, że tego chcę to się dzieje podświadomie kiedy każdego kolejnego dnia ponownie przekonuję się, że nie warto ufać, że słowa pozostają tylko pustymi słowami, które nic nie znaczą, bo nie stoi za nimi zupełnie NIC. Dałam sobie czas by siebie sprawdzić. Właśnie minął. Niewesoło mi teraz bo wyraźnie widzę prawdę o sobie. Dokładnie wiem, co teraz zrobię – zamknę drzwi i wyrzucę klucz, bo nikogo ranić nie chcę, a ranić potrafię tak jak nikt. Wolę sama cierpieć niż być przyczyną cierpienia. I chociaż szlag mnie trafia kiedy to mówię to chyba Ex miał rację mówiąc, że to jest piosenka o mnie:

 Anita Lipnicka
 Cała prawda o mnie

 Nie jestem święta, nie
 potrafię grzeszyć
 na próżno starasz się
 anioła znaleźć we mnie

 A to co o mnie wiesz
 nic nie znaczy
 bo jutro nawet ja
nie poznam sama siebie

 Więc pomyśl, proszę
nim na dobre
do serca weźmiesz mnie
bo życie ze mną
 to randka w ciemno...

Nie jestem dobra, nie
choć bywam miła
 pamiętam to co złe
co piękne - zapominam

Czasami lubię być
 całkiem sama
 i bywa, że ten stan
nie szybko mija

 Więc pomyśl, proszę
nim na dobre
do serca weźmiesz mnie
 bo życie ze mną
 to randka w ciemno...

Czy masz w sobie tyle sił
by moim mężczyzną być?
 Czy masz w sobie taką moc
By chronić mnie przede mną?
 Czy masz w sobie tyle sił
by moim mężczyzną być?
 Czy masz w sobie taką moc
by wciąż pod prąd w nieznane płynąć?

 Tajemnic wiele mam
i kilka twarzy
na nerwach świetnie gram
i kłamię, gdy się boję

A kiedy kocham
 tak jak teraz Ciebie
to prędzej umrę
niż opowiem o tym Tobie

Więc pomyśl, proszę
nim na dobre
do serca weźmiesz mnie
 bo życie ze mną
 to randka w ciemno...

Czy masz w sobie tyle sił
by moim mężczyzną być?
 Czy masz w sobie taką moc
By chronić mnie przede mną?
Czy masz w sobie tyle sił
by moim mężczyzną być?
Czy masz w sobie taką moc
by wciąż pod prąd w nieznane płynąć?



 

05 czerwca 2007
Taki czas

 
  To brak dalszych depozytów energii, wiedzy, zrozumienia, pomysłów i żarliwości powoduje, że kobieta czuje psychiczne umieranie.
 Clarissa Pinkola Estes

  Czasami mam wrażenie, że nigdy nie byłam nigdzie indziej niż na tym polu bitwy stale na linii ognia. Czasami nie mam już energii by walczyć pięściami przeciw czołgom. Czasami dochodzę do punktu kiedy w ciągu dnia wypowiadam tylko kilka zdań. Czasami deficyt siły sięga u mnie dna rowu mariańskiego. Czasami stoję przed tym murem i płaczę z bezsilnej wściekłości, że udaje się mu mnie pokonać. Czasami już nie wiem kim jestem i czego chcę. Czasami chciałabym zniknąć. Czasami ciężar, który powinnam unieść staje się nie do zniesienia. Czasami codzienny ból zaczyna ranić. Czasami chciałabym uciec tak bardzo i tak daleko, że nie jestem w stanie tego wyrazić słowami. Teraz jest właśnie dla mnie taki czas.

08 czerwca 2007
Piąty element


   Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa.
Jan Paweł II

  Człowiek jest konstrukcją opartą na miłości. Wszystkie jej możliwe odcienie, rodzaje i gatunki są jego integralną częścią, to one go tworzą. Każdy z nich jest inny, każdy ma określone zadanie do wykonania, każdy opowiada za konkretny element budowli. Razem tworzą mieszkanie dla duszy. Wszystkie są równie ważne, bo tylko razem stanowią jedną całość. Nie może zabraknąć żadnego z nich, bo dom bez fundamentów, ścian czy dachu nie może już się nazywać domem. Trzeba o nie bardzo dbać, pielęgnować w sobie, nie pozwalać by popadły w ruinę, bo to one chronią duszę. Bez nich narażona na działanie sił zewnętrznych traci swoją moc i przestaje być źródłem siły. Może się wydawać, że można żyć bez wszystkich elementów konstrukcji, można przecież zburzyć jedną ze ścian i dom nie runie, można postawić drewnianą podporę zamiast zniszczonego zbrojenia, można zamurować okna, ale takie zabiegi są równorzędne z pozwoleniem wjazdu dla buldożera na własne podwórko z nakazem stopniowego zniszczenia całości. Nie można naiwnie wierzyć, że jak się zburzy ścianę nośną to dom będzie dalej stał, żadne zastępcze rozwiązania nie uratują już go przed obróceniem w gruzy. Dziś to wiem, dziś kiedy już niemal słyszę jak wszystko w mojej konstrukcji trzeszczy jęcząc z wysiłku, bo jest bliskie zawalenia. Wyrzuciłam z mojego życia piąty element sądząc, że dam radę żyć bez niego, że drzewo mojej wiary utrzyma konstrukcję równie dobrze, ale ono nie mogło go zastąpić, bo nie ma przypisanej mu mocy. Nie jest niewyczerpanym bijącym źródłem tylko stawem, który pozwala istnieć póki starczy w nim wody. Zapewnia przetrwanie, ale nie daje siły życia. Mam nadzieję, że znajdę nowe źródło nim już zupełnie w nim zabraknie wody, bo jeszcze bardzo chcę żyć mimo wszystkich i wszystkiego.

11 czerwca 2007
Płynę, chociaż nie wiem dokąd...

   
 Spojrzał w zamyśleniu na ciemną, płynącą wodę i przyszło mu do głowy, że życie jest jak rzeka. Niektórzy żeglowali na niej powoli, inni szybko, jeszcze inni przewracali się razem z łodzią.
Tove Jansson

  Cytaty z Muminków, są takie proste i zwięzłe w swej mądrości i takie prawdziwe. Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak bardzo do mnie przemawiają, szczególnie słowa i przemyślenia Włóczykija. Ta postać jak żadna inna ujmuje w słowa moje myśli. Nie raz nie dwa zastanawiałam się jak to z nami ludźmi jest, że niektórzy potrafią cieszyć się życiem bez względu na wszystko, niektórzy w ogóle nim się nie przejmują, inni z niego drwią, a jeszcze inni zupełnie sobie z nim nie radzą. Od czego to zależy? Od umiejętności przystosowania? Od zdolności? A może od podejścia? Nie mam pojęcia. Wiem jedno moje życie nigdy nie było szybką żeglugą i nie raz lądowałam w wodzie przygnieciona ciężarem łodzi, która powinna mnie nieść. Nie jestem silna, nie jestem dobrym żeglarzem, ciągle gubię drogę i cel. Dalej płynę, ale bez przekonania. Mój ogień się wypalił, nie będzie z niego ogniska. Zmęczona jestem, bardzo, tak bardzo, że nie jestem w stanie tego opisać. Nie mam możliwości odpocząć. Pogubiłam się w tym wszystkim zupełnie. Już nie wiem dokąd płynę, wiem tylko, że muszę dalej i że od siebie nie ucieknę.


13 czerwca 2007
Lista obecności blogowych przyjaciół i gości

    

Ze świata blogowego
Wyszedł pomysł poznania się wzajemnego
 Piszących i ich do tej pory milczących gości
 Aby już nie było mowy o nieświadomości
 Kogo się we własnych progach gości
 A po trosze i dlatego by zaspokoić własną ciekawość
 Człowieka drugiego jakby zza szyby weneckiej patrzącego
 Do naszego świata wirtualnego
 Korzystając z zaistniałej sposobności
 I Majtrejka uprasza wszystkich swych miłych przyjaciół i gości
 O pozostawienie śladu swojej obecności
 W postaci komentarza treścią dowolnego
 Z zamieszczeniem w nim adresu zwrotnego
 W przypadku posiadania wirtualnego
 Aby mogła zajrzeć do czytelnika skrycie odwiedzającego
 I poznać bliżej tego, co widzi w jej pisaninie coś dobrego
 Stałych bądź sporadycznych odwiedzin wartego
A tego bezblogowego odkryć z komentarza pisanego
 I słowa przez niego pozostawionego
 Bo jak do tej pory pojęcia nie ma bladego
 Ze źródła jakiego biorą się wciąż wyższe cyferki patrzących
 Kiedy nie widać tylu mówiących
 Zamiast cyferki rozszyfrowywać
 Wolałaby żywe słowa odczytywać
 Bo one mają w sobie duszę
 A liczby wywołują w jej umyśle katusze
 Dlatego gościu mój drogi
 Skoro trafiłeś w moje progi
 Z moim domem się zaprzyjaźniłeś
 Kawki u mnie się napiłeś
 Gospodyni wysłuchałeś
 I troszkę jej i jej świata poznałeś
 Nie odmawiaj jej siebie poznania
 I zabieraj się do pisania:)

17 czerwca 2007
Nadzieja


     Nadzieja istnieje zawsze, do ostatniej chwili. Dlatego właśnie jest nadzieją. Nie możemy jej zobaczyć, ale ona jest dostatecznie blisko naszych twarzy, byśmy poczuli powiew poruszonego powietrza. Jest zawsze tuż obok i niekiedy udaje się nam ją schwytać i przytrzymać na tyle długo, by wygnała z nas piekło. 
 Jonathan Carroll

  Omijam moje piekło myślami. Szukam w sobie spokoju i nadziei. Zamykam się w ciszy traw. Pozwalam ciepłu od ludzi w sobie działać. Zbieram siłę z promieni słońca, dotyku wiatru na twarzy, miłości, mocy słów i muzyki. Wiem, że to jest mój ciężar, obliczony na moje możliwości, ale mimo tego upadam. Ciężko mi, bardzo, ale staram się iść dalej najlepiej jak potrafię. Nie myślę, co będzie dalej, bo to jeszcze za trudne, tego jeszcze nie uniosę. Nie patrzę dalej niż dziś. Tu i teraz jestem i póki co zostanę. Zaczynam sprzątać spustoszenie po burzy. Nie naprawię całości, ale to, co mi się uda. Nie jestem Wonder woman nie dam rady wszystkiemu. Powoli wracam do siebie i cieszy mnie każdy nawet najmniejszy krok do przodu.

 Jutro będzie nowy, długi dzień [...]. Twój własny od początku do końca. To przecież przyjemna myśl.
 Tove Janssen, Tatuś Muminka i morze
  
20 czerwca 2007
Zmiany.

 To niby nie sztuka: żyć. Wydaje się, że to rodzaj naturalnej umiejętności. Ale: żyć dobrze ? Trzeba mieć dużo odwagi, żeby żyć, będąc dobrym człowiekiem wśród innych ludzi. Trzeba mieć odwagę być dobrym.
 Małgorzata Musierowicz, Brulion Babe B.

 Nigdy nie miałam w sobie wiele odwagi. Niełatwo przychodzi mi podejmowanie decyzji. A tymczasem życie wciąż się o nie upomina. Znów wkradło się w moje życie spore zamieszanie. Dostałam ofertę pracy na wprost wymarzonych w mojej sytuacji warunkach. Nie będzie ona łatwa, sporo będę się musiała nauczyć nowych rzeczy. Jednak nie będzie tu mowy o nadgodzinach, stresie, goniących terminach, problemach z urlopem. I jak zwykle zamiast się cieszyć zaczynam się martwić. Niestety nie bezpodstawnie. Nie dam rady ciągnąć trzech etatów, więc będę musiała z jednego zrezygnować i tu pojawia się uzasadniona obawa, że nie będą chcieli mnie puścić. Niby wiem, że siłą mnie nie zatrzymają, ale znam ich na tyle, że wiem, że będą chcieli maksymalnie opóźnić moje odejście a ja bym chciała z końcem miesiąca już zakończyć tą sprawę. Z jednej strony rozumiem, bo wiem jak ciężko jest kogoś znaleźć w tak krótkim czasie i nie chciałabym im też robić trudności, bo byli dla mnie dobrzy, a z drugiej strony wiem, że nie dam rady unieść takiej ilości pracy i nie wiem czy się w tej drugiej zgodzą na przedłużanie okresu przejściowego. Jakoś nie mogę spojrzeć na całą tą sprawę z perspektywy biznes is biznes. Praca to dla mnie ludzie nie tylko obowiązki. Chcę żyć dobrze, nie chcę być przyczyną cudzych problemów. Myślę o tym jak wiele spadnie na moich współpracowników, że zawiodę w pewnym sensie szefa, że zostawiam coś w czym dobrze funkcjonowałam dla czegoś nieznanego. A z drugiej strony o tym jak wiele zaufania mi okazano proponując taką pracę i jak bardzo na mnie tam liczą i na moją pomoc, bo od poniedziałku praktycznie zostają sami z bałaganem, o tym jak idą mi na rękę, że zaczekają aż upłynie termin wypowiedzenia na mnie i o tym jak dobre warunki mi chcą zapewnić. Rozdarta jestem strasznie między tym co dobre dla innych i dla mnie. Denerwuję się bo raz, że nawet nie wiem jak zacząć rozmowę na ten temat, dwa mam swoje zobowiązania wobec firmy, trzy całkiem możliwe, że usłyszę podniesiony głos i będzie nieprzyjemnie a będę w okresie wypowiedzenia jeszcze tam pracować i nie marzy mi się bynajmniej ciężka atmosfera, cztery czas mnie goni, pięć już powinnam zacząć się uczyć zanim nastąpi tzw. zmiana warty na stanowiskach, sześć lękam się tak dużych zmian i siedem jestem tak strasznie zmęczona pracowaniem po dziesięć godzin dziennie, że umysł mi nie pracuje jak trzeba i nawet nie mogę się na tyle skupić, żeby to wszystko dokładnie przemyśleć i obrać jakąś strategię. Wiem, że to dla mnie ogromna szansa, wiem, że chcę podjąć to wyzwanie, ale brak mi sił by to wszystko zapiąć na ostatni guzik. Nawet wypowiedzenia nie zdążyłam jeszcze napisać. Mam nadzieję, że jutro będę na tyle opanowana i zdecydowana, że uda mi się to dobrze rozegrać. Trzymajcie za mnie kciuki kochani, pomódlcie się, wyślijcie mi trochę swojej mocy, bo naprawdę będę jej jutro potrzebować. 

  

21 czerwca 2007
Raport z pola zmian


Teraz już można się uśmiechnąć

 W poprzednim życiu musiałam być chyba dyplomatką. Do tej pory się dziwię, że udało mi się zdobyć upragniony podpis na wypowiedzeniu. Ale od początku. Tak jak przypuszczałam kochani nie było lekko. Rozmowa była długa, momentami bardzo ciężka i zaskakująca. Próbowano mnie przekonać, żebym została, ja jednak delikatnie, ale stanowczo dałam do zrozumienia, że zdania nie zmienię. Potem targowaliśmy się jak przekupki o czas przejściowy i warunki odejścia, nie udało się mnie przestawić na ich tok myślenia, bo wiem, że trzech etatów nie uciągnę nawet gdybym bardzo chciała. Dalej zaczęliśmy ustalać konkretne rozwiązania (o których myślałam wczoraj całą noc) i tu poszłam im na rękę. Obiecałam pomagać jeszcze w lipcu jeśli zajdzie potrzeba, pozamykać wszystkie większe sprawy przed upłynięciem okresu wypowiedzenia, zrobić kilka rzeczy z wyprzedzeniem i przede wszystkim być pod telefonem. Porozmawiałam też ze współpracownikami, którzy po początkowym szoku i zdenerwowaniu się uspokoili jak im powiedziałam jak zamierzam wszystko jeszcze przez jakiś czas wspierać i co zrobię jeszcze przed odejściem. Koniec końców ani szef nie był zdenerwowany, bo jeszcze na koniec podsunęłam mu pomysł jak może szybko znaleźć kogoś na moje miejsce (a to akurat była eureka z wczesnych godzin rannych;) ani reszta zespołu, którego byłam częścią. Dowiedziałam się tylu pozytywów o własnej osobie, że mi szczęka opadła i były chwile kiedy myślałam, że to nie o mnie się mówi, a o jakimś ideale. Nie pozostawiłam po sobie złych emocji i nie narobiłam problemów nikomu. Moje odejście odbędzie się stopniowo i będzie minimalnie kłopotliwe zważywszy na okoliczności, bo dzięki wspólnym ustaleniom praktycznie cały lipiec i resztę czerwca będą mieli na poszukiwania zastępstwa. Teraz jestem niewyobrażalnie zmęczona, ale już spokojna. Dziękuję Wam z serca za Wasze wsparcie kochani jesteście wszyscy i każdy z osobna, Wasza obecność bardzo wiele dla mnie znaczy. Ja się nagłówkowałam Wy naściskaliście kciuków to teraz się nam porządny odpoczynek należy i kieliszek dobrego czerwonego wina w nagrodę, dzisiaj ja zapraszam:)

  
  Ps: Pola  a dla Ciebie mam Malibu;)

  


25 czerwca 2007
Kolejny krok


   
  Podróż długości tysiąca mil zaczyna się od jednego kroku.
Konfucjusz

 Nasze życie jest ciągłym wędrowaniem. Różne są nasze trasy i cele, często się zmieniają. Podejmujemy ryzyko próbowania i szukamy drogi do swojego miejsca, bo wiemy, że warto. Podróżując przez otwarte autostrady, ślepe uliczki, polne drogi i wąskie ścieżki krok po kroku zbliżamy się do tej drogi, która stanie się naszą aż do końca. Idziemy z nadzieją odnalezienia własnego szlaku zbliżając się do niego każdym kolejnym poszukiwaniem. Zmęczeni zamykaniem etapów, ale pełni nadziei, że to być może już ostatni raz. Pokonując lęk zmian nim on nas pokona w nierównej walce. Wiedząc, że kto będzie zapatrzony w kałużę nie wypłynie na głęboką wodę i nie pozna piękna oceanu. Godząc się na wpisaną w nasze życie ruletkę wygrywamy albo przegrywamy kreskami na kiju wędrowca znacząc swe zwycięstwa z porażek wynosząc naukę. By u kresu życia nie powiedzieć nie przeżyłem życia a żyłem prawdziwie.

28 czerwca 2007
Rzecz o mężczyźnie


     Mężczyzna jest często niedojrzały i nieszczęśliwy. Mimo to, jako pierworodny syn Boga, czuje się zwolniony z obowiązku pracy nad sobą, chętnie natomiast zabiera się do zmieniania świata i rządzenia, nie zauważając faktu, że nie jest nawet w stanie kontrolować własnej seksualności. Z drugiej strony drzemie w nim lęk i niepewność uzurpatora, domagającego się nieustannych pochwał i zaszczytów.
 Wojciech Eichelberger, Kobieta bez winy i wstydu

Mężczyzna - temat rzeka dla niejednej kobiety. Ileż to razy słychać: ech Ci mężczyźni, wszyscy są tacy sami, myślą tylko o jednym, duże dzieci itp. Nie przeczę jest w tych stwierdzeniach spore ziarno prawdy, ale nie generalizujmy. Zamiast oceniać, szufladkować, iść drogą własnej rzekomej nieomylności i wszechwiedzy pomyślmy chwilę. Tyle się mówi o kobietach ich sytuacji, potrzebach, pragnieniach, oczekiwaniach, tym co je tworzy i sprawia, że są jakie są, tym, co determinuje ich życie i działania, a nic o mężczyznach. Istnieje ogrom prasy kobiecej a zaledwie kilka męskich gazet, nie ma pojęcia literatura męska a kobieca i owszem jest, znajdzie się mnóstwo poradników na temat jak być dobrą matką a ani jednego jak być dobrym ojcem. Mężczyzna jest ale jakby na marginesie, cicho o nim, jakby jego rola kończyła się na zarabianiu pieniędzy, płodzeniu dzieci, zapewnianiu wielokrotnych orgazmów, zabijaniu pająków i odkręcaniu słoików. Umieszcza się go w ściśle określonych ramach. Od wczesnego dzieciństwa wpaja się mu, że musi zostać kimś, że musi mieć taki zawód, żeby mógł utrzymać rodzinę, nie taki jaki chce, nikt nie poprze np. jego chęci zostania aktorem czy malarzem, bynajmniej nie pokojowym, że musi być silny, umieć się bić, że nie może płakać, że okazywanie emocji jest słabością i skazuje na etykietkę mięczaka, że nie wolno rozmawiać o swoich uczuciach, że obowiązuje go inna moralność niż kobietę, że jest w jakiś sposób od niej ważniejszy, że to on powinien o wszystkim decydować dając mu tym samym władzę, że nie ma obowiązku panowania nad swoją seksualnością, bo przecież jest mężczyzną a oni nie są do tego zdolni. A potem w ten sposób ukształtowany mężczyzna staje się produktem społecznym i idzie w świat gdzie przekonuje się, że to, że dobrze zarabia nie wystarczy by mieć szczęśliwą rodzinę, że praca, której nie lubi każdego dnia bardziej zabija w nim chęć do życia, że są silniejsi od niego, że przemoc nie jest dobrym rozwiązaniem, że emocje i łzy nie dadzą się hamować chociażby nie wiem jak bardzo się chciało, że rozmowa o uczuciach jest konieczna a on nie wie jak ma o nich mówić, bo nikt go tego nie nauczył, że to nieprawda, że realnie istnieje podwójna moralność, a tylko w głowach ludzi, bo kobiety przyjęły taką samą jaką mają mężczyźni i często prowadzą równie bujne życie seksualne jak oni i łączą ich podobne doświadczenia, że w niczym nie jest lepszy od kobiety wbrew temu, co mu wpojono, że nie może o wszystkim sam decydować i tak naprawdę nie ma nad niczym władzy absolutnej, że panowanie nad sobą jest konieczne dla zachowania własnej równowagi. Kiedy jego wyobrażenia zostaną skonfrontowane z rzeczywistością okazuje się, że jest nieszczęśliwy i niedojrzały emocjonalnie do życia. Mimo to w większości przypadków dalej brnie w jedyny znany schemat i udaje, że wszystko jest w porządku domagając się szczególnego traktowania, tak jak go nauczono, zamiast wyciągnąć wnioski z własnego życia i zacząć pracę nad sobą. Czasami mam wrażenie, że to mężczyźni są bardziej zagubieni w życiu niż kobiety i trudniej jest im siebie odnaleźć. Dlaczego? Bo często nie potrafią się przyznać sami przed sobą do błędów, wolą udawać, że problem nie istnieje zamiast w sposób dojrzały go rozwiązać, a takie zachowanie nie sprawi, że zniknie. Bo wydaje mi się, że za swój życiowy cel obrali spełnianie cudzych oczekiwań zawodowych, społecznych i kobiecych (a tych to chyba nikomu się jeszcze spełnić nie udało;), że dużo trudniej jest im znaleźć uzasadnienie swojego istnienia gdy zewsząd tylko słychać krytykę i stwierdzenia, że mężczyzna nikomu nie jest do szczęścia potrzebny, a już na pewno nie kobiecie. A tymczasem on też ma swoje pragnienia, potrzeby i oczekiwania i niekoniecznie muszą się one pokrywać z naszymi. Jest omylny i dużo trudniej przychodzą mu różne sprawy, by mógł się rozwijać i dojrzewać potrzebuje pomocy. Coś mi się mocno wydaje, że kobiety często zapominają, że mężczyzna to też człowiek z całą niedoskonałością tej istoty w pakiecie.