2 kwietnia 2007 Wiecznie żywy we mnie słowem, które jak korzeń w serce wrosło... | ||||||||||||||||||||
Obyście zawsze umieli patrzeć na innych ludzi i na samych siebie takim spojrzeniem, jakim Bóg patrzy na ludzką istotę, spojrzeniem czułym, miłosiernym i przebaczającym, spojrzeniem, które pozwala iść prosto po drodze życia w przyszłość pełną nadziei. (Z przesłania do młodzieży, Hamburg, 29 grudnia – 2 stycznia 2004 ) Przebaczenie jest mocne mocą miłości. Przebaczenie nie jest słabością. Przebaczać nie oznacza rezygnować z prawdy i sprawiedliwości. Oznacza zmierzać do prawdy i sprawiedliwości drogą Ewangelii. (Jasna Góra, 19 czerwca 1983) Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. Tylko miłość może wykluczyć używanie jednej osoby przez drugą. To miłość nawraca serca i daruje pokój ludzkości, która wydaje się czasem zagubiona i zdominowana przez siłę zła, egoizmu i strachu. (Z pożegnalnego przesłania Jana Pawła II) Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć. Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to kim jest, nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi. Człowiek nie jest tylko sprawcą swoich czynów, ale przez te czyny jest zarazem w jakiś sposób "twórcą siebie samego". (Encyklika Veritatis splendor) Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd. (Tryptyk rzymski) Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. (Przemówienie do młodych, Gdańsk-Westerplatte, 12 czerwca 1987) Wczoraj do Ciebie nie należy. Jutro niepewne... . Tylko dziś jest Twoje. Praca jest dobrem człowieka - dobrem jego człowieczeństwa - przez pracę bowiem człowiek nie tylko przekształca przyrodę, dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej "staje się człowiekiem". I dlatego – zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością - taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, - abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, - abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy. Proszę was: - abyście mieli ufność nawet wbrew każdej waszej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało, - abyście od Niego nigdy nie odstąpili, - abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On „wyzwala” człowieka, - abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest „największa”, która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu. Proszę was o to... (W 1979 roku na krakowskich Błoniach podczas wielkiego Bierzmowania Narodu) Wy jesteście przyszłością świata! Wy jesteście nadzieją Kościoła! Wy jesteście moją nadzieją! | ||||||||||||||||||||
04 kwietnia 2007 Wartość czasu | ||||||||||||||||||||
Żeby docenić wartość jednego roku, zapytaj studenta, który oblał egzaminy. Żeby docenić wartość miesiąca, spytaj matkę, której dziecko przyszło na świat za wcześnie. Żeby docenić wartość godziny, zapytaj zakochanych czekających na to, żeby się zobaczyć. Żeby docenić wartość minuty, zapytaj kogoś, kto przegapił autobus lub samolot. Żeby docenić wartość sekundy, zapytaj kogoś, kto przeżył wypadek. Żeby docenić wartość setnej sekundy, zapytaj sportowca, który na olimpiadzie zdobył srebrny medal. Czas na nikogo nie czeka! Łap każdy moment, który ci został, bo jest wartościowy. Dziel go ze szczególnym człowiekiem - będzie jeszcze więcej wart. Marc Leavy Najcenniejszą i najbardziej niedocenianą ze wszystkich rzeczy w życiu człowieka jest czas. Naiwnie wydaje się nam, że mamy go pod dostatkiem, że zdążymy zrobić wszystko, co zamierzyliśmy. A tymczasem czas upływa niespostrzeżenie, mijają sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące, lata i my sami. Zostają tylko niezrealizowane plany i zmarnowane marzenia odkładane na lepszy czas, który nigdy nie nadszedł. Nie istnieje coś takiego jak nieodpowiedni moment, okoliczności nie mogą być czymś ważniejszym od nas i naszych pragnień. To my powinniśmy decydować o okolicznościach a nie one o nas. Życie na nikogo nie czeka, bo stanie w miejscu nie jest jego właściwością. Nie zatrzymamy czasu. On nie zaczeka aż się pozbieramy po trudnych doświadczeniach, nie będzie się z nami cofał do przeszłości i biegł w przyszłość, jest tu i teraz. Tylko to, co teraz ma znaczenie. Nieważne ile drobinek spoczywa na dnie a ile jeszcze zostało u góry. Ważne, że każdemu jest przypisana jemu właściwa ilość ziarenek piasku. To ile z nich przesypie się niewykorzystanych bez naszej świadomości zależy tylko od nas. My decydujemy ile z drobnych szarych kamyczków w drodze zamieni się w wartościowy złoty pył. Każde powierzone nam ziarenko jest bezcenną szansą daną nam do wykorzystania, bo klepsydry życia nie da się odwrócić by piasek przesypał się jeszcze raz. _________________________________ Kochani moi będę do ostatnich chwil przed świętami w pracy dlatego nie zdążę podzielić się z Wami moimi teraźniejszymi przemyśleniami Wielkanocnymi dlatego zostawiam Wam te ubiegłoroczne, które pozostają nadal aktualne. Rozważania na Wielki Czwartek znajdziecie <TUTAJ>, na Wielki Piątek <TUTAJ> i na Wielką Sobotę <TUTAJ> . Natomiast życzenia świąteczne złożę Wam tradycyjnie w Wielką niedzielę:) | ||||||||||||||||||||
06 kwietnia 2007 26 lat minęło jak jeden dzień... | ||||||||||||||||||||
No i wydało się skąd mi się wzięły rozważania na temat czasu:) Zawsze jakoś tak ten temat wraca do mnie w okolicy urodzin. To właśnie w urodziny najczęściej dokonuję oceny minionego czasu. Rozliczam siebie z tego, co mi się udało osiągnąć, a czego nie. I kiedy tak patrzę wstecz na moje życie nasuwa mi się zawsze jedna myśl, myśl, że moim życiorysem można by obdzielić kilku ludzi. Nie wywołuje ona jednak we mnie frustracji czy gniewu za wielkie obciążenie, wręcz przeciwnie, jestem wdzięczna za tą mnogość doświadczeń. To dzięki nim upływ czasu nie wywołuje już we mnie paniki, a tylko mobilizuje do działania. To one sprawiły, że jestem taka jaka jestem, pomogły uniknąć błędów, sprowadziły na właściwą drogę. Dwadzieścia sześć lat to jednocześnie mało i dużo czasu na to by nauczyć się być prawdziwym człowiekiem. Na ile mi się ta nauka udała możecie sami ocenić. Dla mnie najważniejsze jest to, że patrząc w lustro widzę siebie taką jaką jestem naprawdę i mogę sobie spojrzeć w oczy bez wstydu. Od ubiegłego roku zmieniło się to, że dziś już wiem, że w pewnych dziedzinach życia nie ma miejsca na wyznaczanie granic i że niektórych spraw nie należy przyspieszać. Nie jest mi smutno w przeciwieństwie do ostatnich urodzin, jestem szczęśliwa. Cieszą mnie zmiany w moim życiu i to, co mam, nie potrzebuję więcej. I chociaż dziwnie przypadły moje urodziny w tym roku (Wielki Piątek nie jest dla mnie dniem świętowania, a głębokiej refleksji i przeżywania śmierci Jezusa) to jestem w dobrym nastroju i uśmiecham się do swoich myśli. Dlatego też mam dla Was malutki prezent związany poniekąd z moim dzisiejszym nastrojem wspomnieniowym. Poniżej możecie sobie obejrzeć małą Majtrejkę w wieku przedszkolnym. Tym, którzy mnie już trochę poznali bywając tutaj nie muszę mówić, że ja to ta pierwsza z prawej, bo wystarczy im spojrzeć na młotek trzymany w moich rękach, ogrodniczki i ujarzmioną w kicku czuprynę, żeby mnie rozpoznać. Wiedzą, że warkoczyki, sukienki i kokardki się mnie nie trzymały, ale za to byłam całkiem niezłym majstrekowiczem. Swoją drogą tablica z napisem defilada i stosownymi obrazkami jest ciekawym dokumentem czasów, w których przyszło mi dorastać. A tutaj moi kochani czekoladowy tort urodzinowy schowany w białej czekoladzie specjalnie dla Was częstujcie się śmiało, życzę Wam smacznego i tego byście mieli jak najwięcej takich urodzin, które uświadomią Wam jakimi szczęściarzami jesteście:) Byłabym zapomniała pierwsze piętro tortu zarezerwowałam dla Polluśki, ale za to cała reszta Wasza:) | ||||||||||||||||||||
08 kwietnia 2007 Wielkanocnie :) | ||||||||||||||||||||
Z okazji Świąt Wielkanocnych Życzę Wam doświadczenia magii Wielkiej Nocy Nocy, w której śmierć musi cofnąć swoje wyroki a życie wraca do swego początku i znów jest świeże, nowe, pełne nadziei. Życzę Wam umiejętności odradzania się każdego dnia i witania każdego wschodu słońca jak początku dalszego życia. Życzę Wam pamięci o tym, że niebo zaczyna się tutaj, na ziemi, gdzie ludzie stają się przyjaciółmi i przekazywana jest dobroć. | ||||||||||||||||||||
10 kwietnia 2007 Wartość prawdziwej obecności drugiego człowieka | ||||||||||||||||||||
Ks. Wacław Buryła *** niekiedy wystarczy kilka słów powiedzianych przez telefon włożonych w kopertę wysłanych na adres kogoś kto samotność zna bardzo dokładnie na każdej drodze potyka się o nią czasami wystarczy kilka chwil skradzionych ciepło czyjejś dłoni pochwycone w biegu czyjś uśmiech znany wyłowiony w tłumie który wracał będzie nocą bezsenną kiedy gwiazdy płaczą do szczęścia trzeba tak bardzo niewiele wystarczy że będziesz na odległość ręki na głębokość wzroku na słyszalność serca wystarczy że słowa wyrosną jak mosty chyba najtrudniej spełnić marzenia te najbardziej proste Kiedyś myślałam, że najwięcej wysiłku i pracy potrzeba by osiągnąć rzeczy uznane za naprawdę wielkie przez rozum i logikę. Myliłam się. Najtrudniej jest osiągnąć to, co wydaje się najprostsze. Najtrudniejsze to być dla drugiego człowieka cały czas, dzień po dniu. Dawać mu swoją obecność, dobre słowo, gest, uśmiech stale z tą samą uwagą i miłością. Widzieć każdą kolejną zmianę w nim, słyszeć wszystko, co do Ciebie mówi, nawet jeśli wybrzmiewa tylko nieśmiało między wierszami i słuchać go sercem, bo tylko tak można go usłyszeć naprawdę. Tylko serce rozumie, wybacza, tworzy więzy z nawet najbardziej kruchych materiałów. Ono potrafi pokonać zmęczenie, słabość i nas samych w porównaniu z nim tak niedoskonałych tworząc mosty ponad naszą małostkowością. Prawdziwa obecność drugiego człowieka w naszym życiu jest bezcenną wartością. Naprawdę wielkim marzeniem i najtrudniejszym zadaniem w życiu jest przejść przez nie nie tracąc serca dla drugiego człowieka bez względu na okoliczności, bo tylko takie życie jest naprawdę spełnione. | ||||||||||||||||||||
14 kwietnia 2007 Przejść przez miłość | ||||||||||||||||||||
Ks. Wacław Buryła * * * Nie szukaj drogi na skróty nie ma takiej drogi do nieba musisz przejść przez całą miłość Poezja księdza Buryły jest wyjątkowa swoim pięknem prostoty wyrażonych myśli i głęboką mądrością. Często do niej wracam i za każdym kolejnym razem znajduję w niej coś nowego, odkrywam kolejną wartość wcześniej niedostrzeżoną, głębszy niż na pozór sens, emocje bliskie sercu. Jest coś takiego w tych zebranych i połączonych ze sobą słowach, co do mnie głęboko trafia, trafia i zostaje znajdując sobie szczególne miejsce. Dokładnie jak ten powyższy wiersz. Zaledwie cztery linijki tekstu, niewyszukanych słów, a ile niosą ze sobą treści i niezwykłej mądrości. Mówią o tym, że prawdziwego szczęścia nie osiągnie się usiłując ominąć prawdziwą miłość, która nieodłącznie wiąże się z cierpieniem. Cierpieniem lęku o kogoś kochanego, który nigdy nie mija, cierpieniem rozłąki, choćby chwilowej, cierpieniem słów, które ranią w gniewie jak żadne inne, współcierpieniem w chorobie, nieszczęściu, bólu z osobą kochaną. Trzeba przez to wszystko przejść kochając - rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, dzieci i swoje drugie połowy. Jeśli nie ma w nas miłości nic z tych rzeczy nas nie dotknie, nie będzie lęku, nie będzie cierpienia i bólu. Nic, co zrobi druga osoba nie będzie miało wpływu na nas, bo ona nie będzie miała dla nas znaczenia. Jednak jeśli tego wszystkiego zabraknie zabraknie też poczucia, że się żyje a nie tylko istnieje. Tylko miłość jest w stanie sprawić, że czujemy, że żyjemy naprawdę, że nasze życie ma sens. Każda miłość, która zrodzi się w naszym sercu może tego dokonać, nie tylko ta kobiety do mężczyzny. Trzeba przejść przez całą miłość, całe cierpienie, które się z niej rodzi by nadać życiu sens i uczynić je wartościowym. Nie ma innej drogi, nie ma lepszej drogi, nie ma skrótów, które pozwoliłyby uniknąć cierpienia, bo nie można być w pełni szczęśliwym nie kochając. | ||||||||||||||||||||
18 kwietnia 2007 ... | ||||||||||||||||||||
Ks. Wacław Buryła *** nie potrafimy obronić naszej miłości bezbronna jak ptaki gubi się w świecie za bardzo ogromnym i zimnym jak hotel gdzie nikt na nikogo nie czeka bez ceny ludzie zbyt często sądzą zamiast kochać pokazują palcem zamiast podać rękę zazdrośni o nic niszczą to co piękne sami zbyt leniwi by budować szczęście ciągle tylko patrzą na czas który ginie za linią pamięci coraz bardziej kruchą gdzie uciekniemy z ziemskiego wygnania aby nie zgasło światło serc złączonych gdzie się schowamy przed oczami świata aby nie zerwał miłości jak róży gdzie ukryjemy nasze małe szczęście by czas go nie zdmuchnął jak płomienia świecy są chwile gdy trzeba cały ból wykrzyczeć bez jednego słowa łzami które w ciszy przemkną się po twarzy choć czas je wymaże krzyczeć będą ciągle rozerwaną duszą niechaj łzy płyną one upaść muszą Utracona, porzucona, zniszczona miłość umiera. Podeptana przez świat i ludzi nie może trwać. Nie przetrwa jeśli się nie będzie jej szanować i o nią dbać. Nie przetrwa jeśli jej nie ochronimy przed innymi. Nie przetrwa jeśli nie oddasz jej siebie całego. Ocalić może ją tylko jedność tych dwojga, którzy zbudują z połączenia jej dwóch sił prawdziwą twierdzę. Taką, która odeprze każdy atak i mimo strat, które są nieuniknione, zachowa swój niezmieniony kształt. Twierdze są jednak rzadkością. Budujemy z niewłaściwych materiałów naiwnie wierząc, że wilk nie przyjdzie i nie zdmuchnie naszego domu. Tworzymy zamki na piasku i w chmurach, zakładamy opaski na oczy i brniemy w mrok zamiast pójść za światłem, które jest w nas zawsze kiedy kochamy i wskazuje właściwą drogę. Potem budzimy się w samym środku ruiny. Rozpacz wyrywa nam z głębi siebie z krzyk, który trwa do utraty głosu i wylewa łzy aż ich zabraknie. Zostajemy bezsilni z poszarpaną duszą. Żywi a jednak w jakimś sensie martwi. Zaczynamy od nowa budowę – tym razem siebie, często nie zostawiając już miejsca na miłość do drugiego człowieka. Myśląc, że jest zła i przynosi tylko cierpienie, przeklinając jej siłę. Jednak miłość nie jest ani zła ani za silna tylko my za słabi. | ||||||||||||||||||||
22 kwietnia 2007 [***] Czasem żadne słowa nie pomogą | ||||||||||||||||||||
Są takie sytuacje w których słowom brak mocy, w których przestają mieć znaczenie, których po prostu nie uniosą. Wtedy najważniejsza jest świadomość obecności, dotyk i wspólne łzy. Kilka lat temu tragedia dotknęła kogoś, kogo do dziś uważam za siostrę, chociaż nie mamy tych samych rodziców. Człowiek, z którym związała swoją przyszłość, za którego miała wyjść, umarł. Umarł podczas operacji dokonywania przeszczepu serca. Miał zaledwie dwadzieścia kilka lat. Był bardzo wyjątkowym człowiekiem. Do dziś pamiętam jego uśmiechnięte oczy i jej szczęście. Do dziś pamiętam ostatniego smsa jakiego od niego dostałam. Do dziś nam go strasznie brak. Długo nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Długo razem płakałyśmy bez słów, przechodziliśmy przez cierpienie razem, obie przeżyłyśmy tą śmierć tak bardzo, że już na zawsze pozostanie nam w sercu po niej czarna blizna. Od kilku dni wraca do mnie to, co się wtedy wydarzyło, wracają wspomnienia, lęk, cierpienie i ból. Wróciły, bo myślami jestem cały czas przy Ogórkach, wróciły bo jest strasznie dużo podobieństw w tym, co się stało w moim życiu i w ich. Jest wspaniała kochająca kobieta i wyjątkowy mężczyzna, są rodziną i oczekują dziecka kiedy jego dotyka choroba, która kończy się operacją na otwartym sercu a później śmiercią. Wiem, że przypadek z mojego życia jest inny wiem, że moi bliscy nie byli rodziną na papierze i nie mieli wspólnego życia i dziecka, ale mimo tego, czuję dokładnie to samo co wtedy. Tego się po prostu nie da opisać, nie ma takich słów. Moje serce, myśli i modlitwa są dzisiaj przy Ogórkach. Testament (...) Szukajcie mnie w ludziach, bliskich mi, ukochanych A skoro nie możecie beze mnie żyć, pozwólcie mi zamieszkać w waszych oczach, umysłach, w waszej dobroci Waszą miłość do mnie poznam najlepiej, gdy dłoniom pozwolicie dotknąć dłoni, a dzieciom łaknącym wolności ofiarujecie ją Nie miłość umiera, lecz ludzie. Dlatego kiedy zostanie po mnie tylko miłość... Rozdajcie mnie ludziom... Autor nieznany | ||||||||||||||||||||
24 kwietnia 2007 Mojej drugiej rodzinie | ||||||||||||||||||||
Nigdy nie myślałam, że będę mieć kiedyś drugą rodzinę. Jednak od kiedy tu jestem, od samego początku istnienia mojej Przestrzeni ją mam. WY wszyscy nią jesteście. WY tworzycie najbardziej niezwykłą rodzinę na świecie. Taką wielką i taką wspaniałą. Taką, która jest dla mnie i mi bliskich prawdziwym oparciem. Taką, która każdego dnia pamięta, troszczy się, rozśmiesza, wyciąga z dołków większych i mniejszych a przede wszystkim naprawdę pomaga przejść przez życie. Nigdy nie wypowiem ile dla mnie wszyscy razem i każdy z osobna znaczycie i jak bardzo się cieszę, że jestem częścią tej rodziny i że mogłam Was wszystkich poznać. Właśnie teraz w tym trudnym czasie kiedy członka naszej rodziny dotknęła tragedia udowadniacie każdego dnia jak bardzo wartościowymi i dobrymi ludźmi jesteście, jak wielkie serce macie dla drugiego człowieka i jaką wspaniałą rodziną jesteście. Pytacie mnie codziennie jak się czuję, piszecie, zostawiacie wiadomości a przede wszystkim chcecie pomóc Ogórkowej chociaż do tej pory niewielu z Was o niej słyszało. Kochani trzymam się i jestem już spokojniejsza właśnie dzięki Wam. Każdego z Was kto nie zdążył poznać Ogórkowej zapraszam do Ogórkowa, każdego kto chce śledzić co się teraz z nią dzieje do Polly a każdego kto chce pomóc do Jacka. Wiem, że nie zostawicie Ogórkowej samej, bo jesteście jej drugą rodziną, a rodzina zawsze się nawzajem wspiera. Chcę wam dzisiaj kochani podziękować za to wsparcie, za obecność i za każdą pomoc za to, że dzięki Wam czuję, że nie jestem sama, bo mam Was każdego dnia cokolwiek by się stało. Jesteście WSZYSCY w moim sercu, dla każdego z Was jest tam szczególne miejsce, bo Was kocham. Jesteście dla mnie prawdziwą drugą rodziną, nie wirtualną, bo wiem, że za każdym monitorem kryje się wielkie kochające serce, które potrafi wiele z siebie drugiemu dać. Wiem, że razem damy radę się zmierzyć ze wszystkim, co przyniesie życie. | ||||||||||||||||||||
27 kwietnia 2007 Czas dla siebie | ||||||||||||||||||||
Tylko dwie rzeczy uderzają prosto w serce: miłość i strata. Sally Beauman Uderzyło mnie to, co się stało. Cały czas myślę. Sięgam myślami w przeszłość, zanurzam się nimi w teraźniejszość i wybiegam w przyszłość. Może dlatego, że mam pełną świadomość tego, jak będzie ciężko. Wiele wiary, nadziei i siły daje to jak bardzo pomagacie. Cały tydzień nie miałam czasu by uporać się z tym, co czuję. Emocjonalnie balansuję gdzieś na granicy. Muszę się wyciszyć. Postarać się uwierzyć. Wrócić do równowagi. Zająć się czymś, co się wydarzyło w środku tygodnia. Długo nie napisałam trudniejszej do wykonania listy zadań niż ta. Mam nadzieję, że dam radę. Mimo wszystko jednak będę dla Was, tylko później niż zazwyczaj, dalej będę odpisywać na Wasze maile i pytania, nie zostawię Was samych. Porzucam tylko mój komputer na dwa dni od rana do późnego wieczora by być w miejscu mi bliskim, miejscu, które leczy, a i wtedy będę myślami z Wami, bo moje serce jest przy Was. Razem damy radę przetrwać ten trudny czas. | ||||||||||||||||||||
30 kwietnia 2007 Jestem, by być dla drugiego człowieka | ||||||||||||||||||||
Teoretycznie dziś zaczyna się mój urlop, teoretycznie, bo wolne mam już w zasadzie od piątku wieczorem. W sumie całe dziewięć dni wolnych od pracy. Mnóstwo czasu. Czasu, który miał być czasem tylko dla mnie na odpoczynek. Jednak po mojej dwudniowej niebytności zmieniłam plany. Dużo myślałam w mojej samotni o moich bliskich. O tym, jak mało mam dla nich czasu i nie mówię tu o rodzinie, bo akurat z rodziną jestem w stałym, niemal codziennym kontakcie. Mam tu na myśli moich bliskich znajomych, nie nazywam ich przyjaciółmi, bo dla mnie to słowo ma wielkie znaczenie i go nie nadużywam. Zaniedbałam ich bardzo w ciągu ostatniego roku. Cała choroba, układanie siebie na nowo, porządki w duszy i problemy z pracą i w pracy, a także te domowe odciągnęły mnie od nich bardzo daleko. Bogu dzięki za telefony i internet, bo gdyby nie one to pewnie straciłabym zupełnie z nimi kontakt. Usłyszałam od jednego znajomego ostatnio, że „łatwiej się umówić na audiencje u papieża niż ze mną.” Wstyd się przyznać ile w tym prawdy. Mogłabym w tym miejscu zacząć się usprawiedliwiać, że przecież strasznie dużo pracuję, mam też o wiele więcej obowiązków niż moi rówieśnicy i nie odpowiadam tylko za siebie, ale to tak naprawdę wcale mnie nie tłumaczy. Bo jak powiedział Hanif Kureishi: Jeśli strasznie czegoś chcesz, szukasz sposobów. Jeśli strasznie czegoś nie chcesz, szukasz wymówek. Nie szukałam sposobów. Zabrakło mi chęci by poświęcić swój czas na odpoczynek dla innych w inny niż telefoniczny, gadulcowy czy mailowy sposób. Przy całej intensywności mojego życia mam coś, co sprawia, że znajduję czas – zmysł organizacji. Jednak to, że świetnie się organizuję wykorzystywałam do tej pory raczej do uzyskania chwili dla siebie, na samotny odpoczynek, na wyciszenie się, muzykę, książki czy spacery. Może dlatego, że zawsze jest wokół mnie pełno ludzi i nie czuję braku kontaktu z nimi, raczej potrzebę odetchnięcia od nich. Taką mam pracę i taką mam rodzinę. Jednak wielu ludzi nie ma tak dobrze jak ja i potrzebna im obecność bratniej duszy. Dlatego zmieniłam plany. Wykorzystam wszystkie zaproszenia do wspólnego wypoczynku jakie ostatnio dostałam i sama od siebie odwiedzę kilka osób, którym moja wizyta jest potrzebna i których na pewno bardzo ucieszy. Już nie będę odmawiać, zacznę szukać sposobów by móc chociaż czasami pobyć z nimi bezpośrednio, podarować uśmiech, ciepłe słowo, tyle ile mogę - mały kawałek siebie, bo nie ma na świecie nic ważniejszego od drugiego człowieka. Wacław Buryła Nasz błąd codzienny mówimy słowa które nic nie znaczą których nikt nie czeka nie mówimy słów które brzmią jak serce na które ludzie czekają uparcie z nadzieją ocalenia lecz ciągle daremnie kochamy tych którym nasza miłość jest nie potrzebna omijamy tych którzy bez niej żyć nie potrafią dajemy przyjaźń tym którzy mają już wielu przyjaciół nie dostrzegamy tych których mieszkania są zimne nawet latem skaleczonych nieobecnością uderzonych słowem chorych na samotność to jest nasz błąd codzienny może dlatego nie umiemy powiedzieć co znaczy szczęście Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego w błędzie trwać. Cyceron | ||||||||||||||||||||
02 maja 2007 Kolejne wyzwanie | ||||||||||||||||||||
No i stało się kolejny raz rzucono mi rękawicę wyzwania. Ktoś wymyślił kolejny blogowy łańcuszek i zostałam klepnięta przez siostrzyczkę Polly do odpowiedzi. Tym razem mam się wyspowiadać z tego, co kocham, lubię, co mnie denerwuje, od czego jestem uzależniona, co jest mi obojętne, czego nie lubię/nienawidzę i o czym marzę. Jak dla mnie nie ma problemu akurat to żadna tajemnica. Z góry ostrzegam, że będzie długo. No to zaczynamy:) 1. Kocham: - rodzinę – tą biologiczną i tą blogową - moich przyjaciół - dzieci - zwierzęta (prawie wszystkie z takimi małymi wyjątkami:), a szczególnie moje kociaki sztuk dwie - naturę - góry - książki - dobre kino - musicale - dobry teatr 2. Lubię: - chodzić rano po zroszonej trawie boso - dotyk słońca na twarzy - kiedy wiatr bawi się moimi włosami - słuchać szumu morza - pływać - siedzieć na parapecie okna z kubkiem kawy w ręku - fotografować - długie spacery i wędrówki po górach - zapach pieczonego chleba, konwalii i świeżo skoszonej trawy - rozmawiać tak naprawdę, nie tylko wymieniać informacje i mówić, takie prawdziwe rozmowy mogę prowadzić godzinami, mój osobisty rekord 9 godzin rozmowy bez przerwy:) - zasypiać w dopiero co wypranej i wysuszonej na powietrzu pościeli - spać przy otwartym oknie - patrzeć na śpiące dzieci, niezależnie od ich wieku, nigdy mi się to nie nudzi - czerwone wino - zwiedzać wnętrza pałacowe - wylegiwać się w wannie pełnej pachnącej piany - wyłączać budzik na weekend - spać i śnić - leżeć w hamaku z książką - tańczyć - dawać innym uśmiech i prezenty - czuć się potrzebna - jeździć na rowerze (chociaż ostatnio bardzo rzadko mi się to zdarza i pewnie gdybym teraz pojechała gdzieś to po powrocie dałabym tu post bardzo zbliżony do Polluśkowego po powrocie z pierwszej wycieczki rowerowej z mamą:) - gotować i piec ciasta, nie żartuję sprawia mi to autentyczną przyjemność, a chyba jeszcze większą obserwowanie jak potem moi bliscy jedzą ze smakiem:) 3. Denerwuje mnie: - najbardziej ze wszystkiego głupota - zakłamanie - zarozumiałość - brak kultury i wyczucia taktu - niekompetencja - niesłowność - kiedy ktoś próbuje ingerować w moje życie i moje decyzje 4. Uzależniona jestem od: - kawy Maxwell House (i tej niebieskiej i tej brązowej) piję z reguły trzy kubki dziennie (czasem zdarza mi się wypić i pięć), w tym jeden tak jak lubię czyli czarna kawa bez żadnych dodatków i dwa z zalecenia lekarza z mlekiem, trzech czarnych mój żołądek po przejściach by nie zniósł, tym bardziej, że piję mocną kawę. - czekolady – porzeczkowej Wedla i pitnej pistacjowej La festy - Murzynka - soku marchewkowego Hortex Vitaminka - czytania, jak przez miesiąc nie mam czasu przeczytać żadnej książki to jestem autentycznie chora i z głodu zaczynam czytać ulotki reklamowe czego nigdy w normalnej sytuacji nie robię:) - muzyki, absolutnie nie wyobrażam sobie bez niej życia - pisania, nie potrafię nie pisać, tak po prostu 6. Obojętnie podchodzę do: - ludzkich rewelacji na mój temat - wieku, wyglądu, wykształcenia, zasobności portfela i zajęć ludzi, dla mnie liczy się tylko i wyłącznie to KIM SĄ 5. Nie lubię/nienawidzę: - grochówki, fasolówki i fasolki po bretońsku, nie jestem wybredna w jedzeniu, ale tych trzech rzeczy po prostu nie tknę - nienawidzę prasowania, jeśli kiedyś zobaczycie mnie z żelazkiem w ręku lepiej nie wchodźcie mi w drogę, bo ta czynność niezmiennie wyprowadza mnie z równowagi, te wszystkie zagięcia, zgięcia, niedostępne dla żelazka miejsca i tym podobne działają na mnie jak płachta na byka - biegania, mam do niego autentyczny wstręt po sześciu latach z wuefistą, który miał na jego punkcie obsesję - disco-polo, jest to jedyny gatunek muzyki, którego wręcz fizycznie nie znoszę - czuć się bezsilna - chamstwa - w sobie własnych ograniczeń - ludzi udających kogoś kim nie są 6. Marzę o: - o tym by całe życie kochać i być kochaną - szczęściu dla moich bliskich - przełamaniu własnych lęków - znalezieniu jeszcze raz kogoś kto wypełni sobą mój świat i założeniu rodziny - dziecku - zamieszkaniu w drewnianym domu z ogrodem w górach - spokojnym i prostym życiu - podróży do Włoch Gratuluję cierpliwości wszystkim, którzy dotarli do końca:) A do blogowej spowiedzi wyznaczam: moją kochaną siostrzyczkę Zamyśloną Agnieszkę Perhuine M. Ps: Honorarium za reklamę towarów pewnych marek proszę przekazać na cel dobroczynny;) | ||||||||||||||||||||
06 maja 2007 Majtrejkowy dłuuuuugi weekend :) | ||||||||||||||||||||
Jak ja lubię długie weekendy:) Dni bez budzików, pośpiechu, nerwów i natłoku spraw. Czas dla siebie i innych ozłocony promieniami majowego słońca, ukwiecony pachnącymi drzewami, zielony zielenią świeżych traw, ciepły obecnością wyjątkowych ludzi. Wykorzystałam go maksymalnie, ani minutki nie zmarnowałam:) Pogoda tak cudnie dopisała, że grzechem byłoby zostać w domu. Cały ten czas byłam na powietrzu w naprawdę pięknym otoczeniu, co tu dużo mówić – natura w rozkwicie i do tego jeszcze udało mi się na koniec pojechać nad morze. Zrobiłam mnóstwo zdjęć, które mam nadzieję uda mi się po wywołaniu zeskanować w wolnej chwili w pracy i wrzucić dla Was tutaj jako osobny album by pokazać Wam moje ukochane miejsca chociaż w niewielkim stopniu. Jak już się zorientowaliście więcej mnie nie było niż było w te dni. Najpierw pojechałam w moje ukochane miejsce by wrócić do równowagi po ostatnich wydarzeniach w moim życiu realnym i naszej blogowej rodziny. Potem wykorzystałam wnioski z moich samotnych przemyśleń i postanowiłam naprawić to, co w pewnym sensie zepsułam. Jeździłam po okolicy by odwiedzić tych, których w sercu noszę, a których najrzadziej widuję z racji odległości. Kocham takie prawdziwe spotkania z drugim człowiekiem, te cudowne rozmowy, gdzie padają słowa pełne treści tworzące sekwencję zdań o prawdziwym znaczeniu, gdzie śmiechu i radości jest całe mnóstwo, gdzie godziny upływają niezauważone. I chociaż oberwało mi się słusznie za rzadką obecność było naprawdę dobrze się zobaczyć i po raz kolejny przekonać się, że mimo całego czasu, który minął od ostatniego spotkania między nami nic się nie zmieniło. Nadal się świetnie rozumiemy i mamy to samo poczucie humoru, nadal bardzo wiele nas łączy i nadal nas do siebie ciągnie. Mam wielkie szczęście znać wspaniałych ludzi, a jeszcze większe, że są dla mnie wyrozumiali. Naładowałam baterie kochani i jutrzejszy poniedziałek powitam z uśmiechem na opalonej buzi:) | ||||||||||||||||||||
08 maja 2007 Syndrom pourlopowy | ||||||||||||||||||||
Syndrom pourlopowy jak powszechnie wiadomo jest rzeczą straszną dla pracodawcy. Pracownik wraca wyluzowany, uśmiechnięty od ucha do ucha opalony i szczęśliwy. Czyli w stanie bardzo niebezpiecznym. Odcięty od dyscypliny, nieobecny na tyle długo by zapomnieć o stresie, standardowym zastraszeniu i należnym respekcie gotów odpowiedzieć na wezwanie do gabinetu szefa bez ociągania, należytego drżenia głosu i z pominięciem służalczej postawy za to z uśmiechem. Chodzi po miejscu pracy prawie nie dotykając ziemi stopami i CIESZY SIĘ na widok sterty pracy, co jest wysoce podejrzane. Mało tego drobne zakręcenia z jego strony nie wywołują już pożądanej paniki, a szczere rozbawienie własną głupotą, które na dodatek jest zaraźliwe. Jak w przypadku tej dziwnie zadowolonej z siebie Majtrejki, która nie dość, że pomyliła program, który powinna otworzyć, to jeszcze wezwała informatyka by go ochrzanić, że nie dopilnował licencji, bo nie mogła w nim wejść tam gdzie chciała, co skończyło się zbiorowym wybuchem śmiechu i tymi dziwnie zaszyfrowanymi wiadomościami, które potem sobie oboje przekazywali mijając się w ciągu dnia. No bo jak inaczej nazwać takie rozmowy: - Majtrejka już Ci temperatura spadła? - A skąd, przyznaj się sprzedałeś mi jakiegoś wirusa - No wiesz ja z handlem nie mam nic wspólnego - Tylko winny się tłumaczy albo: - I co umysł już zresetowany? - Żeby tylko raz - Kurcze a ja tak chciałem Cię uruchomić ponownie - Na zaszczyt trzeba sobie zasłużyć A ten zupełnie nieuzasadniony śmiech wyżej wspomnianej i współwinnej jego zbrodni współpracownicy na widok poważnych dokumentów zawierających pozycje: - wycięcie rowka (a dużo poniżej dopisek w obwodzie koła czy coś na kształt;) - szczota ulicznica (czytaj miotła:) I to ciągłe parzenie kawy, normalnie aromat nie przestaje wisieć w powietrzu, ciągle ktoś tkwi przy czajniku i wciąga następnych w ten potajemny krąg szepczących adoratorów czarnego proszku, którego znikanie w ilościach hurtowych zagraża bankructwem firmy. To na pewno zalążek spisku, może jeszcze przyjdzie im do głowy związek zawodowy założyć i piękne czasy wyzysku się skończą. I tak biedny samotny pracodawca siedzi u siebie w gabinecie blady ze strachu, a pracownicy rumiani od słońca i uśmiechnięci krążą wokół zakręceni, potykający się o niewidzialne przedmioty, rozgadani przyprawiając go palpitacje serca swym niecodziennym zachowaniem. A najgorsze ze wszystkiego jest to, że mimo tych niepokojących objawów ich zadania do wykonania systematycznie się kurczą i jak w prawdziwym mrowisku praca zespołowa wre mimo ewidentnych trudności przestawienia się z trybu play na work. I jak tu nie osiwieć? Już nigdy więcej zbiorowych urlopów jak pracodawcy życie miłe. | ||||||||||||||||||||
11 maja 2007 Pierwszy czy drugi pocałunek? | ||||||||||||||||||||
Pocałunki są tym, co pozostało z języka raju. J. Conrad Od dłuższego czasu narasta ten rodzaj szczególnego napięcia. Powietrze pomiędzy staje się naelektryzowane. Każdy dotyk jest jak mała iskierka, a każda iskierka jest częścią płomienia, a każdy płomień częścią ognia, który płonie wewnątrz. Zdenerwowanie zbiera swoje żniwo trzęsących się dłoni, plączącego się języka i niezgrabności ruchów. W umyśle kłębią się tysiące pytań, serce się waha, ogarnia niepewność. Coraz większe pragnienie obecności staje się przyczyną coraz częstszych spotkań pod znakiem niewinnych pretekstów. Kumulacja dni, godzin, minut i sekund nieuchronnie prowadzi do konfrontacji z nieodpartym pragnieniem pocałunku. Razem przed drzwiami milimetry oddaleni od siebie, wpatrzeni w samo dno oczu, niepewni i drżący, a jednocześnie zdecydowani by być jeszcze bliżej. Nieznaczne nachylenie się ku sobie i pierwsze, niespokojne zetknięcie się ust, które z reguły nie trafiają tam gdzie powinny, delikatne i przyjemne jak muśnięcie motyla. Ulotne i krótkie. Unoszące kilka centymetrów nad ziemię. Nagromadzone emocje opadają, słowa tracą na znaczeniu, pożegnanie blaskiem oczu. Następnego dnia spotkanie zupełnie inne. Od progu z uśmiechem, spokojem płynącym ze świadomości odwzajemnionych uczuć, szczęściem bijącym z oczu. Spragnione usta się spotykają, jednak już zupełnie inaczej. Powoli, z pełnym rozmysłem czerpiąc całe morze przyjemności z pocałunku nie mogąc się od siebie oderwać. Wyrażają wszystko to, co było udziałem ostatniego czasu, otwarcie szepczą zapomnianym językiem zrozumiałe tylko dla siebie nawzajem słowa o miłości, oczekiwaniu, radości i nieogarniętym szczęściu. Składają obietnice przyszłego szczęścia bez pośpiechu pieczętując je szczególnym pomieszaniem czułości z namiętnością. Wygrywają swoiste preludium do innego życia, gdzie istnienie wyrażać będzie dwugłosowa melodia ciał i dusz. Czyste piękno. Samo szczęście. Wstęp do wspólnej drogi. Ach te pocałunki;) I te pierwsze i te drugie mają w sobie wiele magii. Jednak ja zawsze z tej dwójki wolałam drugi pocałunek, zdecydowanie mam do niego sentyment. A jak jest z Wami, wolicie pierwszy czy drugi pocałunek? Ps: Uprzedzam Wasze pytania, nie nie zakochałam się:) Post efektem majówkowych dyskusji:) | ||||||||||||||||||||
14 maja 2007 Czasami | ||||||||||||||||||||
Umysł jest swoim własnym panem i sam potrafi niebem uczynić piekło i piekłem niebo. John Milton Czasami chciałabym mniej widzieć, myśleć i wiedzieć. Wyłączyć umysł, bo bywa okrutnym kłamcą. Żyć w błogiej nieświadomości i naiwnej wierze. Patrzeć nie widząc naprawdę. Nie słyszeć tego, co wybrzmiewa między słowami. Nie czuć wszystkiego całą sobą i nie brać wszystkiego do siebie. Umieć być egoistką. Zamykać oczy na niewygodne widoki. Mieć wszystko w tyle. A potem widzę siebie taką jaką czasami chciałabym być i nie widzę w tym kimś siebie. Nie potrafię taka być. Nie umiem być nikim innym niż sobą. Nie potrafię nie dostrzegać szczegółów, dzięki którym odkrywa się prawdziwy obraz. Nie jestem zdolna do bezmyślności zupełnej. Wyciągam wnioski z tego, co było i wykorzystuję swoją wiedzę o tym, co jest. Posługuję się umysłem chociaż bywa zawodny i potrafi wyrządzić wiele złego. Żyję z pełną świadomością, a czasy naiwności zostawiłam dawno daleko za sobą. Kiedy widzę i słyszę to patrzę i słucham naprawdę. Nie potrafię inaczej czuć i przeżywać jak tylko całą sobą. Nie jestem dla siebie, jestem dla innych. Obca jest mi obojętność. I chociażby nie wiem jak bolało sobą zostanę. | ||||||||||||||||||||
17 maja 2007 Piosenka o mnie | ||||||||||||||||||||
Dido Life for rent Życie do wynajęcia I haven’t ever really found a place that I call home Nigdy tak naprawdę nie znalazłam miejsca, które mogłabym nazwać domem I never stick around quite long enough to make it Nigdy nie trzymałam się jednego miejsca wystarczająco długo by to zrobić I apologise that once again I’m not in love Przepraszam raz jeszcze za to, że nie jestem zakochana But it’s not as if I mind that your heart aint exactly breaking Ale to nie jest tak, że mam Ci za złe, że Twoje serce nie jest tak do końca złamane It’s just a thought, only a thought To tylko myśl, jedynie myśl And if my life is for rent and I don’t learn to buy I jeśli moje życie jest do wynajęcia I jeśli nie nauczę się kupować Well I deserve nothing more than I get To nie zasługuję na nic więcej niż dostaję Cos nothing I have is truly mine Bo nic, co mam nie jest tak naprawdę moje I’ve always thought that I would love to live by the sea Zawsze myślałam, że będę kochać życie nad morzem (drugie znaczenie: żyć nad morzem) To travel the world alone and live more simply Że będę podróżować sama po świecie (drugie znaczenie: że zwiedzę świat w pojedynkę) i żyć bardziej skromnie I have no idea what’s happened to that dream Nie mam pojęcia co się stało z tym marzeniem Cos there’s really nothing left here to stop me Bo nie zostało tu już naprawdę nic co mogłoby mnie powstrzymać It’s just a thought, only a thought To tylko myśl, jedynie myśl And if my life is for rent and I don’t learn to buy I jeśli moje życie jest do wynajęcia I jeśli nie nauczę się kupować Well I deserve nothing more than I get To nie zasługuję na nic więcej niż dostaję Cos nothing I have is truly mine Bo nic, co mam nie jest tak naprawdę moje While my heart is a shield and I won’t let it down Moje serce jest tarczą i nie opuszczę jej While I am so afraid to fail so I won’t even try Bo tak bardzo się boję porażki, że nawet nie spróbuję Well how can I say I’m alive Więc jak mogę powiedzieć, że żyję If my life is for rent… Jeśli moje życie jest do wynajęcia... Prawie półtora roku temu umieściłam tekst tej piosenki w ramce i zatytułowałam ją Piosenka o mnie. Zrobiłam to i o tym zapomniałam. Dopiero teraz kiedy jeden z czytelników zapytał mnie dlaczego i co oznacza treść jej słów, bo nie zna na tyle dobrze angielskiego by ją sobie samemu przełożyć na polski przypomniałam sobie o niej. Potem przetłumaczyłam jej tekst, tak jak sama go rozumiem, właśnie po to, by mógł poznać ich treść. A później wróciłam myślą do czasu kiedy ją umieściłam na blogu. Chciałabym powiedzieć, że straciła przez ten czas na aktualności, że jej słowa już nie są kawałkiem wiedzy o mnie samej takiej jaką jestem i dlatego już nie ma w mojej Przestrzeni dla nich miejsca, ale to niemożliwe. Nadal są słowami prawdy o mnie i dlatego tu są i tu zostaną. Czasem po prostu zdarza się jakiś utwór czy to wiersz, czy książka, czy piosenka, który staje się nam bliski i wyraża sobą niewielką część nas. To jest akurat piosenka o mnie. | ||||||||||||||||||||
20 maja 2007 Sobotnie zakupowe szaleństwo | ||||||||||||||||||||
Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy. Marilyn Monroe Wyszłam sobie na standardowe zakupy z cyklu coś-na-obiad i coś-do-chleba. Najpierw jednak musiałam zajrzeć do banku no i zamiast do spożywczaka/mięsnego tudzież innego warzywniaka trafiłam najpierw do OŚMIU sklepów odzieżowych w poszukiwaniu spodni, bo mi się przypomniało po drodze jak przechodziłam obok jednego, że wypadałoby się już zaopatrzyć w lżejsze niż jeansowe, bo ciepło się robi ogromnie. Przy czym przez myśl mi nie przeszło, że mogę owe spodnie dostać, bo przy moim wzroście (zawdzięczanym tacie) i szerokości bioder równej obwodowi równika (dzięki maminym genom) szybkie ich znalezienie graniczy z cudem. Zazwyczaj szukam takowych przez czas od miesiąca do trzech i czasem znajduję dopiero w sąsiednim mieście. I tak jak NIGDY nie kupiłam spodni od ręki tego samego dnia kiedy udałam się na zakupy tak dziś kupiłam DWIE PARY IDEALNYCH, normalnie zachwyt w oczach. Świetnie skrojone, z bardzo dobrego gatunkowo materiału, w moich kolorach, perfekcyjnie dopasowane jak na mnie szyte i jeszcze, co najważniejsze o odpowiedniej długości. Nie muszę mówić jak mi się zaraz humor poprawił i jak prawie w podskokach szłam dalej :DDD Ale to nie koniec kochani potem weszłam o zgrozo do sklepu z torebkami. Zazwyczaj jak ognia unikam tego przybytku, bo znam siebie na tyle, że wiem, że nie ma takiej opcji bym z niego wyszła bez torebki i to daj Boże, żeby jednej, bo mam do nich OGROMNĄ słabość i nie powiem Wam ile ich w domu mam choćbyście mnie torturowali ;D I tak w przypływie dobrego humoru weszłam do sklepu i pochłonęła mnie Polluśkowa czarna dziura, spędziłam tam mnóstwo czasu i zakochałam się w przynajmniej kilkunastu modelach. A wyszłam z trzema plus mały plecak. Tak wiem, pojechałam po bandzie, przegięłam, straciłam rozum, ogłupiałam i w ogóle to kompletnie mi odbiło. Na swoją obronę mam tylko to, że faktycznie zniszczył mi się dokumentnie mój plecaczek i w ulubionej codziennej torebce zerwał tak pasek i tak się zużyła, że nie nadaje się już do niczego (i naprawdę NIE WAŻNE ile jeszcze mam innych torebek w szafie;) Kiedy wreszcie wydostałam się z tej czasoprzestrzennej otchłani z uśmiechem naokoło głowy okazało się, że jak się nie pospieszę to w domu NIC nie będzie do jedzenia na weekend, bo mi wszystkie sklepy zamkną. Tak więc gnana wizją śmierci głodowej własnej i współmieszkańców nabrałam tempa Korzeniowskiego i dotarłam wreszcie w odpowiedni rejon miasta. Dosłownie ostatniej chwili udało mi się upolować ostatnią ocalałą przed zakupem sztukę mięsa, wpaść po warzywa i owoce, kupić nabiał, bo wszędzie już za mną zamykano drzwi:) Całe szczęście, że mieszkam w Centrum i wszędzie mam blisko, bo obładowana byłam tymi zakupami jak rasowy wielbłąd i nie wiem czy gdybym miała gdzieś dalej to bym doszła do domu z osobną siatką ze spożywczaka, mięsnego, nabiałowego, warzywnego (trzeba tu nadmienić, że kupowałam w nim min. główkę świeżej kapusty plus ziemniaki plus jabłka, co w sumie waży niemało:) dwoma siatkami ze spodniami i trzema ze sklepu torebkowego a jak wiadomo mam tylko dwie ręce:) Prawdziwe zakupowe szaleństwo :D Ale wiecie co NIE ŻAŁUJĘ, bo od kiedy powiesiłam w szafie moje torebusie i rodzynka plecaczka i schowałam do szafki spodnie NIE PRZESTAJĘ się uśmiechać :DDD I jak tu się nie zgodzić z Marilyn? ;D | ||||||||||||||||||||
23 maja 2007 W niewoli umysłu na własne życzenie | ||||||||||||||||||||
Przyczyną połowy naszych błędów życiowych jest to, że odczuwamy tam, gdzie powinniśmy myśleć, a myślimy tam, gdzie powinniśmy odczuwać. John Churton Collins Znowu się napatrzyłam na zupełnie niepotrzebne cierpienie. Takie, którego śmiało by można było uniknąć. Takie, które zawdzięcza się tylko samemu sobie. Takie, które powoduje zamiana ról myślenia i odczuwania. Zobaczyłam, co się dzieje naprawdę i przypomniały mi się wykłady z psychologii. Dlaczego? Bo patrzyłam na podręcznikowy wręcz przykład działania mechanizmów obronnych psychiki człowieka. Zastanawiacie się pewnie teraz o co mam na myśli używając tego terminu. Już wyjaśniam. Mechanizm obronny to najprościej nieświadome szukanie sposobów na to by móc spojrzeć sobie w twarz i by zachować korzystny u innych obraz nas samych, po to żeby nie dotarło do nas z całą jasnością, co tak naprawdę się dzieje, co robimy ze swoim życiem i kim się staliśmy. Taka ucieczka przed sytuacją napięcia i lęku, przed stanięciem w prawdzie, bo to bardzo boli, a my nigdy nie chcemy cierpieć. Najczęściej obserwujemy kilka rodzajów takiej obrony przed cierpieniem. Pierwszym z nich jest wyparcie czyli usunięcie ze świadomości niepotrzebnych myśli i pragnień, utrzymywanie ich poza świadomością (np. zapominanie o wizycie u lekarza z lęku przed potwierdzeniem własnych obaw). Zapominamy o tym, co dla nas niewygodne, o tym, czego nie chcemy pamiętać. Drugim jest projekcja czyli przenoszenie własnych nieakceptowanych u siebie zachowań na innych, przypisywanie ich im (np. ktoś jest agresywny, ale to innych posądza o agresję). Kolejnym przemieszczenie czyli wyładowywanie złych emocji na kimś kto ich nie wywołał (np. szef wyprowadził kogoś z równowagi a ten odreagował na koledze z pracy). Następnym zaprzeczenie czyli niedostrzeganie złych zachowań, faktów, udawanie, że nie istnieje zagrożenie (np. nic się nie stało, on przecież nie chciał mnie uderzyć, to był wypadek). I na koniec racjonalizacja czyli używanie oszukujących siebie samego usprawiedliwień niepowodzeń lub złego zachowania (np. nie zdałem egzaminu, bo X nie dał mi ściągnąć od siebie, a nie dlatego, że się nie uczyłem, pobiłem go do nieprzytomności, bo na to zasłużył potrącając mnie gdy przechodził obok zamiast szukałem ujścia dla własnej agresji, on nie jest alkoholikiem tylko lubi sobie wypić). Straszne obserwować umysłowe strategie radzenia sobie z rzeczywistością, która jest nie do zaakceptowania, jak ktoś pozwala umysłowi przejąć kontrolę nad swoim życiem. Straszne, że człowiek tkwi w świecie stworzonym za pomocą krzywego zwierciadła umysłu. Straszne, że nic nie można zrobić by go z niego wydobyć, bo to zagraża jego integralności. Tylko on sam może sobie pomóc. Nie chciałabym być w jego skórze gdy nie starczy już mu sił by siebie samego oszukiwać. | ||||||||||||||||||||
25 maja 2007 Mamom | ||||||||||||||||||||
Jak narodziły się mamy Podobno w jednym z zakątków raju od rana do wieczora bawiły się zawsze dzieci. Kiedy Pan Bóg w swej dobroci postanowił stworzyć świat, wezwał je wszystkie do siebie i powiedział: Trzeba, abyście poszły i zaludniły całą ziemię. Co chciałybyście zabrać ze sobą, by wam przypominało niebo? Pierwsza grupa dzieci, ta najodważniejsza, odpowiedziała natychmiast: Chciałybyśmy z raju coś, co przypominałoby nam anielskie śpiewy! I Pan Bóg stworzył ptaki. Inne dzieci, po chwili zastanowienia, odpowiedziały: Chciałybyśmy na pamiątkę coś, co przypominałoby nam rajskie kolory! I Pan Bóg stworzył kwiaty. Jeszcze inne poprosiły: Gdy już będziemy na ziemi, chciałybyśmy coś, co przypominałoby nieskończoną wielkość nieba! I Pan Bóg stworzył morze. Pozostała jeszcze jedna grupa dzieci, tych najbardziej nieśmiałych. Opuściły one głowy, zarumieniły się. My... my prosiłybyśmy o kogoś, kto pomógłby nam żyć, kto nauczyłby nas kochać; kogoś, kto potrafiłby nas zrozumieć i umiał nam zawsze wybaczać... Pan Bóg uśmiechnął się i stworzył mamy... (Autor nieznany) Macierzyństwo zawsze było dla mnie sacrum. To czym jest nie da się ubrać w słowa, jak wszystko, co w życiu najważniejsze, wymyka się im. Od samego początku pojawienia się maleństwa w matczynym brzuchu do opuszczenia przez dziecko domu i pomoc w dorosłym życiu uczestniczymy w czymś wielkim. Całe życie się zmienia, my się zmieniamy, zyskujemy z dniem narodzin nowe imię stajemy się nowym człowiekiem. Od tego dnia imię mama stoi przed naszym imieniem. Macierzyństwo nie da się z niczym innym porównać, nie da się do końca pojąć, jest nam dane, jest czymś głęboko w nas zapisanym. Wszystkim mamom z moją własną na czele dziękuję dziś po prostu za to, że są, za tą odwagę, za tą wiarę i nadzieję pokładaną w nas, za to codzienne wsparcie, za bezwarunkową akceptację i miłość, za wyrozumiałość i przebaczenie win i za cały trud włożony w to by maleńki człowiek wyrósł na dojrzałą/go kobietę/mężczyznę. Nie byłoby nas gdyby nie Wy. | ||||||||||||||||||||
28 maja 2007 Z cyklu czego to człowiek nie wymyśli, żeby umilić sobie życie – pin, login i hasło | ||||||||||||||||||||
Nie wiem czy zauważyliście, że ilość pinów, loginów i haseł dostępowych rośnie w zastraszającym tempie. We wszystkie dziedziny życie wkracza ten właśnie rodzaj zabezpieczeń. Nie było by w tym nic kłopotliwego gdyby nie wadliwość ludzkiej pamięci, istnienie czegoś takiego jak zmęczenie materiału i zmienna przytomność umysłu człowieka. Właśnie od nich zaczynają się tzw. Schody. Bo jeśli człowiek MUSI pamiętać (bo wiadomo, że na kartce z oczywistych względów nie zapisze): swoje piny, loginy i hasła osobiste do: - komputera 1h - dwóch skrzynek e-mail własnych 2 log. 2 h - jednej skrzynki e-mail firmowej mu przypisanej 1 log. 1h - bloga 1 log. 1h - trzech internetowych stron tematycznych 3 log. 3h - EBOKA telefonii komórkowej 1 log. 1h - programu partnerskiego 1 log. 1h - telefonu 1 pin - karty płatniczej własnej i mamy 2 piny - GG 1h firmowe loginy, hasła, kody, certyfikaty do: - trzech programów ( w tym jednego, który wymaga aktualizacji co 30 dni czyt. zmiany tzn., że muszę stale wymyślać nowe nim zdążę się przyzwyczaić do starego i jeszcze hasło musi zawierać duże i małe litery oraz cyfry jakby tego było mało) 3 log. 3h - firmowych e-maili współpracowników ( tak to ja sprawdzam i segreguję pocztę czyt. wyrzucam ten Viagrowo-aptekowo-promocyjno-okazyjny spam w ilościach hurtowych) 3 log. 3h - dwóch internetowych kont bankowych 3 log. 4h 1 certyfikat - trzech tematycznych branżowych stron internetowych 3 log. 3h - kod alarmu antywłamaniowego 1 h - kody wejściowe do serwera 1 log. 1h co daje łącznie sumę 53 jednostek tego typu plus certyfikat to po prostu NIEMOŻLIWOŚCIĄ jest uniknięcie pomyłki. A pomyłki są niestety brzemienne w skutkach, bo powodują krótsze lub dłuższe blokady dostępu czy wycie alarmu na pół miasta skoro świt. Do czego zmierzam? A do tego, że dziś rozpoczęłam dzień wpisując w kod z alarmu pin z bankomatu i w związku z tym ucięłam sobie przymusową pogawędkę z ochroną, którą bardzo zainteresował fakt mojej obecności w firmie o tak wczesnej porze. Całe szczęście, że chłopaki mnie znają, a moje roztrzepanie i obowiązkowość są sławne (mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie planuje się wymiany personelu o zgrozo) i wszystko dobrze się skończyło. Potem wpisałam kod alarmu do serwera blokując go na pół godziny, które chciałam wykorzystać na odrobienie zaległości nim wszyscy się zlecą i każdy czegoś ode mnie będzie chciał. Dalej wymieszałam na wszelkie możliwe sposoby loginy i hasła e-mailowe i na koniec zablokowałam konto bankowe wpisując hasło jednego banku w drugim banku. Mój stan fizyczny i umysłowy w te upały pozostawiam bez komentarza. Jednocześnie ogłaszam, że chętnie wymienię stary, używany i przeciążony niemożliwie umysł na nowy z nieograniczoną ilością kości pamięci. Zna ktoś może odpowiednie kontakty? | ||||||||||||||||||||
31 maja 2007 Co mi w duszy gra | ||||||||||||||||||||
Amanda Marshall LET IT RAIN Niech to spłynie na mnie I have given, I have given and got none Dawałam, dawałam I nie mam nic Still I'm driven by something I can't explain Nadal prowadzi mnie coś, czego nie mogę wytłumaczyć It's not a cross, it is a choice To nie jest krzyż, to jest wybór I cannot help but hear his voice Nic na to nie poradzę, że słyszę jego głos I only wish that I could listen without shame Chciałabym tylko, żebym mogła słuchać bez wstydu Let it rain, let it rain on me Pozwól temu spaść (spłynąć), pozwól temu spaść (spłynąć) na mnie Let it rain, oh let it rain Pozwól temu spaść (spłynąć), oh pozwól temu spaść (spłynąć) Let it rain on me Niech to spadnie na mnie I have been a witness to the perfect crime Byłam świadkiem zbrodni doskonałej I Wipe the grin off of my face to hide the blame Starłam uśmiech z mojej twarzy by ukryć winę It isn't worth the tears you cry To nie jest warte tych łez, które wypłakujesz To have a perfect alibi By mieć idealne alibi Now I'm beaten at the hands of my own game Teraz jestem pokonana rękoma mojej własnej gry Let it rain, let it rain on me Pozwól temu spaść, niech to spadnie na mnie Let it rain, oh let it rain Pozwól temu spaść, oh pozwól temu spaść Let it rain on me Niech to spadnie na mnie It isn't easy to be kind Nie jest łatwo być dobrym With all these demons in my mind Z tymi wszystkimi demonami w moim umyśle I only hope one day I'll be free Mam tylko nadzieję, że jednego dnia będę wolna I do my best not to complain Staram się jak mogę by nie narzekać My face is dirty from the strain Moja twarz jest czarna od napięcia I only hope one day I'll come clean Mam tylko nadzieję, że jednego dnia stanę się czysta Rain, let it rain on me Niech spadnie, pozwól temu spaść na mnie Let it rain, oh let it rain Pozwól temu spaść, oh pozwól temu spaść Let it rain on me Niech to spadnie na mnie Come take my hand Chodź weź moją rękę We can walk to the light Możemy pójść w stronę światła And without fear I bez strachu We can see through the darkest night Możemy widzieć poprzez najczarniejszą noc Rain, rain on me Niech spadnie, Niech spada na mnie Let it rain, oh let it rain Pozwól temu spaść, oh pozwól temu spaść Let it rain on me Niech to spadnie na mnie
|