19 czerwca 2010

2009 kwiecień, maj, czerwiec

 1 kwietnia 2009
Trudne pożegnanie

Są w życiu różne pożegnania takie, które przynoszą ulgę, takie, które wnoszą tęsknotę i takie, które pozostawiają jedyny w swoim rodzaju ciężar na sercu. Wczoraj doświadczyłam tego ostatniego będąc ostatni dzień w pracy. Byliśmy tam wszyscy jak jedna duża szczęśliwa rodzina. Wszyscy się wzajemnie szanowaliśmy i lubiliśmy bardzo. Nie przypominam sobie by kiedyś panowała jakaś niemiła atmosfera przeciwnie zawsze pozytywne fluidy krążyły między nami. Często żartowaliśmy, pomagaliśmy sobie nawzajem i czuliśmy się naprawdę dobrze razem. Wiele różnych rzeczy robiłam w wielu różnych miejscach od oklejania etykietytkami puszek z dżemami przez opiekę nad dziećmi po korepetycje zanim zaczęłam pracować w zgodzie z wykształceniem jednym i drugim a NIGDZIE w tych miejscach nie czułam się jak u siebie. Nie uśmiechałam się z myślą o pracy i współpracownikach. Ta praca była pierwszym miejscem gdzie czułam się naprawdę dobrze i na właściwym miejscu, gdzie zagrzałam miejsce najdłużej bo niemal trzy lata. Potrafię bez problemu sobie wyobrazić siebie pracującą tam jeszcze kolejne dziesięć lat, zostanie tam na taki czas wcale by mnie nie przerażało w przeciwieństwie do innych miejsc pracy. To był mój drugi dom i druga rodzina. Świadomość tego jak bardzo wyjątkowa jest taka sytuacja w pracy sprawiła, że było mi bardzo ciężko odchodzić. Pożegnanie było bardzo trudne. Prawie się rozryczałam jak dziecko zwłaszcza na koniec niemal przy wyjściu kiedy żegnałam się z ojcem szefa, bo był dla mnie jak prawdziwy drugi tata a jak wiecie swojego już nie mam. Sam szef również na koniec mnie wyściskał i wycałował, co mnie zaskoczyło bardzo, bo raczej nie okazuje swoich emocji. W ogóle cały dzień wszyscy się ze mną żegnali i każdy mówił przy tym tak ciepłe i miłe rzeczy, że chyba tylko cudem udało mi się przy nich nie rozkleić. Odchodząc patrzyłam na zostawione na biurku szefa komplety kluczy, które mu po kolei oddawaliśmy, mój miał ich najwięcej. Pomyślałam, że to taki symboliczny wyraz głębi zaufania do człowieka. Zwykłe kawałki metali na kółkach a obrazowały doskonale, że było między nami wszystkimi duże zaufanie i wiara w człowieka. Chciałabym wierzyć, że jest jeszcze gdzieś miejsce gdzie taka współpraca i taka atmosfera w pracy jest możliwa, ale doświadczenie życiowe mi na to nie pozwala. Odchodząc czułam się jak ktoś kto stracił wielki skarb, którego już nigdy nie odzyska. Nie nie miałam tu na myśli samej pracy, którą oczywiście bardzo lubiłam, ale ludzi i tą niezwykłą atmosferę między nami. Z bardzo ciężkim sercem zostawiłam to miejsce i przez całą drogę powrotną do domu połykałam łzy. Strasznie będzie mi brakowało tego, co razem stworzyliśmy i na pewno do końca życia będę pamiętać to miejsce i tych ludzi zachowując ich w sercu.



6 kwietnia 2009
28

Znaczenie życia mierzy się nie czasem, lecz głębią.
Lew Tołstoj
Dziś kończę 28 lat. Z uwagi na to, że myślenie mi ostatnimi czasy szkodzi zamiast przynosić pożytek nie będzie dziś standardowej urodzinowej refleksji. Zostawiam  w jej miejsce dla Was kochani jako mojej drugiej rodziny torcik własnoręcznie przeze mnie wykonany byście i Wy mogli go spróbować. Oczywiście jest magiczny i dla każdego wystarczy także częstujcie się bez oporów:)
  
    ~~~~~~~~~~
Suplement pourodzinowy 07.04.2009
Zawsze w okolicy urodzin robię sobie  życiowy bilans zysków i strat minionego roku. To jedyny taki czas kiedy myślę o czymś bardziej odległym niż kolejne dwa miesiące. Przywykłam dawno temu żyć z myślą tylko o takim wyprzedzeniu nie poświęcając zbyt wiele uwagi przyszłości. Wierzę, że jedyne co tak naprawdę mamy to teraźniejszość i ona jest dla mnie najważniejsza. Jednak nie można żyć zupełnie bezrefleksyjnie nie poświęcając ani chwili na to by przystanąć i pomyśleć co dalej. Jakiś zarys celu czy miejsca do którego się zdąża powinien być obecny w naszym życiu, bo człowiek potrzebuje uzasadnienia swojego wysiłku i własnej drogi.  No właśnie to byłaby pozycja numer jeden w moim bilansie -  strata wyznaczonej drogi. Oczywiście tych pozycji jest o wiele więcej po obu sobie właściwych stronach jednak ta jedna rzutuje bardzo na to jak będzie toczyć się moje życie dlatego zajmuje tak wysoką pozycję. Ogółem kochani nie mogę powiedzieć by był to zły rok, ale na pewno był bardzo trudny dla mnie. Zyski i straty się wyrównały - wyszłam na zero. Zawsze to lepiej niż być na minusie prawda? :) Cała ta moja sytuacja ma jednak jeden ogromny plus – przekonałam się jak wielu prawdziwych przyjaciół mam wokół siebie. Moje urodziny poza mało optymistycznym bilansem przyniosły mi ich wsparcie, siłę, ciepło i mnóstwo pozytywnej energii. Każdy z nich chwycił mnie za serce pamięcią, niesamowitymi życzeniami, wzruszył upominkami i przyniósł mnóstwo radości. Jestem ogromną szczęściarą, że ich mam. Świadomość tego, że jestem kimś tak ważnym dla nich bardzo mnie podbudowuje, bo czuję się potrzebna i kochana mimo, że nie jestem zakochana. To były wyjątkowe urodziny. Dostałam mnóstwo prezentów i tych materialnych i tych niematerialnych, a wszystkie są dla mnie bezcenne. Mój parapet jest zastawiony kwiatami a moje serce lżejsze dzięki cudownym ludziom, których miałam szczęście spotkać na swojej drodze. Część z nich bardzo dobrze znacie. Mam tu na myśli oczywiście niezastąpioną Polly, która sprawiła mi cudny prezent jako pierwsza, Mleczków, którzy jako drudzy przysłali mi miedzy innymi to arcydzieło cud chłopaka (Picasso się nie umywa)  specjalnie dla mnie wykonane

   
  Na jego widok oczywiście odebrało mi mowę i zwilgotniały mi oczy, Ikę siostrzyczkę magiczną która przesłała mi jako trzecia prawdziwie czarującą paczkę z niezawodnym wywoływaczem uśmiechu w kształcie banana i innymi elementami o których mocy nie wspomnę, bo są ściśle tajne, rozumiecie kochani magiczny protokół zobowiązuje;), Amerykanistkę, która jako czwarta zrobiła mi cudną niespodziankę, nie wiem czy wiecie ale ma w swoich zręcznych palcach prawdziwy talent i niezawodny gust trafiający w mój w dziesiątkę. Poza nimi pamiętało o mnie mnóstwo ludzi spoza blogowego świata a wszyscy razem udowodnili, że bardzo dobrze mnie znają, słuchają, wiedzą, co mi się podoba i czego potrzebuję. Dostałam od nich te skarby
  
 I powiem Wam, że ich ilość jak je wszystkie razem złożyłam mnie z lekka poraziła, naprawdę się nie spodziewałam aż tylu. To samo dotyczy tych pięknych kwiatów.




     Nie sądziłam, że ich tyle dostanę i że moi kochani będą pamiętać, że uwielbiam goździki. To wszystko razem jest dla mnie ogromnie wzruszające. Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo się cieszę, że mam przy sobie tak wyjątkowych ludzi, który potrafią uczynić z dnia urodzin zwykłego szarego człowieka prawdziwe święto szczęścia i radości nawet w tak niewesołych okolicznościach w jakich się znalazłam ofiarowując z siebie mnóstwo siły i ciepła tak, że baterie mam teraz tak naładowane jak króliczek duracella. Kochani jeszcze raz z serca Wam za wszystko dziękuję jesteście wielcy i naprawdę niesamowici, nie pozwólcie nigdy nikomu sobie wmówić, że jest inaczej. Ściskam Was wszystkich bardzo mocno i zostawiam całusa dla każdego
Wasza Eris

 11 kwietnia 2009
Wielkanocnie

  Made by Kasia Amerykanistka by hand all rights reserved


Dzieląc się z Wami jajkiem w te piękne Święta
Życzę Wam w sercu samych radości
Niech o tych dużych dzieciach zajączek też pamięta
Wnosząc w koszyku zamiast słodkości
W Wasze życie kres samotności
Wypełniając  Wasze istnienie
Snu o wielkiej miłości spełnieniem.

Erizabesu

19 kwietnia 2009
O ukrytym sensie

Kiedy Bóg chce Ci zrobić podarunek, zwykle opakowuje go w kłopot. Im większy podarunek otrzymujesz, tym większym kłopotem Bóg go maskuje.
Norman Vincent Peale

 Często wracają echem do mnie te słowa. Wszystkie trudne sytuacje z mojego życia i życia osób mi bliskich niezmiennie przywołują tą myśl. Dlaczego właśnie tą z tysięcy, które znam? Pewnie dlatego, że każe mieć nadzieję, że jest jakiś cel we wszystkim, co nas spotyka, dobry cel i wierzyć, że to, co złe mija by zrobić miejsce lepszemu. Tak wiem, że czasem nadzieja nie służy i ostatnie czego nam trzeba to wiara w możliwość rozwiązania przypadków nierozwiązywalnych. To jednak nie zmienia faktu, że wierzę w prawdziwość powyższych słów, bo niejednokrotnie dostałam taki obudowany cierpieniem podarunek Boży. Kochani jest wiele rodzajów nadziei i wiary. Wystarczy tylko się im dobrze przyjrzeć by je rozpoznać a wtedy nie każda nadzieja okaże się złudną a każda wiara zgubna. Generalizacja w moim mniemaniu niczemu dobremu nie służy. Nic nie jest takie samo nawet jeśli określa się to tą samą nazwą. Wszyscy jesteśmy ludźmi ale każdy z nas jest innym człowiekiem. Dlatego wierzę, że te wszystkie tak ciężkie do zniesienia dla nas chwile mogą z czasem przynieść nam coś dobrego. Niekoniecznie mam tu na myśli jakiś przedmiot materialny, ale chociażby sam fakt, że konkretne wydarzenia oddziałują na nas i sprawiają, że stajemy się coraz bardziej dojrzałymi ludźmi. Czasem po prostu wystarczy uwierzyć, że coś ma sens nawet jeśli my go nie dostrzegamy by iść przez życie pod ramię z nadzieją na lepsze jutro. Raz będzie to trudniejsze raz łatwiejsze ale bez nich ta droga była by po prostu nie do przebycia. Nie musimy wiedzieć wszystkiego by żyć dobrze. Wystarczy, że będziemy żyć tak jak umiemy najlepiej. Niektóre chwile w życiu i jego złożoność na zawsze pozostaną dla nas tajemnicą ale to nie uczyni go ani odrobinę mniej wartościowym.
Jesteśmy w sytuacji małego dziecka wchodzącego do olbrzymiej biblioteki wypełnionej książkami w wielu językach. Dziecko wie, że ktoś musiał napisać te książki. Ale nie wie jak. Nie rozumie ono języków, w których książki te zostały napisane. Dziecko niewyraźnie dostrzega tajemniczy porządek w układzie ksiąg, ale nie wie co to jest. Taki, wydaje mi się, jest stosunek nawet najbardziej inteligentnej istoty ludzkiej do Boga.
Albert Einstein 

26 kwietnia 2009
Na rozdrożu

...życie tylko wtedy ma sens, kiedy się je przemienia po trochu w coś, co jest poza nami. Śmierć ogrodnika w niczym nie zagraża drzewu.
Antoine de Saint-Exupéry, Twierdza
Staram się zbudować na nowo swoje życie. Próbuję je ukształtować i nadać mu nowy sens szukając drogi którą mogłabym pójść. Nie udaje się, bo nie mogę się skoncentrować na sobie. Od połowy marca dzieje się wokół mnie tyle, że paradoksalnie nie mam czasu dla siebie. Zajmuje mnie rodzina i jej problemy, nowe tymczasowe zajęcie, sprawy urzędowe i cała masa innych spraw, które nagle stały się pilne. Zupełnie jakbym trafiła na kolejkę górską z której nie mogę z niewiadomych przyczyn wysiąść. Kumulacja spraw goni następną kumulację i tak w kółko. A ja snuję się gdzieś na skraju wyczerpania i mam myśli monumentalnego charakteru takie jak – jaki sens ma moje życie? Zawsze byłam zdania i jestem do tej pory, że w życiu najważniejsza jest rodzina ta zakładana przez samego siebie przed tą w której się rodzimy. Wydawało mi się oczywiste i zupełnie naturalne, że ją stworzę, że nasze wspólne dzieci będą takim pozostawionym po nas drzewem ogrodnika. A tymczasem patrząc na moje życie i jego tryb nie widzę szans na to by zrealizować ten upragniony scenariusz. Za wiele musiałabym Wam o sobie powiedzieć by wyjaśnić dlaczego tak jest więc po prostu musicie mi uwierzyć na słowo, że taka jest prawda. Pewnie dlatego jest mi tak trudno się odnaleźć między tym czego chcę a co jest koniecznością przetrwania i podjąć jakieś wiążące na przyszłość decyzje. Doskonale zdaje sobie sprawę, że czas nie będzie na mnie czekał aż poukładam sobie życie tak by było w nim miejsce na wszystko, co najważniejsze. Jednak pewnych rzeczy po prostu nie przeskoczę. Ta niewesoła świadomość ostatnio często mi towarzyszy nie napawając optymizmem. Im bardziej usiłuję się przeciwstawić takiej kolei rzeczy tym bardziej okazuje się nieunikniona. Wygląda na to, że na swój happy end będę musiała jeszcze długo poczekać, bo inny scenariusz mnie nie interesuje.

2 maja 2009
Czasami

Czasami

Czasami chcę tylko żebyś był
Tak wiem to mało
A jednak niekiedy
Nic więcej nie trzeba
Jak usłyszeć Twój miarowy oddech
W środku nocy tuż obok
Jak zamknąć niespokojne ciało
W obręczy Twoich ramion
Bez zbędnych słów
Jak poczuć ciepło
Twojej dłoni splecionej
Z moją tak dokładnie
Jak zobaczyć Twój uśmiech
Który zaczyna się w oczach
Zanim wypłynie na twarz radością
Jak usłyszeć Twój głęboki głos
Opowiadający o czymś zupełnie nieważnym
Jak patrzeć na Twój spokojny sen
U progu nowego dnia
Jak widzieć w każdym geście
Najdrobniejszym nawet
Ile dla Ciebie znaczę
Bo nawet to minimum
Twojej obecności
Daje mi tyle
Ile żadne słowa nie wypowiedzą

Erizabesu

8 maja 2009
O potrzebach elementarnych

Niektórzy ludzie nie wiedzą, jak ważne jest to, że istnieją.
Niektórzy ludzie nie wiedzą, jak wiele znaczy sam ich widok.
Niektórzy ludzie nie wiedzą, ile radości sprawia ich przyjazny uśmiech.
Niektórzy ludzie nie wiedzą, jakim dobrem jest ich bliskość.
Niektórzy ludzie nie wiedzą, o ile bylibyśmy biedniejsi bez nich.
Niektórzy ludzie nie wiedzą, że są darem niebios.
Mogliby wiedzieć, gdybyśmy im to powiedzieli.

Bruno Ferrero

Lubię kiedy słowa naprawdę ważne są wypowiadane z należnym im szacunkiem tak by ich wartość pozostawała niezmienna. Wolę czuć, że jestem kochana niż tylko słyszeć te słowa. Jednak jak to w życiu bywa i tu jest potrzebny złoty środek. Zupełnie bez tych najważniejszych dla nas słów nie jesteśmy się w stanie obejść. Czasami są bardzo potrzebne właśnie po to by utwierdzić w nas tym, co widzimy i czujemy. Potrzeba nam jeszcze trzecim zmysłem odebrać prawdę o tym ile znaczymy dla drugiego człowieka. Na co dzień często o tym zapominamy brnąc albo w skrajnie częste mówienie o emocjach tak, że słowa je oznaczające zupełnie tracą na znaczeniu i stają się jakby wybrakowane albo zupełnie o nich nie mówimy biorąc ich istnienie za coś oczywistego, pewnik nie wymagający potwierdzenia. Ani pierwsze ani drugie podejście do sprawy nie jest dobre. Zarówno przesada wyrazu jak i jego zupełny brak ranią tak samo, bo wnoszą poczucie pustki między ludzi generując tęsknotę za czymś zupełnie elementarnym. Kochamy ludzi na tyle sposobów tyloma różnymi rodzajami miłości o całej gamie barw a nadal nie możemy się pozbyć poczucia pustki. Dlaczego? Bo niewielu z nas nauczono jak wyrażać swoje uczucia właściwie, jak o nich mówić nimi nie epatując i jak je okazywać tak by druga osoba nie czuła się ani przytłoczona ani osamotniona mimo, że sama nie jest. Jednak to nie jest powód by samemu nie dojść poprzez własne doświadczenie do osiągnięcia właściwej postawy wobec drugiego człowieka. Potrzeba naprawdę bardzo niewiele by ktoś nam  bliski zrozumiał jak jest ważny. Wystarczy tylko się otworzyć i podzielić poprzez gesty, czyny i słowa tym co się czuje. Tylko tyle. Nic więcej. Nic nikomu nie przyjdzie ze skarbu głęboko ukrytego pod ziemią, ale jeśli się go nie zakopie a nim podzieli z innymi dobro rozniesie się mnożąc się na cztery strony świata wypełniając wszystkie puste miejsca naszych dusz po same szczeliny.

15 maja 2009
13 perełek

GABRIEL GARCÍA MÁRQUEZ

13 rad jak żyć


1. Nie kocham cię za to kim jesteś, ale za to jaki jesteś kiedy przebywam z tobą.

2. Nikt nie zasługuje na twoje łzy, a ten kto na nie zasługuje na pewno nie doprowadzi cię do płaczu.

3. Jeżeli ktoś nie kocha cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha cię on z całego serca i ponad życie.

4. Prawdziwy przyjaciel jest z tobą na dobre i na złe.

5. Najbardziej odczujesz brak jakieś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja.

6. Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może się zakochać w twoim uśmiechu.

7. Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem.

8. Nie trać czasu z kimś, kto nie ma go, aby go spędzać z tobą.

9. Być może Bóg chciał, abyś poznał wielu złych ludzi zanim poznasz tę dobrą, abyś mógł ją rozpoznać kiedy ona się w końcu pojawi.

10. Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło.

11. Zawsze znajdzie się ktoś, kto cię skrytykuje. Zdobywaj zaufanie ludzi i uważaj na tych, których zaufanie już raz straciłeś.

12. Stań się lepszym człowiekiem. I zanim poznasz kogoś, upewnij się, że znasz siebie i że nie będziesz chciał być taki jak on chce, ale będziesz sobą.

13. Nie biegnij za szybko przez życie, bo najlepsze rzeczy zdarzają się nam wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy.

~~~~~~~
Zostawiam Was z tymi trzynastoma perełkami myśli wyjątkowego pisarza. Na moje myśli jeszcze nie pora ale uważam, że znalazłam im bardziej niż godne zastępstwo:)
26 maja 2009
Pustka

Żeglarzowi, który nie wie dokąd płynie, nigdy nie sprzyjają wiatry.

Seneka

Język polski jest bogaty. Tak bogaty, że wyrażanie słowem wszystkiego, czego tylko zapragniemy nie przynosi większych trudności. Mogłabym opisać na milion sposobów swoją pustkę. Zrobić z niej tragedię, stworzyć dramat, ubrać ją w komedię czy przerysować w farsę bez najmniejszego problemu. Jednak to niczego nie zmieni i nikomu nie pomoże. Pustka zawsze będzie tylko pustką i nie odejdzie gdy się ją nazwie po imieniu używając nadmiaru słów. Jedno w zupełności wystarczy. Rozpisywanie się o niej jest bezcelowe. Dlatego nie piszę. Nie będę budować dla pustki parawanu ze słów. Słowa są po to by niosły znaczenie, a znaczenie po to by wzbogacać człowieka. Nie ma sensu pisać o niczym a żeby pisać o czymś trzeba coś w sobie nosić poza pustką. Nic mi nie jest. Wstaję każdego dnia z mniejszym lub większym wysiłkiem, pracuję, spotykam się z ludźmi, pomagam im i uśmiecham się do nich i do słońca. Czasu mam tyle co kot napłakał zajęć tyle, że nie wiem w co najpierw ręce włożyć. Tak jest ze mną wszędzie pustka, ale nie przeszkadza mi w tym by żyć. Może zniknie szybko, może zabawi dłużej – nie wiem. Znam ją od podszewki i jej obecność mnie nie dziwi. Pojawiła się trudno trzeba to zaakceptować. Zniknie super. Są o wiele gorsze nieszczęścia.

4 czerwca 2009
Z opowiadania przyjaciela

Zatrzymał się przy niej. Zainteresowała go czymś co powiedziała.  Myślała nieszablonowo. Zaczęli rozmawiać. Zupełnie zaskoczyło go to, że nie jest mu łatwo dotrzymać jej kroku w rozmowie. Długo po tym spotkaniu myślał o niej. Jeszcze niedawno był przekonany, że już nie ma takich kobiet. Każdego by przekonał o zaniku kobiecości we współczesnych kobietach. Wydawało mu się, że wie na pewno, że ta mądrość, inteligencja, nieuchwytny urok i ciepło połączone w jedno wyginęły razem z dinozaurami. A jednak stale miał ją przed oczami w jej osobie przeczącą swoim istnieniem o sile uderzenia niszczącego wszystko meteorytu naszych czasów. Zawsze pragnął spotkać taką kobietę, ale lata temu przestał wierzyć, że to możliwe. A teraz kiedy jego niemożliwe stało się możliwe nie miał pojęcia co dalej. Zupełnie go wytrąciła z równowagi.  Nie bez powodu mówią uważaj na to, czego pragniesz, bo może się spełnić – myślał. Oto jest. Miał szansę ją poznać. Wie kim jest, jak się nazywa, co robi, gdzie mieszka i zna jej służbowy numer telefonu. Wielu, którzy natknęli się na kogoś takiego jak ona na ulicy przez zupełny przypadek powiedziałoby, że lepiej już być nie mogło i że jest farciarzem. Jednak on się nie czuł nim zupełnie. Dlaczego? Bo on nie zrobił na niej wrażenia. A już na pewno nie takiego jak ona na nim. Rozmawiając z nią wyczuł, że nie będzie się łatwo do niej zbliżyć. Potrafiła być jednocześnie otwarta na ludzi i do nich zdystansowana. Była w stanie bardzo szybko i zgrabnie odciąć się od rozmówcy gdy zaczynał okazywać chociażby o cień za dużo zainteresowania nią a nie tematem rozmowy. Tylko ona wśród wszystkich zgromadzonych na sali kobiet dawała tak jasne sygnały, że nie jest zainteresowana męskim towarzystwem w zakresie wykraczającym poza rozmowę tu i teraz. Pierwotnie to kazało mu myśleć, że jest z kimś związana. Jednak jedna zgryźliwa uwaga odtrąconego „adoratora” wygłoszona za jej plecami sprawiła, że zrozumiał, iż był w błędzie. Zupełnie go to zaskoczyło. Przez myśl by mu nie przeszło, że taka kobieta może być sama. A jednak była. Z jednej strony ogromnie go to ucieszyło a z drugiej sprawiło, że stała się dla niego jeszcze większą zagadką niż na samym początku ich znajomości. Od tego wieczoru zupełnie nie mógł zebrać myśli. Wiedział a może raczej czuł głęboko pod skórą, że spotkał kogoś wyjątkowego, kogoś kto mógłby zmienić w  jego życiu nie tylko światopogląd a z drugiej strony zupełnie po ludzku bał się odrzucenia i oddania komuś serca po tym wszystkim co przeszedł. Jednocześnie jakiś głos w środku mu mówił, że ona nie potrafiła by nikogo skrzywdzić a zwłaszcza kogoś kogo by kochała. Zdawał sobie sprawę z tego, że jej nie kocha, ale czuł, że jest jedyną kobietą jaką zna, którą mógłby pokochać bez pamięci gdyby tylko pozwoliła mu się poznać. Nie potrafił tego wytłumaczyć i nie chciał. Jedyne czego teraz pragnął to znaleźć taki sposób by być bliżej niej by móc ją dobrze poznać jednocześnie nie wzbudzając jej podejrzeń. Nie wiedział czy może liczyć na miłość z tej znajomości, ale wiedział, że na pewno chciał by być jej przyjacielem, bo już kochał z nią rozmawiać. Z tych myśli wyrwał go telefon od szefa. Nie ma to jak wyczucie czasu pomyślał odbierając niechętnie. Jednak kiedy usłyszał o co chodzi stał się najbardziej chętnym pracownikiem w całym kraju – szef zlecił mu pomoc przy wspólnym projekcie realizowanym z jej firmą, miał być od poniedziałku jej wsparciem i prawą ręką z racji swego doświadczenia w tej dziedzinie, którego jej brakowało. Nigdy w życiu żadne zlecenie nie ucieszyło go bardziej. A jednak czasem potrafisz mi sprzyjać mój parszywy losie – pomyślał odkładając słuchawkę z szerokim uśmiechem.
c.d.n.

6 czerwca 2009

Grekowi


_________________________

Szczegóły TU
 
9 czerwca 2009
Z opowiadania przyjaciela cz. II

Nienawidziła takich spotkań. Dziwaczny ni to służbowy ni to towarzyski twór. Nie można się było od niego wymówić bez konsekwencji. Niby luźny wieczór a i tak wszyscy rozmawiają o interesach i interesikach nawiązując nowe kontakty pod przykrywką dobrej zabawy spięci czy się uda i czy znają wystarczająco wiele osobistości. Później przez tydzień cała firma huczy od plotek kto, gdzie z kim wyszedł, jak był ubrany i jaką gafę palnął. A już najgorsze chyba jest to, że nie można wyjść przed określonym punktem programu spotkania celowo zaplanowanego na koniec imprezy. Trzeba brylować w tłumie uśmiechając się do ludzi, który nas całują w oba policzki a najchętniej wbili by nam nóż w plecy i prowadzić z nimi przyjazne pogawędki. Wszystko to razem przyprawiało ją o mdłości. W akcie protestu przed tym, że jest zmuszona w tym uczestniczyć bawiła się wyprowadzaniem z równowagi wszystkich pewnych siebie samców usiłujących ją nieumiejętnie poderwać. Wciągała ich w dyskusje by obnażyć bezlitośnie ich niewiedzę i pokonywać ich argumentami nie do podważenia. Taki był najlepszy sposób jednocześnie na rozrywkę i pozbycie się ich. W pewnym momencie zauważyła, że do grupki podchmielonych już dyskutantów dołączył zupełnie trzeźwy nieznajomy. Zanim zabrał głos uśmiechnął się rozbrajająco, przedstawił się i uścisnął jej rękę. Nie próbował z nią flirtować, nie robił żadnych aluzji ani nie prawił komplementów. Ewidentnie zaciekawił go tylko temat rozmowy. Ze zdziwieniem zauważyła, że wie naprawdę dużo i potrafi świetnie polemizować traktując jednocześnie współrozmówców z szacunkiem. W przeciwieństwie do wszystkich zgromadzonych przy niej panów prezentował naprawdę ciekawy punkt widzenia i potrafił go obronić. Kiedy rozległ się charakterystyczny stukot palców o mikrofon wzywający z kuluarów zgromadzonych na kulminacyjny punkt wieczoru ze zdumieniem stwierdziła, że rozmawiają już od trzech godzin i nie wyczerpali tematu za to na pewno czerpią z tej rozmowy obopólną przyjemność i zupełnie jej się odechciało iść do domu. Słuchając nudnych jak falki z olejem wynurzeń ze sceny myślała, że chciałaby móc kiedyś jeszcze z nim porozmawiać, wyczerpać kwestie o których mówili i pośmiać się zupełnie szczerze, co jej się zdarzyło wielokrotnie tylko w jego obecności. Długo żaden mężczyzna nie zainteresował jej na tyle by chciała go spotkać drugi raz. Jednak ten miał w sobie jakiś nieodparty urok błyskotliwej inteligencji i ciepła połączonych z niesamowitym poczuciem humoru. Niestety nie współpracował z jej firmą a siedziba jego firmy była tak odległa od jej że jakikolwiek nawet służbowy kontakt był wykluczony. Zupełnie nieoczekiwanie dla samej siebie pożałowała w myślach, że nie dane jej będzie bliższe poznanie tego wyjątkowego człowieka. Nie zapamiętała nic z przemówienia i wręczania nagród, bo cały czas myślała nad służbowym pretekstem kolejnego spotkania z którym mogła by wyjść kiedy skończy się uroczystość. I właśnie kiedy już wymyśliła on się sympatycznie pożegnał i odszedł w stronę drzwi. W myślach dała sobie samej burę, że nie wykazała się refleksem i zapomniała języka w gębie gdy odezwał się pierwszy w momencie kiedy ona już otwierała usta. Co się ze mną dzieje? – zganiła się w myślach. Zachowuje się jak nastolatka. Boszzz chyba za długo jestem sama, że staram się uchwycić za wszelką cenę pierwszego mężczyzny, który jest interesujący. Wróć jedynego mężczyzny w moim otoczeniu, bo do tego gatunku nie zaliczę tych żałosnych imitacji, których widuję na pęczki. Ok. Jestem usprawiedliwiona. Mężczyźni są na wymarciu trzeba więc gonić każdy egzemplarz a już do tego wolny ścigać jak śledczy przestępcę. Tja tak Ci dobrze tak sobie mów pomyślała. On Ci się po prostu podoba, ale nie chcesz się do tego przyznać. No dobrze już dobrze spodobał mi się przecież to nie grzech. Cholera tylko czemu nie zdążyłam zaproponować mu współpracy zanim wyszedł? Starzejesz się,  pomyślała kopiąc kapsel na chodniku przed klatką. Wsiadając do windy zastanawiała się jak długo przyglądał się grupce dyskutantów za nim podszedł do nich i czy widział jak bezlitośnie rozprawiła się z kilkoma ‘kolegami’. Pewnie tak i pewnie przykleił mi z góry etykietkę kobiety, której mężczyźni powinni unikać i nie wdawać się w bliższe kontakty z nią. No i po co ja się nad tym wszystkim zastanawiam? – pomyślała wchodząc do mieszkania. Przecież już więcej go nie zobaczę. W tym momencie usłyszała telefon. Świetnie nawet chwili spokoju myślała usilnie szukając telefonu w torebce. Na wyświetlaczu mieniło się słowo szef, ten to ma wyczucie czasu pomyślała odbierając z kwaśną miną. Jednak kiedy zakończyła połączenie miała na twarzy uśmiech kształtu banana. A jednak mnie tam ktoś na górze lubi – pomyślała. Pól roku wspólnej pracy - mój pierwszy prezent na Mikołaja od losu.

13 czerwca 2009
W telegraficznym skrócie

Tak wiem przeginam i w ogóle pewnie niedługo się na mnie poobrażacie na śmierć, że mnie tak tu mało i jeszcze buduję napięcie a potem nie mam czasu by napisać kolejną część opowieści. Jednak tak po cichutku liczę, że mi wybaczycie nieobecność piśmienną ze względu na to, że przyjechała do mnie wyczekiwana z utęsknieniem Polly. Wiem, że to jest oczywiście tajemnica poliszynela, bo większość z Was ją zna i dawno u niej wyczytało, że się do mnie wybiera i kiedy i nawet w zasadzie nie muszę o tym wspominać jednak biorąc poprawkę na tych co dopiero wracają z długiego weekendu nieświadomi stanu rzeczy o tym wspominam dla własnego usprawiedliwienia. Tak więc kochani orzeł wylądował i owkors nie możemy się jak zawsze nagadać i mamy masę planów i rzeczy do zrobienia więc nie dziwota, że nie ciągnie mnie do komputera i przez kolejne dni nie przewiduję zmiany tego stanu rzeczy. Jeśli więc tęsknicie za historiami mojego pióra i jesteście rozczarowani nieobecnością kolejnej części odsyłam Was do innej historii, którą opisałam w czerwcu 2006 (pisanej za młodych lat więc wybaczcie niedociągnięcia) lojalnie uprzedzając, że tamto zakończenie jest otwarte i będzie je Wam musiała dopisać wyobraźnia. Ja ze swojej strony zaś obiecuję, że jak tylko to będzie możliwe czasowo opisze dalszą część aktualnej opowieści.
Wasza Eris

24 czerwca 2009
Urlopowe bajanie part I

Hmm… od czego by tu zacząć? – pomyślała Eris filozoficznie zasiadając po długiej przerwie do pisania zdając sobie doskonale sprawę z tego, że było to pytanie retoryczne. Rzeczą oczywistą bowiem jest, że należy zacząć od początku. Cofnęła się więc pamięcią do czasu przygotowań do wizyty Polly w Eriskowie by po chwili jej palce odnalazły znajome ścieżki  na klawiaturze, którymi zaraz podążyły znacząc swymi śladami litery układające tą historię. Napisała:
O wizycie Polly wiedziałam z dużym wyprzedzeniem, dużo wcześniej niż uszy jej rodzonej siostry usłyszały marsz weselny a za oknem zaczęła rodzić się wiosna. Dlatego też świadoma nadchodzącej radosnej okoliczności organizowałam sobie moje tymczasowe zajęcie tak by móc mieć czas wolny od pracy kiedy już Pollka przybędzie. Wiązało się to z nienormowanym czasem odrabiania godzin gdyż z wiadomych względów urlop mi nie przysługiwał. W związku z tym więcej mnie nie było niż było w świecie ludzi niczym nie zobowiązanych i wolnych chwil miałam jak na lekarstwo. Jednak nie miałam cienia wątpliwości, że urlop z Polly wart jest wszelkich poświęceń i nawet cieszyło mnie to, że nie mam czasu myśleć i analizować swojego obecnego położenia. Jako, że ludziom pracującym czas przecieka przez palce niebawem nadszedł dzień przyjazdu mojego magicznego gościa. Radowała mnie ogromnie myśl, że będę mogła cieszyć się obecnością mojej przyjaciółki przez stosunkowo długi czas (jak wiadomo dla mnie jest on zawsze za krótki). Martwiła mnie tylko pogoda, której kapryśność w tym czasie przekraczała wszelkie możliwe granice częstując nas nawet gradem w niemalże połowie czerwca. Jednak moje zmartwienia jak zwykle w tej kwestii okazały się niepotrzebne, bo Polly przywiozła ze sobą piękną pogodę i to nie w przenośni a w rzeczywistości. Jak tylko jej pociąg dotarł do Eriskowa wyszło słońce i od tej pory niemal wcale nie zachodziło przeganiając wcześniejszą pluchę. Oczywiście jak na prawdziwą czarownicę przystało Pola zauroczyła swój środek transportu tak skutecznie, że chyba pierwszy raz w historii przyjechał pięć minut przed czasem  przez co prawie bym minęła moment jej przyjazdu sądząc nie bezpodstawnie, że najwcześniej będzie wg planowego rozkładu jazdy. Całe szczęście, że jako całkiem niezła czarownica potrafię się bardzo szybko przemieszczać, bo dzięki temu znalazłam się na dworcu w tempie godnym samego Korzeniowskiego. Byłam tam minutę przed wjazdem pociągu nawet bez zadyszki. Jak się okazało w samą porę by odpowiednio powitać Pollkę w jej drugim domu i wyściskać niemal od razu po wyjściu z wagonu na peron. Oczywiście jak tylko zaczęłyśmy gadać po powitaniu tak gadałyśmy non stop przez cały pobyt Polly na Północy z kilku godzinną przerwą na sen. Standardowo jej opowieści o podróży i jej towarzyszach rozbawiły mnie do łez zanim jeszcze wyszłyśmy z dworca a nim doszłyśmy do domu zdążyłam zapomnieć, że w ogóle kiedykolwiek stąd wyjeżdżała. W Eriskowie mamcia przywitała swoją przyszywaną córkę z właściwym jej wzruszeniem i zaraz przegnała mnie do kuchni po jedzonko dla gościa by mieć Pollkę chociaż chwilę tylko dla siebie. Kiedy się krzątałam po domu aż miło było patrzeć na te dwie gadułki znowu razem. Jak zwykle w magicznym tempie stół zapełnił się pożywnym posiłkiem dla podróżnej z daleka i ciepłą domową atmosferą ludzi, którzy zupełnie swobodnie i zwyczajnie dobrze czują się w swoim towarzystwie. Rozmowom, żartom i wspominaniu nie było końca. Morfeusz został wpuszczony w nasze progi bardzo niechętnie i po dłuuugim dobijaniu się do drzwi. Cudownie było zasypiać z myślą, że od jutra mamy mnóstwo czasu na wspólne wyprawy i odkrywanie nowych lądów;)
Cdn
  
 ~~~~~~~~~~
Ps: Ciąg dalszy opowieści przyjaciela w przygotowaniu, przygotowanie w toku;)


28 czerwca 2009
Urlopowe bajanie part II

Pierwszym nowym lądem na który zabrałam Polly korzystając z cudownej pogody było jedno z moich ukochanych miejsc nad morzem. Jest to najbardziej odludny i najmniej znany turystom kawałek wybrzeża Morza Bałtyckiego a jednocześnie jeden z według mnie najpiękniejszych. Nigdzie indziej w tym paśmie nadbrzeża nie ma tak czystej plaży, tak cudownie miałkiego i drobnego piasku i takiej ciszy. Poza muzyką szumu fal i szelestu wiatru w lesie na wydmach nie słychać nic. Nic nie koi nerwów równie dobrze jak choćby pół godziny spaceru w takim otoczeniu i z takimi dźwiękami w uszach. Uroda tej plaży z miejsca ujęła Polly. Aż miło było patrzeć jak cieszy się, że znów jest nad morzem. Jako starzy piechurzy wyznaczyliśmy sobie odległy punkt zwrotny spaceru brzegiem morza i ruszyłyśmy w drogę. W trakcie spaceru Pollka obowiązkowo pozbyła się butów, sprawdziła temperaturę wody bosymi stopami i wywinęła aniołka na piasku a to wszystko oczywiście w przerwie między snuciem opowieści. Nie obyło się również bez szukania skarbów, bo obiecałam, że gdzie jak gdzie ale na tej plaży na pewno można znaleźć bursztyny. Tak jest to moi drodzy najprawdziwsza prawda. Dzieje się tak dlatego, że jest to naprawdę mało znane miejsce i nikt tam nie szuka złota Bałtyku w przeciwieństwie do innych uczęszczanych masowo plaż gdzie każdy nawet najdrobniejszy jego okruszek zostaje zabrany przez turystów z prędkością światła na pamiątkę. Kiedy to powiedziałam Polly  to mi nie uwierzyła. Powiedziała cos w stylu: Tja tyle razy nad morzem byłam i ani okruszka bursztynu nie znalazłam i nie myśl, że nie szukałam z moim szczęściem nic nie znajdę. A ja jak to ja uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam: zobaczysz, że tym razem na pewno znajdziesz. Wiedziałam, że po ostatnich sztormach na pewno wiele złotych kropelek leży sobie spokojnie czekając na odnalezienie. Nasze poszukiwanie skarbów okazało się bardzo owocne chociaż początkowo znajdowałyśmy raczej nietypowe skarby jak część szczypiec kraba tak moi kochani dobrze czytacie miało to miejsce nad Bałtykiem sami zobaczcie:

czy kość dinozaura jak to określiła Polly, która według mnie nie jest niczym innym jak pozostałością po posiłku z KFC sami oceńcie:

czy rozłożonego przy wydmie naturystę dumnie prezentującego swoje klejnoty, zdaje się, że to pierwsze takie odkrycie w przypadku Polly;) ze zrozumiałych względów nie będzie tu oczywiście dokumentacji fotograficznej:) Po tej serii z lekka dziwacznych znalezisk pojawiło się sporo bursztynków o różnych rozmiarach kształtach i kolorach. Kiedy Pollka je skrzętnie zbierała ja doładowywałam swoje baterie słoneczne, jodowe i nerwowe chłonąc cudną atmosferę tego dnia i bawiąc się sporadycznie w paparazzi tudzież japanese;) Hitem dnia była fryzura Pollki nazwałyśmy ją ala Johnny Bravo, bo według wszelkich przesłanek to na nim wzorował się wiatr rzeźbiąc jej we włosach przy każdym zdjęciu:) No i oczywiście musiałam powiedzieć sakramentalne -A nie mówiłam?- kiedy po kilku godzinach w garści poszukiwacza nie było już miejsca na kolejne okazy bursztynu. Poza nimi standardowo też Polly zebrała jakieś pół kilograma piasku do wysłania przyjaciołom z kartkami w tym spokojnie ze 20 deko na sobie i garść muszelek wszelakich odrzucając te z wkładką czytaj z lokatorami:) W naszym punkcie zwrotnym posiliłyśmy się by mieć siłę dojść z powrotem do punktu wyjścia. Po czym dla odmiany postanowiłyśmy wracać wydmami. I tu oczywiście tez było wesoło, bo wydeptanych ścieżek, którymi szłyśmy nie można było bynajmniej nazwać deptakiem a momentami nawet szło się jak w górach. Na szczęście jednak nie zgubiłyśmy drogi mimo sporego zagadania jak zwykle i dotarłyśmy w okolice cywilizacji ludzkiej.  Tam pozbyłyśmy się resztek piachu z butów, bo z innych partii ciała się nie dało i ruszyłyśmy do miasta. Gdzie jak zwykle w miejscu tysiąca cudów zwanym PKP okazało się, że jak zwykle mamy kiepski powrót czytaj sporo czasu do kolejnego pociągu. Poszłybyśmy sobie do kina, ale niestety w najbliższym nie grali żadnego filmu na jaki chciałybyśmy pójść czytaj Terminator odpada a z kolei późniejsze seanse kolidowały znowuż z pociągiem. Dlatego też poszliśmy w miasto w poszukiwaniu miejsca na obiadokolację i posiedzenie bo już zaczęłyśmy czuć swoje nogi. Co ciekawe wybrałyśmy takie kojarzące się z Egiptem a serwujące tureckie i meksykańskie dania – takie rzeczy to tylko w Polsce. Po takowej sjeście spacerkiem udałyśmy się z powrotem na dworzec by przekonać się, że przy czytaniu rozkładu jazdy z dwóch brunetek wychodzi całkiem niezła blondynka, bo żadna z nas nie doczytała, że pociąg na którym chciałyśmy wrócić nie jeździ w dni wolne od pracy… No cóż bywa jak mawia mój przyjaciel. W czasie oczekiwania na kolejny miałyśmy okazje oczywiście znów się dobrze przyjrzeć jak kiepsko działa PKP, bo niemal wszystkie pociągi były opóźnione w tym jeden EKSPRES o 100 min. Chciałabym by tak chociaż raz jeden z szanownych prezesów spółki do niczego stanął sobie oko w oko z takim tłumem ludzi czekającym tyle czasu. Może wtedy by się coś w końcu zmieniło ale na lepsze. Mimo przymusowego tkwienia na dworcu oczywiście dalej nam humory dopisywały mimo, że zaczęło się robić z lekka chłodno i słońce dawno zaszło. A co robiłyśmy? Oczywiście gadałyśmy planując między innymi co będziemy robić kolejnego dnia. Podróż powrotna wprawiła nas w senność, której potem nie mogłyśmy się już pozbyć nawet w domu przy sprawdzaniu jak zrealizować wymyślony na następny dzień plan, który nawiasem mówiąc już nadszedł i od początku do końca był pełen niespodzianek. Ale o tym już w następnej części:)
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz